44. Ufasz?

689 77 19
                                    

Po dekoracji i salwie zdjęć robionych mojemu chłopakowi, w końcu udało nam się wyrwać z ogólnego zgiełku. Byłem naprawdę dumny ze Stefana i bardzo cieszyłem się jego szczęściem. Bardzo ważne w życiu są te chwile, gdy, chociaż na krótki moment możemy oderwać się od ponurych myśli i zagłębić się w tym wspaniałym uczuciu zwanym radością. A wystarczy przecież tylko jedno wydarzenie, by poprawić sobie humor na długi czas. I jedno, by ten humor popsuć...

Gdy dotarliśmy do pokoju, na zewnątrz robiło się już szaro. Przebraliśmy się i jednomyślnie postanowiliśmy spędzić resztę tego dnia na zasłużonym odpoczynku. Oczywiście w międzyczasie do naszego pokoju zawitał Richard z zaproszeniem na imprezę, ale uznaliśmy, że jedna zabawa na dwa dni całkowicie nam wystarczy, zważając na to, że już jutro opuszczamy Polskę i wylatujemy do Japonii, a pewnie i tam Freitag urządzi niejedną imprezę.

-Mamy jakieś konkretne plany na wieczór?- spytałem Stefana, gdy ten usiadł na łóżku obok mnie, opierając głowę o moje ramie.

-Co powiesz na spacerek?- Uśmiechnął się, a ja natychmiast odwzajemniłem gest. Wspólne wyprawy stały się już prawie tradycją. Nic dziwnego. Przecież cisza, spokój, bliskość natury i ukochanej osoby sprawiają, że w tych chwilach czułem się naprawdę wspaniale.

Niedaleko od naszego hotelu znajdował się las. Póki jeszcze było dość jasno, znaleźliśmy w nim małą drużkę i ruszyliśmy nią. Takie miejsca były najwspanialsze do wspólnych spacerów. Gdy zapadł zmrok, a w panującej wokół ciszy słychać było tylko granie świerszczy, powolne oddechy i bicie serc, chwile te stawały się naprawdę magiczne. Zacisnąłem dłoń na dłoni mojego ukochanego. Szliśmy dalej wąską ścieżką, aż znaleźliśmy się na odsłoniętej polanie. Nad ziemią unosiła się lekka mgła, która zwilżała nasze włosy, jednak to w niczym nie przeszkadzało. Godzina przecież jeszcze młoda.

-Chciałbym, by takie chwile trwały wiecznie.- Z uśmiechem stwierdził Stefan, kładąc głowę na moim ramieniu, gdy zatrzymaliśmy się na chwilę. Pogładziłem jego czarne, rozczochrane, wilgotne od mgły włosy i złożyłem na nich pocałunek.

-Ja też Krafti.- Przymknąłem oczy.

***

Do hotelu wróciliśmy dopiero około 22:00. Trochę czasu zajęło nam znalezienie drogi powrotnej do wyjścia z lasu, a później dojście do budynku. Gdy już znaleźliśmy się w ciepłym i suchym pokoju, Stefan natychmiast ruszył do łazienki. Przetarłem włosy ręcznikiem. Niby taka zwykła mgła, ale przez nią wyglądałem, jakbym dopiero co wyszedł z basenu.

Usiadłem na łóżku, biorąc do ręki telefon. Nawet nie zauważyłem, jak drzwi naszego pokoju otwierają się i staje w nich jakaś osoba.

-Gdzie to się chodziło po nocach?- Usłyszawszy głos Eisenbichlera i aż podskoczyłem. Po pierwsze zaskoczyło mnie to, że znów nie zamknąłem drzwi, co raczej powinno już wejść mi w nawyk, po drugie sam fakt, że Markus wchodzi tu nieproszony i jeszcze dopytuje się o rzeczy, o których w żadnym stopniu nie musi wiedzieć.

-A ty nie na imprezie? Twój rodak na podium, powinieneś się bawić z innymi.- Stwierdziłem sucho, wracając do patrzenia na telefon, by nie musieć nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego.

-Oni sobie wspaniale poradzą beze mnie.- Oznajmił, siadając na łóżku Krafta, lecz natychmiast zszedł z niego, widząc mój zbulwersowany wzrok.

-Czego ty tu wiecznie szukasz?- spytałem zniecierpliwiony, gdy Markus nie odzywał się przez parę minut, tylko znów wrócił do brzydkiego zwyczaju wpatrywania się we mnie.

-Zastanawiam się, czemu ty nawet nie chcesz dać mi szansy.- stwierdził spokojnie, nie odrywając ode mnie wzroku.

-Czy my już o tym przypadkiem nie rozmawialiśmy?- Westchnąłem.- Nie interesujesz mnie Markus. Czemu oszukujesz się, że jest inaczej, że kiedyś coś się zmieni? Czemu tak ci zależy?

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz