40. Drużynówka

684 88 7
                                    

Jakieś walenie, głośny huk. Czy to mój mózg właśnie wybuchł od natłoku myśli, czy nas bombardują? Cisza. Znów natarczywe walenie, ale teraz jakby z bliska. Te dźwięki wyrwały mnie ze spokojnej krainy snów i powróciłem do szarej rzeczywistości. Huk okazał się pukaniem do drzwi. Ha! Przechytrzyłem frajera, który chce się tu dostać i wieczorem zamknąłem drzwi na klucz. I dobrze, bo jakby teraz wpadła tu jakaś nieproszona osoba, to obawiam się, że wiele osób dowiedziałoby się o naszej orientacji, szczególnie gdyby był to ktoś pokroju Fettnera.

Obróciłem lekko głowę w prawą stronę. Leżałem na plecach, a Stefan obejmował mój brzuch, wtulony we mnie. Jego jedna noga zawijała się na mojej. Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc, że żaden natarczywy pukacz nie może nam teraz przeszkodzić.

-Michael! Stefan! Trener chce nas wszystkich widzieć na treningu za pół godziny! Więc jeśli nie chcecie dostać porządnego opiepszu, radzę się sprężać!- Usłyszałem krzyk zza drzwi. Cholera, to był Thomas, a z tego co mówił, wynika, że mamy strasznie mało czasu na ogarnięcie się.

-Ja naprawdę nie chcę wam przeszkadzać, ale jest już dziesiąta!- Jeszcze jeden krzyk Dietharta i usłyszałem jego pośpieszne kroki po korytarzu.

Dziesiąta?! Przecież dopiero zasnęliśmy! Jeszcze na chwilę zamknąłem powieki, po czym wolną ręką, bo drugą w dalszym ciągu ściskał Kraft, szturchnąłem go lekko.

-Stefan...- Szepnąłem mu do ucha.- Wstawaj.

Mój ukochany poruszył się i powoli otworzył oczy. Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

-Dzień dobry.- Wyszeptał.

-Dzień dobry.- uśmiechnąłem się.- Jest 10:00 a za pół godziny mamy trening, więc powinniśmy się zbierać.

-Ja nie chcę nigdzie iść.- Stwierdził Krafti, bardziej wtulając się we mnie.- Ja chcę tu zostać przy tobie już na zawsze. Tutaj czuję się taki szczęśliwy i bezpieczny.

Na te słowa złożyłem na jego czole pocałunek i pogładziłem jego piękne, ciemne włosy. Leżeliśmy tak jeszcze przez chwilę, po czym musieliśmy wstać i ogarnąć się przed treningiem. Gdy byliśmy już przygotowani do wyjścia, od wyznaczonej godziny dzieliło nas jeszcze pięć minut. Wybiegliśmy z pokoju jak z procy z kurtkami i torbami z naszymi rzeczami w ręku. Wpadliśmy do stołówki i biorąc z niej po jednym jabłku na drogę, bo nie mieliśmy czasu na żadne porządne śniadanie, wypadliśmy z hotelu. Do hali sportowej, gdzie odbywać się miał nasz trening, było niedaleko, jakieś dziesięć minut spacerkiem, ale patrząc na to, że mieliśmy jeszcze tylko dwie minuty, a Kuttinowi podpadłem już niedawno, więc nie miałem zamiaru znów mu się narażać, wypadałoby się pospieszyć. Puściliśmy się więc biegiem, co wcale nie było takie proste ze względu na oblodzone chodniki. Jakby tego było mało, na naszej drodze stanęła znacząca przeszkoda, jaką były fanki. Cholera, ja naprawdę staram się dbać o moich fanów, ale to stanowczo nie jest odpowiedni na to moment. Próbowaliśmy im powiedzieć po angielsku, że już jesteśmy spóźnieni i spieszymy się, ale najwyraźniej żadna z nich nas nie zrozumiała, bo wciąż nalegały o autografy. Walkę podniósł jednak Stefan, wyraźnie już zdenerwowany. Chwycił mnie za rękę i przeciągnął przez grupkę dziewczyn. Znów puściliśmy się biegiem, zostawiając zawiedzione i zbulwersowane fanki za sobą.

W końcu dotarliśmy do celu zmęczeni i zdyszani, ale tylko z pięciominutowym opóźnieniem.

-Widzę, że Michael i Stefan postanowili sami zrobić sobie trening.- Zaśmiał się nasz trener. Uśmiechnęliśmy się do niego, w dalszym ciągu próbując opanować szybki oddech. Powlekliśmy się do szatni, w której nie było już nikogo i przebraliśmy się. Na trening przyszli tylko ci, którzy startowali w dzisiejszej drużynówce, widać pozostałej części się po prostu nie chciało.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz