77. Poranek

568 63 6
                                    

Obudziłem się rano z dużymi pokładami pozytywnej energii, jakie dawno nie gościły w moim sercu. Wiedziałem, że dziś drużynówka i za wszelką cenę chciałem dać z siebie wszystko, by nie zawieźć kolegów z drużyny i wszystkich Austriackich kibiców, którzy na nas liczą. Wyjrzałem przez okno, gdy natarczywy dźwięk budzika wskazującego godzinę 6:00 spędził mi sen z powiek. Dopiero o 9:00 mamy trening, ale ja muszę przecież jeszcze przygotować się i zajść do kwiaciarni. W nocy było mi niemiłosiernie gorąco, więc ściągnąłem koszulkę od pidżamy. Wzdrygnąłem się, gdy zimne powietrze wlatujące przez okno omiotło mnie całego. Natychmiast odsunąłem się bardziej w głąb pokoju, gdzie w dalszym ciągu było dość duszno. Zastanowiłem się przez chwilę, co mam zrobić w tym momencie i wpadłem na pomysł. Chciałem w dzisiejszym konkursie pokazać, że moja forma nie jest taka zła, jak wszystkim się wydaje i przyczynić się do podium naszej drużyny. W skład naszego teamu wchodzili Gregor, Popinger, Kraft i ja. Nakazałem sobie, że mimo iż bliska obecność dwóch z nich bardzo mnie drażni i wyprowadza z równowagi, będę z nimi współpracował i nie dam sobie zniszczyć tego dobrego humoru, z którym rozpocząłem dzień.

Stanąłem na łóżku i ustawiłem się w pozycji najazdowej. Wiedziałem, że dobre wybicie to już połowa sukcesu. Wykonałem więc pare prowizorycznych skoków z łóżka. Przy każdym napinałem mięśnie, starając się, by jak najlepiej się przygotować. Nawet nie zauważyłem, jak drzwi prowadzące na korytarz otwierają się. Z obecności kogoś w moim pokoju zdałem sobie sprawę dopiero, gdy po którymś skoku z kolei usłyszałem brawa. Natychmiast spojrzałem w stronę, z której one dochodziły. W progu stał uśmiechnięty Stefan. Przez głowę przeszła mi myśl, by nakrzyczeć na niego, że wchodzi tu nieproszony bez pukania, ale na szczęście zrezygnowałem z tego pomysłu. Pamiętaj Michi, masz się dzisiaj z nikim nie pokłócić! Nakazywałem sobie, więc odwzajemniłem uśmiech Austriaka.

-Wychodzi ci to coraz lepiej. Widać duże postępy.- pochwalił mnie, w dalszym ciągu nie przechodząc przez próg drzwi, jakby przewidywał moje wcześniejsze myśli.

-Dzięki.- mruknąłem i podszedłem do okna, by je zamknąć, bo zimne powietrze zaczęło już drażnić moje nagie plecy. Dopiero w tym momencie przypomniałem sobie, że nie mam na sobie koszulki. Odwróciłem się natychmiast, czując na sobie nieprzyjemny wzrok Stefana. Nie pomyliłem się, bo zastałem go wpatrzonego w miejsce, w którym przed chwilą stałem plecami do niego. Teraz utkwił swoje spojrzenie w okolicach mojego obojczyka. Pokręciłem tylko głową z uśmiechem, dorywając świeżą koszulkę i w pośpiechu nałożyłem ją na siebie. Z satysfakcją stwierdziłem, że na twarzy Krafta pojawił się rumieniec, a on sam odwrócił wzrok zmieszany.

-Moje ciało jest zarezerwowane dla mojego chłopaka.- stwierdziłem już ubrany.

-A masz kogoś?- niby nic nas już nie łączyło i to z jego wyboru, ale w jego głosie wyczułem napięcie. Chciałbym zobaczyć jego minę, gdybym powiedział ,,tak". Jednak postanowiłem nie robić mu takich psikusów i odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

-Nie. Na razie możesz szczycić się mianem mojego pierwszego i do tej pory ostatniego chłopaka.- Nie wiem, czy miałem zamiar się uśmiechnąć, a nawet jeśli, to nie wyszło, bo zamiast uśmiechu na mojej twarzy pojawił się dziwny grymas, na który Stefan zarumienił się jeszcze bardziej. Nie rozumiałem jego zachowania, ale nie miałem zamiaru dłużej przebywać z nim w jednym pomieszczeniu.

-To chciałeś coś konkretnego, czy tak po prostu postanowiłeś poprzeszkadzać mi o poranku?- wziąłem z szafki ręcznik, mydło i świeże ubranie, ruszając w stronę łazienki.

-Kuttin chce nas widzieć wcześniej u siebie. Więc nie o 9:00 a o 8:30.- pokiwałem głową na znak, że rozumiem i odprowadziłem wzrokiem Krafta, który opuścił mój pokój, a ja mogłem zacząć poranną toaletę.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz