66. U Norwegów

579 60 7
                                    

Przez resztę dnia mieliśmy ochotę po prostu zostać w pokoju i odpocząć przed wieczorną imprezą, ale jak to zwykle bywało, nasze plany trafił szlag. Norwegowie widocznie bardzo przejęli się organizowaną zabawą, bo w przeciągu następnej godziny, odkąd wyszli z naszego pokoju, przynajmniej trzy razy wrócili, by spytać, czy nie mamy pożyczyć jakichś konkretnych rzeczy. Ale dopiero gdy w całym hotelu zabrzmiała głośna muzyka, a jej repertuary były zmieniane co pare sekund, nie wytrzymaliśmy i opuściliśmy pokój.

Resztę dnia spędziliśmy w sklepie, a konkretnie w małej wnęce pod sklepowymi schodami, którą dopiero co odkryliśmy. Wejście do swego rodzaju schowka, w którym ustawiona była duża i wygodna kanapa, zasłaniała szeroka zasłona, tworząc w ten sposób przyjemne i oryginalne miejsce do odpoczynku. Leżeliśmy na granatowej sofie objęci. W ,,pomieszczeniu" panował przyjemny półmrok. Wokół było zupełnie cicho i tylko co jakiś czas słychać było odgłos otwierania drzwi, czy tupot ludzkich kroków na schodach, które prowadziły do sklepu, znajdującym się na pierwszym piętrze. Mimo wszystko to miejsce było bardzo przyjemne i co dziwne- czyste. I dopóki nikt nie wie, że tu siedzimy, nie może nam przeszkadzać i to jest wspaniałe. Bo wątpię, że ktoś miałby tu wchodzić akurat w tym momencie, by zobaczyć na starą kanapę.

-Już niedługo walentynki.- usłyszałem głos Stefana z mojej prawej strony. Miałem przymknięte powieki, więc tylko pokiwałem głową. W supermarkecie, w którym byliśmy na chwilę dla zabicia czasu, nim odkryliśmy tę fantastyczną kryjówkę pod schodami, widzieliśmy wiele ozdób właśnie na to wspaniałe święto zakochanych. Uśmiechnąłem się na myśl, że w tym roku będę mógł je spędzić z osobą, którą naprawdę kocham. Ścisnąłem dłoń Stefana i ucałowałem jego policzek, na co on przekręcił głowę, złączając nasze usta.

***

Impreza zapowiadała się na rzeczywiście ogromne przedsięwzięcie. Widocznie naszym kolegom bardzo zależało na licznym gronie gości, ponieważ w dość dużym tłumie ludzi, którzy zgromadzili się już na poddaszu naszego hotelu, gdzie znajdowała się pokaźnych rozmiarów sala taneczna, ujrzałem wiele osób, których nigdy wcześniej nie miałem okazji spotkać. Jak okazało się chwilę później, byli to znajomi naszych Norweskich skoczków, ściągnięci gdzieś z pobliskich miast.

-To jest Anders J. to Anders G. dalej Anders T. a ten tu to Anders W.- uśmiechnięty Hilde przywitał nas w drzwiach, wskazując na czwórkę najbliżej stojących nas nieznajomych.- A po drugiej stronie stoją Anders L. i Anders O. a Anders K. jest chyba w toalecie.- Rozejrzał się wokół, a ja próbowałem zapamiętać, który Anders to który, ale zaniechałem tej próby.

-Możecie mówić po prostu Anders do każdego, tak chyba będzie prościej.- stwierdził Tom i po chwili dodał.- Albo w sumie nie musicie z nimi gadać, bo wątpię, czy którykolwiek z nich dobrze zna angielski. Choć przedstawić się raczej umieją.- Norweg wyszczerzył zęby i tanecznym krokiem ruszył w tłum ludzi. Przewróciłem oczami z uśmiechem. Rozglądnąłem się po sali. Całe pomieszczenie utrzymane było w jasnych odcieniach beżu i błękitu. Małe okna, znajdujące się na skośnym suficie, były zakryte jakimś materiałem mimo, że nie było to konieczne, bo na zewnątrz panowała już zupełna ciemność. Kolorowe światła biegały po podłodze i ścianach, oświetlając parkiet, na którym zgromadziło się już znaczna grupa ludzi. Głośna muzyka zakłócała myśli, ale gdy ktoś był już na imprezach Richarda, zdążył się do tego przyzwyczaić.

W rogu stał duży barek. Rozejrzałem się wokół za Leyhe, który zwykle polewał wszystkim obecnym, lecz tym razem zauważyłem go przy stoliku w rogu sali obok Freitaga.

-Stephan pozostaje wierny rodakowi.- oznajmił mi przechodzący obok Fannemel.- Rysiu namówił go, by nie zajmował się alkoholem na naszej imprezie.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz