26 Dom Racsess'ów

341 21 5
                                    

Pod wierzbą czekał na nich wilkołak, którym okazał się profesor Lupin. Bała się, lecz postanowiła rzucić zaklęcie na stwora. Dopiero po chwili zrozumiała, że to ten sam wilkołak, który ją tak wtedy załatwił dwa razy.

Snape zasłonił gryfonów i Erike przed wściekłym Remusem, który zbliżał się do nich coraz bardziej. Wtedy do akcji wkroczył animag atakując go i ratując pozostałych. Harry wyrwał się profesorowi i uciekł za ojcem chrzestnym. 

            - Profesorze - spojrzała zdesperowana na opiekuna Slytherinu. Ten polecił gryfonom, aby udali się do szpitala. Kiedy wreszcie zostali sami kazał złapać się uczennicy, po czym teleportowali się do miasteczka, gdzie mieszkała rodzina Eriki.

Było całe spalone i zniszczone. Na horyzoncie jedynym, całym budynkiem okazała się jej posiadłość. Ile sił w nogach pobiegła w tamtą stronę zostawiając nauczyciela z tyłu mimo że ten ją wołał. Mogło tam być niebepiecznie, nie mógł narażać uczennicy na aż takie niebezpieczeństwo. Wreszcie dogonił ją tuż przed wejściem do jej domu.

             - Racsess, uspokój się najpierw! Tutaj może roić się od śmierciożerców! - upomniał ją mocno łapiąc za płaszcz. Wyrwała mu się brutalnie zalana łzami.

             - Nie obchodzi mnie to, jeśli są tam moi rodzice żywi! Nic się dla mnie innego nie liczy, rozumie pan?! - ryknęła po czym nastąpiła chwila ciszy. Pociągnęła nosem wchodząc do środka przez lekko uchylone drzwi. W pogotowiu trzymała swoją różdżke a za nią szedł Snape rozgladając się dookoła. Nasłuchiwała czegokolwiek. Jakiegokolwiek znaku życia.

             - Lumos - w ciemnym domu zalśnił blask z jej różdżki po czym weszła po schodach na górę.

Wiedziała gdzie iść. Musiała tam być, gdzie była w swoim śnie. W jej głowie znowu pojawiło się znajome syczenie i szepty. Chciała je zignorować, ale było to zbyt trudne niemal niemożliwe. Były coraz głośniejsze i uciążliwsze niż wcześniej. Oznaczało to zapewne, że jest już blisko. Było dokładnie tak jak w jej śnie, ciemno, ponuro i szepty węży.

Nagle poczuła dłoń na ramieniu. Zatrzymała się zerkając na Snape'a za sobą. Wyminął ją dając jej znak, że bezpieczniej będzie właśnie tak. Bez zbędnych protestów pozowliła iść mu przodem, lecz trzymała się blisko niego. Wszedł pierwszy do salonu. Zatrzymał się błyskawicznie wryty w ziemię. Spojrzała na jego twarz. Miał lekko uchylone usta i oczy wpatrzone we wnętrze pokoju, którego jeszcze nie widziała. Przygnębiające syki węża ustały w jej głowie. Przełamała się i podeszła wchodząc do pokoju. Pożałowała jednak tej decyzji. Zatkała usta ręką osuwając się na ścianę obok. Nie utrzymała się na równych nogach upadając na ziemię.

             - Nie... To niemożliwe... Nie! - krzyknęła kompletnie załamana widokiem brutalnie pokaleczonych rodziców z rozszarpanymi gardłami. Nie mogła oderwać od tego wzroku nawet gdyby tego bardzo chciała. Szlochając i płacząc złapała się za ramiona ocierając je dłońmi. Martwe ciała zasłoniła czarna szata i po chwili poczuła jak jej twarz jest ukryta w czyimś ramieniu tak, aby nie patrzyła na tą scenę.

            - Racsess, uspokój się - powiedział jej opiekun przykucając przy niej z wbitym wzrokiem w ciała czarodzei.

              - Nienawidzę... Tej osoby, która to zrobiła! Zabiję! Zabiję! - krzyknęła głośno jakby miała zdrapać sobie struny. Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna nie ma na nadgarstu bransoletki od dyrektora szkoły. Zaczęła przechodzić przemianę.

             - Kontroluj emocje, Racsess! To nie jest czas i miejsce na przemianę! - warknął jej profesor, lecz został odepchnięty w bok. Erika podeszła do wybitego okna zmieniając się w smoka.

Opal w ogniu / Księga 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz