21

234 8 3
                                    

MajLovArchie

Nastał ranek w Nowym Yorku na Brooklyn'ie było spokojnie, a raczej się tak zapowiadało. W parku ptaki śpiewały, a niebo było nadzwyczajnie spokojne. Można by było powiedzieć, że jest jak w bajce. Pewny młodzieniec usiadł na trawie. Patrzył w dal, a raczej na stare ulice. Nie były to jeszcze czasu współczesne. Był to rok 1941... Tak ten rok gdzie rozpętała się wojna.
Steve usiadł na trawie, wziął szkicownik w ręce i zaczął rysować. Na nikogo nie zwracał uwagi i nie miał wizerunku niebezpiecznego mężczyzny. Krępki i nie wysoki chłopak, ponad to blondyn z pięknymi niebieskimi oczami. Siedział spokojnie, jednak usłyszał pewne powiadomienie. Poszedł zatem do domu i do tego szukał wpisów do wojska. Chciał już być w końcu do czegoś potrzebny. Jednak choroby nie dały mu na to szans.
Następnego dnia młodzieniec poszedł na zapisy. Miał chwilę radości został zapisany do wojska. Ucieszył się z tego powodu, czuł satysfakcję z tego, że chociaż coś mu się uda w życiu. Poszedł do wojska treningi były bardzo ciężkie. Jednak był pomysłowy z horongwią. Jako jedyni dobrze pomyślał i ściągnął flagę. Przez co mógł wrócić do bazy treningowej autem. Dotarł tam i była tam bardzo piękna pielęgniarka. Podobały mu się jej piękne krótkie jasne blond włosy. Była bardzo atrakcyjna i jej pięknie jasno zielone oczy. Gęste czarne rzęsy, czerwone usta oraz śnieżno biała cera. Podobała mu się jednak taki krępki chłopak nie mial nigdy u niej szans. Stał tak jak prawdziwy żołnierz i czekał na wejście do gabinetu. Gdy usłyszał jej piękny głosik, uśmchnął się do ucha do ucha. Wszedł do środka.

- Witam. Czy Pan to Steve Rogers? - zapytała miło pielęgniarka.

- Witam, tak to ja. A jak ma Panna na imię? - zapytał z pięknym uśmiechem na twarzy.

- Mam na imię Rose. Miło mi Pana poznać. - powiedziała blondynka. Wykonała pacjentowi rutynowe badania. - Będę musiała podać szczepionkę. Jeżeli to Panu nie przeszkadza. - powiedziała miło kobieta.

- Nie będzie mi to przeszkadzać. Zdrowie jest zawsze najważniejsze. - powiedział spokojnym tonem głosu. Patrząc kobiecie w oczy.

- Może trochę zaboleć - powiedziała po czym podała mu szczepionkę. - Powinieneś bardziej na siebie uważać Panie Steve. - dodała Rose.

- Nie mów do mnie Pan... Przez to czuję się naprawdę staro, a tak jeszcze nie jest. - powiedział z lekkim uśmiechem. Zaśmiał się cicho.

Kobieta zareagowała na to uroczym śmiechem. Spojrzała w oczy mężczyzny. - Nie zmieniaj się nigdy. To co ci się stanie za kilka godzin polepszy co status w wojsku. A sam wiesz co jest najważniejsze. - położyła mu dłoń na klatce piersiowej. Tam gdzie znajdowało się serce. - Uczucia są najważniejsze Steve... Bez tego nie ma cudownego bohatera... - dodała po czym przymknęła oczy. Spuściła głowę w dół.

Steve zauważył to, jej słowa przyjął głęboko do serca. Spojrzał na kobietę i objął jej dłoń. Pocałował jej usta i spojrzał w jej oczy. Po czym ruszył na eksperymenty.
Wszedł z Peggy do środka, stresował się i to za bardzo. Nie dał jednak po sobie tego poznać. Nie chciał znów być ostatnim ofermą. Wszedł do kapsuły. Nie mógł się ruszyć i czuł potworny ból. Igły przebiły się do niego. A niebieska esencja rozchodziła się po jego ciele. Czuł to za bardzo i sprawiło mu to ból. Wydarł się i się pilnował by nie stracić przytomności. Wytrzymał to i nagle usłyszał wystrzał. Po czym wyjeli go z kapsuły. Wyglądał inaczej, był umieśniony i wyglądał jak prawdziwy mężczyzna. Nie bał się już chodzić na misję.
Przy ostatniej misji skontaktował się z Rose. Był w samolocie Hydry.

- Witaj Rose... Wiem, że mnie słyszysz nie chce jednak żadnej pomocy. Jeżeli tego nie zrobię każde inne państwo poniesie straty. Wiedz jednak, że bardzo cię kocham. Obiecam co wszystko. Wykonam to jeżeli wrócę i... - kontakt się urwał.
Steve wylądował w lodowate wodzie koło lodowca. Ratując przy tym więcej niż miliardy ludzi. Rose bardzo go kochała. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Z miłości do młodzieńca popełniła samobójstwo.

Marvelowe Preferencje Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz