28. Obaj.

821 91 7
                                    

-Michi, wiesz, że niezależnie jak ci dziś pójdzie, my i tak będziemy z ciebie dumni.- Zaraz przed rozpoczęciem konkursu oznajmiła moja mama.

-Wiem.- uśmiechnąłem się do niej.- Bardzo cię kocham.

-Ja ciebie też.- Przytuliła mnie. Dawno już nie czułem tego przyjemnego ciepła matczynych ramion. Szkoda mi jej, że musi na mnie czekać tak długi okres roku. Naprawdę chciałbym się z nią spotykać częściej, ale nie mogę. Wiem, że ona to doskonale rozumie i jest ze mnie dumna, ale również jestem świadom, że wolałaby mieć mnie przynajmniej w tym samym mieście, by nie musieć martwić się o mnie za każdym razem, gdy zasiadam na belce, wychodzę z progu i pokonuję niekorzystne warunki i własne słabości podczas skoku. No cóż... Tak już jest i najwyraźniej tak już musi być.

***

Poszliśmy ze Stefanem do pomieszczenia, w którym mieliśmy czekać na nasz skok. Humory mieliśmy wręcz znakomite. Pogoda była piękna, idealna do oddawania dalekich skoków. Przyjemne słońce, lekki, dość stabilny wiatr. Ogarnęliśmy już sytuację z Claudią, Gregor na razie siedzi cicho i niech tak pozostanie, do tego mam wspaniały doping rodziców, mojego ukochanego oraz austriackiej publiczności. Wczorajszy luźny dzień również zrobił mi na dobre i pozwolił odpocząć nie tylko ciału, ale i myślom. Zaczynałem ten konkurs z wielką falą pozytywnej energii. Miałem dziś rywalizować z Ammannem, z czego bardzo się cieszyłem. Mam wielki szacunek do tego Szwajcara i uważam, że nasz pojedynek może być bardzo ciekawy. Stefanowi dostał się Polak, Aleksander Zniszczoł. Krafti pokona go, nawet skacząc tyłem, choć może biało-czerwony będzie mieć szczęście? Ten sport jest o tyle piękny, że nigdy niczego nie można być pewnym.

-Kraft, Hayböck wierzę w was. Liczę dziś na dwóch Austriaków na podium.- zagadał do nas Hofer.

-Jasne szefie. Załatw nam wiatr pod narty, a my już zrobimy swoje.- Zaśmiałem się.

-O to się nie martwcie. Będzie huragan pod narty dla naszych.- Walter również uśmiechnął się i odszedł powolnym, wyniosłym krokiem.

***

Atmosfera wśród skoczków wydawała się być dość nerwowa. Każdy chciał wypaść jak najlepiej podczas ostatniego w tym sezonie konkursu Turnieju Czterech Skoczni. Ja ze Stefanem radziliśmy sobie z emocjami dość dobrze.

-Obstawiamy, obstawiamy!- usłyszałem znajomy mi głos.- Obstawiamy podium!

Zaraz za nim potoczył się głos, należący do innej osoby.

-No śmiało, śmiało! Kto będzie pierwszy, kto drugi, a kto stanie na najniższym stopniu podium? Zakłady przyjmujemy do rozpoczęcia pierwszej serii.

-A według was kto wygra?- dwaj Niemcy, Wellinger i Wank podeszli do mnie i Stefana, siedzących już na dużej wygodnej kanapie. Obaj wskazaliśmy siebie nawzajem i zaraz po tym parsknęliśmy śmiechem.

-Macie synchron.- zaśmiał się starszy z Andreasów W.

-Krafti jak ty nie wygrasz tego, to kto?- uśmiechnąłem się do mojego ukochanego, wyciągając z plecaka jakieś drobne na symboliczny zakład.

-Ty.- odpowiedział zdecydowany.

-Tylko, że ja w przeciwieństwie do ciebie jeszcze nic nie wygrałem.

-Kiedyś musi być ten pierwszy raz.- odpowiedział, wykładając na tacę parę euro.

***

Tak jak myślałem, Stefan bez najmniejszego problemu pokonał Polaka, skacząc na wspaniałą odległość 133,5m, przy czym Zniszczał osiągnął zaledwie 109,5m. Krafti wyszedł na prowadzenie ku wielkiej uciesze mojej i austriackich kibiców.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz