31. Zdanie

804 88 13
                                    

Wypadłem na zaśnieżoną uliczkę przed hotelem, dygocząc ze złości i z zimna, które mną ogarnęło. Nie zważałem jednak na to. Przetwarzałem słowa wypowiedziane przez mojego tatę. Jak on w ogóle mógł tak zareagować? Czy to nie on wraz z mamą uczyli mnie tolerancji od małego? Ale przecież nie... Syn to co innego... Syn to ma mieć żonę, dziecko i posadzić drzewo, nie mówiąc o budowie domu. Że co, do każdego trzeba tolerancyjnie a na syna się wyprzeć?

W końcu opadłem na jakąś ławkę, gdzieś z tyłu budynku. Wokół nie było nikogo. Wszyscy albo jeszcze odsypiali, albo byli na treningach. Wszystko zależało od miejsca w ogólnej klasyfikacji. Stefan, który cały czas podążał za mną w ciszy, usiadł obok. Spuściłem głowę, a ten tylko przyglądał mi się w milczeniu. Po chwili poczułem jego dłoń na mojej. Uścisnąłem ją mocno i spojrzałem w oczy mojego ukochanego.

-Wszystko będzie dobrze.- Powiedział cicho, starając się, by jego głos zabrzmiał przekonująco.- W końcu zrozumieją...

-Ale ja nie chcę, by rozumieli. Ja sam tego nie rozumiem. Pewnych rzeczy po prostu nie trzeba, a nawet nie można zrozumieć. Nikt sobie nie wybiera, w kim ma się zakochać. Ja pokochałem mężczyznę i to najwspanialszego na świecie, ale tego nie rozumiem. Po prostu tego nie da się zrozumieć. Tak jest i tyle. Oni powinni uszanować, że jestem ciut inny od większości społeczeństwa. Że nie jestem idealnym synkiem.- Wypowiedziałem niemal jednym tchem wszystko, co nękało moje serce. Jeszcze mocniej ścisnąłem dłoń Stefana, który teraz wpatrywał się we mnie, przygryzając dolną wargę.

-Będzie dobrze...- Powtórzył, po czym przybliżył się do mnie i przytulił. Wtuliłem głowę w jego ramię, powtarzając sobie w myślach te dwa słowa ,,Będzie dobrze, będzie dobrze". Na chwilę przymknąłem oczy. Jak dobrze było zatracić się w ciemności, czując przy sobie ciało kochanej osoby. Gdy rozwarłem powieki, ujrzałem moją mamę, stojącą na rogu budynku i patrzącą na nas w ciszy. Odstąpiłem od Krafta i obaj spojrzeliśmy w tamtą stronę. Kobieta powolnym krokiem podeszła do nas. Stefan chciał wstać z ławki i odejść, lecz udaremniłem mu to, mocno trzymając jego rękę. Nie chciałem znów zostać sam z osobą, która będzie wypominać mi, jaki to ja nie jestem i jaki być powinienem. Trochę zmieszany, znów usiadł na ławce. Moja mama nie protestowała, by Stefan towarzyszył nam w tej rozmowie, która teraz niewątpliwie miała nastąpić. Odsunąłem się trochę, robiąc koło siebie miejsce dla niej.

-Michael...- Zaczęła cicho, przyglądając się mi i Kraftiemu. Czekałem, co ma mi do powiedzenia.- Kochasz go?

Spojrzałem na Krafta, który najwyraźniej nie chciał się mieszać w sprawy moje a moich rodziców. Miał wzrok utkwiony w chodniku.

-Mamo...- westchnąłem.- Ja kocham jego i tylko jego, całym sercem. Teraz, gdy już poznałem to uczucie, nie jestem w stanie wyobrazić sobie życia bez niego. Nic na to nie poradzę.

Spojrzenie mojej rodzicielki omiotło nas po raz drugi. Tym razem zdawało mi się, że kąciki jej ust lekko uniosły się ku górze.

-Nie przejmuj się ojcem.- stwierdziła po chwili.- On, gdy tylko to wszystko przetrawi, na pewno was przeprosi. Przecież liczy się twoje szczęście.- Teraz już naprawdę uśmiechnęła się do mnie.

-Czyli co?- Spytałem rozkojarzony.

-Czyli cieszę się, że mój synek jest szczęśliwy niezależnie czy z kobietą, czy z mężczyzną. Mam nadzieję, że po prostu będzie wam ze sobą dobrze.

Na te słowa posłałem jej piękny uśmiech i mocno przytuliłem. Nie wierzyłem, że ta rozmowa może potoczyć się takim śladem.

-Dziękuję.- Powiedziałem rozpromieniony. Byłem  jej wdzięczny za wszystko. Choćby za przywrócenie mi wiary w ludzi, którą przed chwilą odebrał mi drugi z rodziców.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz