86 Łzy Snape'a

243 14 5
                                    

Snape stał tak w ukryciu z Lucjuszem. Wyraźnie przygnębiony i zagubiony w swoich myślach pierwszy raz okazał takie emocje Malfoy'owi. Obaj mężczyźni wiedzieli na czym polega problem.

             - Nie powiedziałeś jej. Nie zdążyłeś, bo zbyt się bałeś - powiedział Lucjusz. Severus zerknął na niego i uniósł głowę.

             - Dlatego to tobie przekazuje ten obowiązek - odpowiedział czarodziej.

             - To było twoje zadanie! Ty dałeś słowo Racsess'om, że Erika się o wszystkim dowie! A teraz co? Wiesz po co on cię wzywa - warknął ojciec Dracona. Zapadła cisza. Mężczyźni patrzyli na siebie wściekle. Każdy z nich miał odrobinę racji. Po śmierci Severusa to Lucjusz był zobowiązany powiedzieć Erice prawdę. Choć i tak nie znał jej tak dobrze jak Snape.

Po tych słowach Lucjusz zniknął z pola widzenia Severusa. Opiekun Eriki został sam z własnymi myślami.

Nie tak to sobie wyobrażał. Planował odejść z tego świata z czystym sumieniem. Powiedzieć Erice o jej przeszłości. Nie udało mu się. I w dodatku utworzyła się między nimi ta więź. Nagle nie chciał umierać. Pomyślał sobie co by się stało gdyby nie chciał tak bardzo umrzeć podczas tej wojny. Przeżyłby i miałby okazję być lepszym człowiekiem. Ale czy dla kogoś takiego jest szansa na stanie się lepszym? Zawsze będzie żył z piętnem. Z tymi myślami udał się na spotkanie z Czarnym Panem.

Zastał go tam. Przy nim czuwała Nagini. Wiedział, że to już koniec. Na brodę Merlina, czy on żałował, że do tego doszło? Że dał się tutaj złapać i przypieczętować swój los. Bardzo możliwe.

Rozpoczęła się rozmowa. Odnośnie Czarnej Różdżki. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Voldemort wie, że kłamie. Wolał jednak nie dawać po sobie tego poznać. Nastał ten moment. Czarny Pan był wystarczająco blisko, aby zadać cios.

Śmiertelny.

Zrobi to. Zginie tutaj. Nagle w odbiciu jednego z okien zobaczył znajoma sylwetkę.

Erika.

Poczuł jak jego tętno wzrasta. Nie życzył sobie, aby widziała jak ginie. Miała tego nie widzieć. Chciał się teraz z tego bagna wyratować. Musiał sprawić, aby narazie żył.

             - Mój panie... - zanim dokończył Voldemort wysyczał jego słowo do swojego pupila.

             - Zabij! - Nagini wystrzeliła jak z procy do Severusa doczepiając się jego gardła. Po chwili rozbrzmiał inny głos a w pomieszczeniu znalazła się trzecia osoba.

             - Stop. Nie zabijaj! - język węży Eriki potrafił zmrozić krew każdemu czarodziejowi. Ku zdziwieniu samego Voldemorta gad zatrzymał atak wyjmując kły z szyi Severusa.

             - Jak śmiesz przerywać mi w takim momencie?! - warknął Voldemort odwracając się do Racsess.

            - Conjuctivitis! - szybko machnęła różdżką oślepiając na krótki moment Czarnego Pana. Stanęła przed profesorem osłaniając go sobą. W pewnym momencie usłyszała syk węża obok niej. Wszystko działo się tak szybko, że nikt nie był w stanie niczego z tego zrozumieć.

             - Kiedy wypowiesz me imię już mnie nie ma. Kim jestem? - znała dobrze to pytanie i odpowiedź. Nie odpowiadała nic, tylko uśmiechnęła się i pomyślała w myślach.

Cisza.

Nagini otworzyła szeroko pysk z którego biały płomień uderzył boleśnie Erike w serce. Nie miała czasu na to. Voldemort oprzytomniał celując w nią różdżką. Wyleciał w jej stronę zielony obłok. Wiedziała co to. Szybko zareagowała obraniając się. Zaklęcia skrzyżowały się. Buchnęły iskry i ostre światło.

             - Zdrajca! Jesteś zdrajcą, Eriko! - krzyczał zdenerwowany czarnoksiężnik. Zaśmiała się nerwowo pod nosem.

             - I lepiej tego żałuj! Wiedziałeś kim jestem. Poczułeś jaką moja różdżka ma moc, więc powinieneś również na mnie uważać tak samo jak ja uważałam na ciebie przez te lata - odpowiedziała przechylając niespodziewanie szale zwycięstwa na swoją stronę. Wtedy poczuła jak ktoś za nią upada łapiąc ją za ramię. Straciła kontrolę. Musiała przerwać walkę. Odbiła zaklęcie tworząc wokół siebie zasłonę dumną. Chwyciła profesora za rękę teleportując się za rozwalone łóżko w tym samym pokoju. W ten sposób zmyliła Voldemorta, który myślał, że przenieśli się dalej. Zniknął z pokoju. Byli bezpieczni.

             - Eri... ka... - wysyczał cierpiący nauczyciel. Zasłoniła jego rany, aby nie krwawił. Do pomieszczenia weszli znani gryfoni.

             - Proszę się trzymać. Uratuje pana, obiecuję - mówiła po zobaczeniu Harry'ego. Podeszli bliżej. Pomógł jej przy ranie. Nie był to jednak pierwszy raz kiedy widziała jak Severus roni łzy. To jednak było tak samo smutne jak kiedyś.

             - Weźcie je... Po jednej. Proszę - wydukał profesor błagalnie. Jego oczy błądziły z Eriki na Potter'a. Hermiona posłusznie podała im obu fiolki. Zgarnęli dwie łzy mężczyzny. 

             - Proszę jeszcze wytrzymać. Vulnera Sanentur... - zaczęła przejeżdżając różdżką po ranie nauczyciela. Krew przestała wypływać tamując krwotok. Pierwszy etap zaklęcia.

              - Spójrz na mnie - wychrypiał nauczyciel do Harry'ego. Erika nie mogła znieść tego widoku. Łzy cisnęły jej się do oczu a wargi drżały mimo, że chciała je powstrzymać. 

                - Vulnera Sanentur - wyszeptała drugi raz. Rany zaczęły się leczyć. Skupiona na zaklęciu zerknęła na gryfona obok niej. Dopiero teraz to zauważyła. Miał te same oczy co kobieta z fotografi Snape'a.

                 - Masz oczy swojej matki - powiedział nie odrywając ciemnych tęczówek od chłopaka. Powoli zaczął zamykać oczy. Był wyczerpany. 

                  - ... Vulnera Sanentur - powiedziała ostatni raz. Po głębokich ranach zębów Nagini zostały jedynie małe blizny. Severus na moment stracił przytomność. Erika wstała podążając wzrokiem za Potter'em. 

                  - Zajmiesz się nim? - spytał chłopak. Kiwnęła głową zgadzając się z jego słowami. Zerknął na fiolkę ze łzą nauczyciela. 

                 - Cała prawda, Harry. Zobaczymy się zapewne koło myślodsiewni - poklepła go po ramieniu. Trójca wychodziła już z pokoju po komunikacie Voldemorta w umysłach wszystkich, kiedy Ron odwrócił się do ślizgonki. Ta już zdążyła przykucnąć przy opiekunie gotowa do teleportacji.

                   - Posłuchaj... Przepraszam za ten atak po ucieczce z dworu Malfoy'ów - zaczął się tłumaczyć. Odwróciła się do niego ze spokojnym wyrazem twarzy, jaki ostatnio widział w pierwszej klasie.

                   - Nie ma za co przepraszać. Wtedy jeszcze nie zapowiedziałam mojej zdrady całemu światu - odpowiedziała, po czym rudzielec został wypchnięty z pokoju przez Granger. Erika została sama czuwając nad swoim mentorem. Po chwili otworzył oczy. Uradowana myślała, że zaraz zacznie przytulać do siebie mężczyznę, lecz nie wiedziała jak mógłby na to zareagować, więc odstawiła ten pomysł na kiedy indziej. 

                    - Czy ty... Uleczyłaś mnie? - spytał podnosząc się powoli. Położyła dłonie na jego ramieniu pomagając mu wstać. 

                   - Tak i jestem z tego szczęśliwa. Nie pozwoliłabym panu odejść w taki sposób z tego świata. Nie na mojej warcie - odpowiedziała z uśmiechem na ustach. Nie odtrącił jej dłoni jak myślała. Wpatrywał się w nią przez chwilę z dziwnym wyrazem twarzy. Pełnym bólu. 

                  - Musisz się ukryć. On już wie, musisz być bezpieczna - zaczął nerwowo. Chciał wyjść z nawiedzonego domu jak najszybciej, jednak był zbyt słaby. Zatrzymała go.

                 - Pójdziemy do szkoły. Na pewno zrozumieją pana, skoro będę z panem - zaproponowała zaciskając dłoń na jego czarnej szacie. Zapanowała cisza. Uznając to za zgodę przeteleportowała ich pod wejście do zrujnowanego Hogwartu.

Opal w ogniu / Księga 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz