72. Otwarte

591 66 9
                                    

Jeśli nie uwierzysz sobie,
nie uwierzysz nikomu innemu.
Jeśli nie zaakceptujesz siebie,
nie zaakceptujesz nikogo innego.
Jeśli nie zrozumiesz siebie,
nie zrozumiesz nikogo innego.
Jeśli nie dostrzeżesz swoich zalet, nie zobaczysz ich w innych.
Jeśli nie wybaczysz sobie,
Nie wybaczysz nikomu innemu.
Gdy pokochasz drugiego człowieka, pokochasz i siebie.
Na tym polega miłość...

Nigdy nie czułem się tak pusty w środku. Jakby z odejściem ode mnie, Kraft zabrał ze sobą kawałek mojego serca. I pewnie tak było. Niektórzy mówią, że gdy w związku dzieje się źle, najlepszym wyjściem jest zerwanie ze sobą. Absolutnie się z nimi nie zgadzam. Według mnie wszelkie problemy w każdym związku są po to, by umocnić więź między dwoma kochającymi się osobami poprzez wspólne pokonywanie trudności... Choć z drugiej strony może Stefan miał rację? Może te wszystkie kłody, które los stawia nam na drodze, są sygnałem, by to zakończyć? Lecz czy to właśnie nie my sami stawiamy je sobie pod nogami i wystarczy wykonać jeden skok, by je przeskoczyć i uwolnić się od nich na zawsze?

***

Od wyjazdu na mistrzostwa świata w Falun dzieliła nas jeszcze tylko jedna noc. Lecz ta noc miała w sobie coś tak dziwnego, tajemniczego czy nawet... strasznego? Zastanawiałem się, gdzie mogę ją spędzić w spokoju, bo nie chciałem teraz nawet przebywać w jednym pomieszczeniu z Kraftem. Możliwe, że dlatego, że on sam tego nie chciał... I właśnie to bolało mnie najbardziej...

-Możesz spać u mnie.- ochoczo zaproponował Markus, jakby czytając w moich myślach. Kiedy indziej po prostu uderzyłbym go w twarz i powiedziałbym by się ode mnie odwalił, lecz teraz nie umiałem się na to zdobyć. Gdy patrzyłem w zielone oczy Niemca, które cały czas spoglądały na mnie z miłością i uwielbieniem, nie umiałem mu odmówić. Zastanawiałem się tylko, czemu wcześniej nie dostrzegałem tego niezbyt przyjemnego dla mnie spojrzenia. Wiedziałem, że nigdy nie będę w stanie odwzajemnić jego uczuć, ale zrobiło mi się go żal... W sumie to tylko jedna noc... Co to, komu szkodzi.

Powoli przemyślając jeszcze raz moją decyzję, pokiwałem głową. Na ten gest, na twarzy Markusa pojawił się promienny uśmiech, którego mimo chęci nie odwzajemniłem. Robiło się już późno, więc Eisenbichler zaprowadził mnie do swojego pokoju. Był podobnej wielkości jak mój i najwyraźniej również przewidziany był dla dwóch osób, choć podwójne łóżko zajmował tylko Markus. Po drugiej stronie stała wyglądająca na wygodną kanapa a obok niej niski stolik na kawę.

-To, co... Ja zajmę kanapę.- stwierdziłem, siadając na niej. W tym momencie pokój wydał mi się o wiele bardziej przytulny, niż na początku mi się zdawało. Dawał mi on pewnego rodzaju azyl od wszelkich trosk i problemów. Łososiowe odcienie ścian stały się milsze dla oka. Moje myśli chcąc nie chcąc, automatycznie pobiegły w stronę Stefana i naszej ostatniej rozmowy. Co do zdjęcia, sam dalej nie byłem niczego pewien. Próbowałem prześledzić cały wczorajszy dzień, mając nadzieję, że przypomnę sobie jakieś niefortunne szczegóły. Pamiętałem tylko, że zabłądziłem na ciemnych, nieznanych mi uliczkach, dlatego droga od hotelu do miejsca, w którym niedawno jedliśmy wspólnie ze Stefanem kolację walentynkową, tak się dłużyła. Restauracja była już zamknięta, a telefon podał mi...

-O nie. Jesteś moim gościem, nie będziesz spał na kanapie.- Markus zrzucił z łóżka swoje nieułożone ubrania i naciągnął kołdrę, po czym usiadł koło mnie.-Zajmij łóżko, ja przeżyję jedną noc tutaj.

Spojrzałem na niego, lekko marszcząc brwi, choć miałem nadzieję, że tego nie zauważył. Byłem mu bardzo wdzięczny za wszystko, lecz mimo tego on w dalszym ciągu budził we mnie niechęć i niepokój. Przyjrzałem mu się uważnie, bo nigdy tego nie robiłem. Już jakiś czas temu stwierdziłem, że jest on nawet przystojny, lecz i tak według mojego mniemania nie dorównuje Stefanowi w najmniejszym stopniu. Jego włosy były dość jasnego odcieniu brązu. Natychmiast przyszły mi na myśl bardzo ciemne, prawie czarne włosy Stefana. Przymknąłem powieki, by odpędzić od siebie wyraz twarzy Krafta. Przecież to nie on jest przy mnie teraz, tylko Markus i mimo, że wolałbym, by było na odwrót, muszę się pogodzić z tą prawdą... Zielone oczy Niemca patrzyły na mnie z... z... ehhh... Tak jak dawno już nie patrzyły piękne, brązowe oczy Stefana...

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz