2

800 42 15
                                    

-vanillia

Całe moje życie od małego obracało się w proch. Zawsze byłam niczym oraz nikt mnie nie chciał.
Moi rodzice nazywali mnie potworem, gdy moje moce się ujawniły. Władam żywiołami, lecz nie potrafiłam ich opanować. Przez to oddali mnie do domu dziecka.
Zawsze byłam nie chcianym dzieckiem. Od zawsze to czułam. Myślałam, że chociaż w tym miejscu moje życie, choć odrobine się zmieni. Nie mogłam na to liczyć... Było jeszcze gorzej niż w domu.
W domu dziecka, prawie jakiś chłopak mnie zgwałcił. Znałam go za dobrze, uważałam go za najlepszego przyjaciela, który okazałał się zwykłą szują. Miał on na imię Olivier Bloode... Nienawidzilam go całym moim sercem.
Czułam, że popadam w jakiś rodzaj depresji. Po nocach nie mogłam zasnąć, ciągle myślałam o samobójstwie. Nie było mi tak łatwo, a przez moją nieśmiałość... Szkoda by było mówić...
Uciekłam z tego miejsca, usiadłam przy konarze drzewa w Central Parku. Nie miałam już na nic siły. Moje imię brzmiało Elizabeth... Mam piętnaście lat... Jestem dość spokojną i wychowaną nastolatką... Zawsze myślałam o spokojnym życiu...
Siedziałam nadal pod drzewem, skuliłam nogi. Płakałam wszystko dla mnie było za bolesne.
Po jakieś godzinie usłyszałam czyjś głos oraz zobaczyłam rude włosy. - czyżby to była Natasha Romanoff? - pomyślałam przez chwilę ale inaczej być nie mogło.

- Hej... Coś się stało? - zapytała miłym niecodziennym głosem.

Przestraszyłam się i przez nieopaniwanje emocji. Moja moc dała o sobie siwe znaki. Przeze mnie drzewo zaczęło płonąć.

- Ja...ja nie chciałam tego zrobić... Przepraszam... - zaczęłam płakać.

- Nic się nie stało... Zabieram cię do Strak Tower... Tam będziesz bezpieczniejsza. Uwierz mi... - powiedziała, spokojnym tonem Natasha.

Wstałam z ziemi, otrzepałam się z ziemi. Poszłam wraz z Natashą do Strak Tower.
Po trzech godzinach doszliśmy na miejsce. Weszłam do środka, a w moich oczach ukazał się bogaty budynek. Nie wiedziałam co mam takiego powiedzieć.
Po jakieś chwili zobaczyłam mężczyznę, którym był Anthony Stark.

- Ech... Znowu kogoś z zewnątrz przyprowadziłaś Nat? - powiedział, niezadowolony Tony.

-Będzie nam potrzebna. A i do tego nie jest zwykłym człowiekiem. Panuje nad żywiołami ale musi się jeszcze tego nauczyć. - powiedziała Nat z irytacją.

- Jeżeli tak to co innego. - powiedział Tony.

Natasha zaprowadziła cię do pokoju, który był dla ciebie przygotowany po godzinie.
Nie wiedziałaś jednak jak masz opanować swoje moce.
Wanda Maximoff jednak co w tym pomogła. Tak po miesiącu jakoś to opanowałaś.
Elizabeth nie wychodziła jednak prawie nigdy z pokoju, nie zaufała nawet żadnemu chłopakowi.
Aż do czasu, gdy pojawił się Peter Parker.
Peter jest bardzo miłym oraz inteligentnym chłopakiem. Wszedł przez pomyłkę do twojego pokoju.

- Hej... Przepraszam... Pomyliłem drzwi... - powiedział, troche się przy tym jąkając.

-Cześć... Nic nie szkodzi, każdemu się zdarza... - powiedziałaś, miłym tonem głosu.

Po dłuższym czasie waszego poznania się. A trwało to chyba już ponad dwa miesiące lub i nawet trzy. Elizabeth i Peter byli prawie nie rozłączni.
Po długiej znajomości, Peter postanowił coś zmienić. Poszedł z tobą wieczorem do parku.

- Elizabeth... Muszę Ci coś powiedzieć... - powiedział nie spokojnym głosem chłopak.

- To mów. Dokładnie wiesz, że zawsze z chęcią cię wysłucham. - powiedziała dziewczyna.

Nastolatek nic nie zdążył powiedzieć. Objął jej twarz swoimi dłońmi i delikatnie ale namiętnie pocałował ją w usta. Dziewczyna odwzajemniała pocałunek pełen miłości.
Od tego czasu Elizabeth i Peter byli razem już na zawsze.

Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin kochana❤️

Marvelowe Preferencje Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz