64. Nie skończył

596 66 5
                                    

07.02.2015

Tego dnia słońce świeciło nadzwyczaj mocno, napełniając nas pozytywną energią. Wszyscy wydawali się być weselsi, mieć w sobie więcej życia i zapału do pracy. O 14:00 miał odbyć się oficjalny trening, godzinę później klasyfikacje, a o 16:30 konkurs, pierwszy w Titisee-Neustadt. Gdy uchyliłem powieki, przez które już od dłuższego czasu przebijało się jaskrawe światło słoneczne, zobaczyłem siedzącego obok Stefana. Na widok moich otwartych oczu, uśmiechnął się.

-Wstawaj śpiochu, już 9:00. Idziemy na spacerek?

***

Dzień naprawdę był bardzo piękny. Gdy szliśmy wzdłuż strumyka, którego wodę częściowo pokrywał lód, słoneczne promienie przedostawały się przez korony przydrożnych drzew i drażniły nasze oczy, odbijając się od jaskrawo białego śniegu. Pomijając fakt, że musieliśmy mrużyć powieki, uczucie to było bardzo przyjemne i mimo, że to dopiero początek lutego, na myśl przychodziła każdemu wiosna.

Stefan przeskoczył przez strumyk, lądując z gracją po drugiej jego stronie na kupce dość świeżego śniegu. Zrobił dwa kroki i kopnął pobliski kamień w powolny nurt, przebijając tym samym cienką, lodową pokrywę. Uśmiechnąłem się i po chwili znalazłem się koło mojego ukochanego, po mniej cywilizowanej stronie strumyka.

-Mogliśmy przejść przez most.- stwierdziłem, wskazując głową lekko na prawo.

-Wiem.- Na twarzy Stefana pojawił się uśmiech.- Ale tak jet ciekawiej.- Cisnął kolejny kamień w wodę, rozpryskując zimną ciecz naokoło.

Uśmiechnąłem się i kucnąłem. Dotknąłem dłonią wody. Okazała się ona jeszcze zimniejsza, niż myślałem. Moje ręka natychmiast zdrętwiała, po czym odruchowo wyciągnąłem ją z wody, ochlapując przy tym Krafta, który odskoczył na bok, śmiejąc się. Teraz i on zapragnął oddać mi, więc nachylił się nad strumykiem, lecz poślizgnął się i chwilę później już znajdował się w wodzie pomiędzy kawałkami lodu. Zaklął pod nosem i niezdarnie spróbował wstać, lecz śliskie kamienie udaremniły mu próbę. Podałem mu dłoń, a on przyjął pomoc. Gdy w końcu wydostał się na brzeg, cały drżał i szczękał zębami.

-Przeziębisz się idioto.- stwierdziłem i ściągnąłem swoją kurtkę, podając mu ją. Jego była cała przemoczona i zdecydowanie go nie ogrzewała. Stefan przysunął się bliżej i przytulił mnie. Poczułem krople wody, spływające z jego włosów na moją szyję. Wzdrygnąłem się lekko. Po chwili drżenie Krafta ogrzewającego się w moich ramionach ustało.

-Może jednak mostek to lepsze wyjście?- uśmiechnąłem się pod nosem.

***

Kwalifikacje ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wygrał Eisenbichler. Myślałem, że i on przez tę całą sytuację nie jest w formie, ale widać myliłem się. Choć z drugiej strony, wyniki kwalifikacji zwykle znacznie różnią się od tych konkursowych. Mimo wszystko stwierdziłem, że wypadałoby, chociaż mu pogratulować.

-Brawo.- Podszedłem do Niemca i posłałem mu lekki, częściowo wymuszony uśmiech, który natychmiast odwzajemnił. Widać, że był bardzo zadowolony z siebie.

-I jak z Kraftem?- zaczął, uśmiechając się cały czas.

-Dobrze.- stwierdziłem szybko, rozglądając się za ciemnowłosym, by nie musieć ciągnąć tej rozmowy. Gdy w końcu go dostrzegłem, odwróciłem się energicznie i ruszyłem w jego stronę. Zatrzymał mnie tylko głos Markusa.

-Michael czekaj!- spojrzałem na niego przez ramię. Niemiec wyraźnie zmieszał się, zapominając, co chce powiedzieć.- Powodzenia.- uśmiechnął się lekko. Westchnąłem. Wiedziałem, że on nigdy się nie odczepi i jak bardzo mu zależy. Czasami wydawało mi się, że przez moją niechęć do niego odbieram mu możliwość bycia szczęśliwym. Ale na to nie byłem w stanie nic poradzić.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz