Rozdział 2

442 21 0
                                    

Goldsmiths Avenue

Jak każde duże miasto, czy to na starym kontynencie, czy w „Nowym Świecie" od samego początku miały w sobie tajemniczą część, dostępną tylko czarodziejom. Ulice te słynęły z swojego niezwykłego uroku i oryginalności. To właśnie tam ja i mi podobni czują się bezpieczni, niedostępni dla zwykłych, niczego świadomych ludzi. Wiele lat temu, uwielbiałam przychodzić w tę właśnie część Nowego Jorku. Jednak nie miałam na to teraz czasu. Najważniejszą rzeczą, którą musiałam ustalić to osoba, która wie na tyle dużo by stała się obiektem zainteresowania młodego boga. Z tego co się dotychczas dowiedziałam, Loki poszukuje jednego rodzaju osób; celebrytów, biznesmenów, nowobogackich lalusiów, czyli ludzi, którzy są wysoko, na tyle wysoko by mogli zwrócić na siebie uwagę. Została więc tylko jedna osoba, która tu pasuje Joseph Molière.

Rayne Arwens

Siedząc w salonie kartkowałam bardzo cieniutką teczkę. Raporty były tu niezwykle krótkie, choć mogli o większość rzeczy zapytać Thor'a. Niewiele mi to dało, ledwie namiastkę tego czego chciałam wiedzieć.
Do kartoteki było dołączone tylko jedno, bardzo niewyraźne zdjęcie. Podejrzewam, że tylko te udało im się odzyskać po utracie kontroli nad systemem. Jednak tego było za mało. Za mało by mieć przynajmniej zarys jego profilu psychologicznego. Z tego co napisali tu Burton i Romanoff wynika, że jest bezwzględnym psychopatą zabijającym dla zabawy. Jednak przeglądając bardzo długą listę ofiar, które zyskał na koncie w niesamowicie krótkim czasie, każda odgrywała jakąś ważną rolę w S.H.I.E.L.D. Znaczyło to, że nie do końca zabija dla zabawy, lecz tylko w razie konieczności, oczywiście w jego mniemaniu. Nie zmieniało to jednak faktu, że był psychopatą.
Śmiem podejrzewać, że ten kto nie wniósł nic znaczącego w sprawę Vitrum Animo ginął. Jednak jeśli się nie pośpieszymy do listy wnet dodamy Joseph'a.
- Oglądasz już tą teczkę piąty raz.- stwierdziła Marii wchodząc do salonu.
- Nic mi się tu nie zgadza. Opinie agentów, lista ofiar...- ucięłam w połowie.- Nie sądzę, że jego psychika jest tak płytka jak u innych seryjnych morderców podbijających świat.- dodałam tłumacząc moje przemyślenia najlepiej jak mogłam, wiedząc, że siostra i tak mnie zrozumie.- Zabijał wtedy kiedy musiał, kiedy uważał to za słuszne. Nie widzę tu przypadkowych nazwisk.- dodałam pokazując jej listę.
- Mniejsza o to... jesteś pewna, że połknie haczyk?- zapytała z powagą przejeżdżając wzrokiem po karteczce, którą jej wręczyłam.
- Nie jestem niczego pewna. Na pewno nie mogę sugerować się tym dziadostwem.- odrzuciłam teczkę na szklany stolik.
- To wypytaj Thor'a.- stwierdziła Marii.
- Też o tym myślałam...- zaczęłam i nagle usłyszałyśmy pukanie do drzwi.- Przecież prosiłam żeby nikt nie przeszkadzał.- wysyczałam gdy po chwili znowu ktoś zapukał.- Al ja otworzę!- krzyknęłam idąc w stronę drzwi.
- Dyrektor Fury kazał to pani przekazać.- odparł agent, który miał tępy wyraz twarzy, trzymający dużą kopertę.
- Dzięki.- odparłam zabierając ją, po czym zamknęłam drzwi zdziwiona.
Wróciłam do salonu gdzie teraz moja siostra przeglądała zawartość teczki.
- I co?- zapytała nie odwracając wzroku od raportu.
- Agent Fury'ego. Dał mi to.- rzuciłam na stolik dużą żółtą kopertę, na której był czerwony, pogrubiony napis TOP SECRET. Dziwne, nie zauważyłam go wcześniej.
- Pokaż.- odparła upijając łyk lemoniady, którą przyniósł Al.
Zwinnym ruchem przeciągła paznokciem rozcinając ją i wyciągając zawartość składającą się na kilka raportów, dwa, może trzy zdjęcia mała karteczka z wiadomością.

Jeśli możesz, nie wspominaj, że to masz. NIKOMU.

Pismo było eleganckie, nieprawdopodobne i z pewnością nie należało do Fury'ego. Ktoś w agencji chciał nam coś przekazać.
- Rayne, to część raportu z ataku i... o jacie... To jest Loki?- wręczyła mi zdjęcie, które jak na mój gust było zrobione w Niemczech. Wszędzie rozpoznam ten budynek.- Inaczej przedstawiano go na obrazach, w książkach, komiksach...- ciągnęła uwieszając mi się na ramieniu.
Fakt faktem nie tak wyobrażałam sobie Boga Kłamstw. Szmaragdowa zieleń jego oczu była wciągająca i tak tajemnicza, że aż niesamowita. Na jego twarzy można było dostrzec cień psotnego uśmiechu, jakby wiedział co się stanie.
- Nadal uważasz, że dasz sobie radę?- zapytała Marii.- Wystarczy, że taki się uśmiechnie a my już jesteśmy na zawołanie.- stwierdziła.
- Za bardzo wyolbrzymiasz Marii. Myślisz dlaczego zaproponowałam tą misję? Nie wątp w naszą siłę woli, a nigdy cie nie zawiedzie, nawet przed kimś takim.- powiedziałam z uśmiechem.- Chcąc nie chcąc, muszę przyznać, że przypomina Marcus'a.- dodałam.
- Tu ci przyznam rację.- zaśmiała się.
- Daj mi te dokumenty.- poprosiłam ją odrzucając zdjęcie.
Marii od razu podała mi cały raport połączony spinaczem.
- Mamo, idziemy?- zapytała Monic wchodząc do salonu. Nawet nie wiem kiedy tak szybko dorosła. Jeszcze niedawno słuchała bajek Jake'a.- Jak można być w Nowym Jorku i nie być na 5 Avenue.- oburzyła się.
- Raczej z tobą nie posiedzę.- szepnęła z zrezygnowaną miną Marii.
- Spokojnie, poradzę sobie.- odparłam przejeżdżając wzrokiem dokumenty.- Na razie!- zawołałam za dziewczynami.
Moją uwagę przykuł krótki opis naszego zbiega.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz