#3

185 14 1
                                    

Pewnego małego, słonecznego ranka w pierwszy dzień wiosny narodziła się dziewczynka. Miała ciemno brązowe włosy pochodzące pod czerń oraz niebieskie oczy. Cerę miała jasną, oczy miała ozdobione średniej długości, ciemnymi rzęsami. Usta miała w kolorze soczystych malin. Była jednak ukrywana przez swojego ojca oraz przybranego wujka. Matki nigdy jednak nie poznała, zmarła przy porodzie.
Tata dziewczynki wyglądał młodo na niecałe dwadzieścia trzy lata. Miał brązowe włosy do ramion i niebieskie oczy. Jego figura była umięśnione i dobrze zbudowana. Miał lekki, kilkutygodniowy zarost na twarzy. Był jednak przez każdego poszukiwany.
Mężczyzna nadal przeżywał śmierć swojej ukochanej. Nie mógł sobie z tym poradzić. Córka bardzo mu ją przypominała. Siedział przy jej łóżeczku na krześle. W pokoju było ciemno, a na stole była zapalona duża, biała świeca. Nie był sam w pomieszczeniu. Usłyszał kroki. Odsunął się trochę od łóżeczka i skręcił lekko głowę w stronę przyjaciela.

- Co tu robisz Steve? - zapytał cicho brunet. Patrząc nadal na córkę kątem oka.

- Nie możesz tutaj z nią zostać, Bucky. Tu chodzi o wasze życie. Nadałeś jej już imię? - spytał blondyn o niebieskich oczach i wysportowanej budowie ciała. Spoglądał z troską na jedynego najlepszego przyjaciela.

- Nie... Jeszcze nie... - powiedział Bucky. Zakrywając przy tym swoją twarz dłońmi. - Nie ma idealnego imienia dla jej osobowości... Urodziła się podczas wiosny gdy jeszcze padał śnieg. Mała urodzona Śnieżynka w tym mieszkaniu. Jest zbyt delikatna i wrażliwa na ten cały świat... - powiedział lekko podłamanym głosem ukrywając swoje łzy.

- Przyjacielu... - podszedł do przyjaciela i chwycił go za bark, lekko ściskając by dodać otuchy. - Wszystko się ułoży. Jak na razie możesz jej dać imię... Nie to będzie głupi pomysł... - zamotał się ze swoją wypowiedzią Steve. Patrząc na małą, bezbronną istotę.

- Dokończ co zacząłeś mówić Steve. - spojrzał na przyjaciel. Patrzył mu prosto w oczy oczekując dalszej wypowiedzi blondyna.

- Pomyślałem żeby jej dać na imię Tiffany - dokończył mężczyzna patrząc na przyjaciela.

- Tiffany... - powtórzył cicho Bucky. Spojrzał na córkę i wziął ją na ręce wtulając ją leciutko do siebie. - Moja mała Tiffany. - powiedział nieco głośniej całując swoją córkę w czoło.

Steve uśmiechał się do nich. Zawsze mógł mu pomóc i zawsze będzie go uważał za przyjaciela, a nie tak, jak inni, za wroga.

- Zawsze gdy będziesz w potrzebie Bucky, pomogę Ci. Wiedz o tym. - powiedział blondyn wychodząc z kryjówki Bucky ego.

- Zawsze będę o tym pamiętał. - powiedział sam do siebie. Przytulał córkę do siebie. Zaczął się nią zajmować. Nadal był uważny i martwił się o nią. - Pamiętaj Tiffany... Zawsze będę przy obie, na dobre czy na złe. Nigdy ciebie nie opuszczę. - mówił do śpiącej dziewczynki. Usiadł z nią na fotelu obok kominka. Owinął małą w kocyk. Wtulił ją w siebie i pogrążył się w wspomnieniach. Po chwili razem zasnęli. Zapominając o trudnych sprawach.

Liczę na to, że się wam spodoba❤️

Marvelowe Preferencje Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz