73. Nie poddawaj się!

532 65 8
                                    

-Mówiliście, że wszystko jest w porządku.- zagadał mnie Popinger, gdy siedzieliśmy przy stole, zajadając śniadanie. Już drugi dzień w Falun, a ja od wczoraj nie rozmawiałem ze Stefanem. Każde spojrzenie w jego stronę przypominało mi, że nie jesteśmy już razem. Wtedy nawet odrobina dobrego humoru, nabytego podczas rozmowy z Manuelem, znikała bez śladu.

- A zdecydowanie nie jest.- ciągnął, odkładając na chwilę kromkę ze szczypiorkiem. Już dziś miały odbyć się pierwsze treningi w tym mieście. dwudziestego pierwszego lutego, czyli za pięć dni rozegrany zostanie konkurs na małej skoczni HS100, poprzedzony kwalifikacjami dzień wcześniej. Dlatego musimy spiąć się i dać z siebie wszystko. Choć nie wiem, ile wynosi moje ,,wszystko" w obecnym stanie. Wyobrażałem sobie, że i Stefan czuje się okropnie, lecz bardzo się zdziwiłem, gdy sprężystym krokiem wszedł do jadalni. Jego twarz przyozdabiał szeroki uśmiech. Po jego zachowaniu łatwo stwierdziłem, że nie  przypominało ono w najmniejszym stopniu jego zwykłych poczynań. Mimo wszystko usiadł przy naszym stoliku, lecz nie obok mnie jak to robił zazwyczaj, lecz z drugiej strony Manuela. Ten tylko zmierzył nas obu pytającym spojrzeniem, ale gdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi, wrócił do jedzenia. Nie odzywałem się i tylko w milczeniu wpatrywałem się w ciemne oczy mojego ukochanego. Mimo, że w pomieszczeniu było jasno, brązowe tęczówki zlewały się ze źrenicami, tworząc jedną całość. Zauważyłem jednak, że te piękne oczy patrzące na owsiankę przed sobą, są dziwnie puste mimo uśmiechu na ustach. Przez cały posiłek nie uchwyciłem ani jednego, choćby najmniejszego spojrzenia w moją stronę. Traktowanie mnie jak powietrze, co wyjątkowo mu się udawało, bolało jeszcze bardziej niż jedno zwykłe ,,spierdalaj".

***

Zaraz po treningu, gdy wykończony wróciłem do mojego pokoju, miałem wielką ochotę zamknąć się w łazience i skulić gdzieś w kącie. Nie mogłem już dłużej znieść natarczywych spojrzeń Markusa, uśmieszków satysfakcji Gregora i olewczego nastawienia Stefana. Miałem tego najzwyczajniej dość. Przecież ja nic nie zrobiłem! Powtarzałem sobie na okrągło. Nic nie piłem! Markus kłamie! Przekonywałem samego siebie, siadając na łóżku i zakrywając twarz dłońmi...

-Musimy cię stąd zabrać.- usłyszałem znajomy głos tuż obok mnie. Nawet nie zauważyłem, jak do pokoju weszli Manuel i Thomas.

-Bo nam jeszcze w jakąś depresję popadniesz.- Diethart uśmiechnął się promiennie, choć w jego głosie wyczuwałem powagę świadczącą o tym, że wcale sobie nie żartuje. Odwzajemniłem uśmiech i z wielką chęcią opuściłem pokój wraz z dwójką moich przyjaciół. Ostatnio bardzo ich zaniedbałem, przez co zrobiło mi się wstyd. Zajmowałem się Kraftim i nieustannym odpychaniem zalotów Eisenbichlera. A to przecież oni pomogli zorganizować nam walentynki, bo sam Stefan powiedział mi, że dostawał cenne rady od Thomasa, a za mnie wszystko idealnie zaplanował Popinger. W tej chwili, gdy wychodziliśmy z hotelu, a zimne powietrze uderzyło w nas, słusznie stwierdziłem, że tylko taki przyjacielski wypad jest w stanie trochę odpędzić mnie od ponurych myśli, choć to wcale nie jest takie łatwe.

Wpadliśmy do pierwszego lepszego baru za rogiem i zamówiliśmy trzy kufle piwa. Jak dawno nie piłem tak ,,spokojnego" alkoholu w towarzystwie kumpli. Tego właśnie było mi trzeba. Luźna rozmowa, piwko, przyjaciele, śmiech. Czego chcieć więcej?

-To teraz opowiedz nam, o co tak właściwie chodzi?- zaczął Popinger, gdy opróżniliśmy drugi kufel złotego napoju.

-A o co ma chodzić?- spytałem, udając głupiego, choć doskonale wiedziałem, co on ma na myśli.

-No co się zaś stało między tobą a Stefanem. Rozumiem jakieś małe kłótnie czy coś, ale to wygląda naprawdę poważnie.- zmarszczył brwi, przypatrując się mi z uwagą.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz