Rozdział 29

106 8 0
                                    

Wracajcie

Spokojna o bezpieczeństwo dwojga bogów mogłam przystąpić do walki z Lilith. Czeka nas krwawa i długa wojna, podczas której pozbędę się jej na zawsze.

Rayne Arwens

Wybiegliśmy z sali balowej prosto do centrum dowodzenia.
   - Jarvis, widok na Waszyngton. Al, przygotuj plan działania na wczoraj.- weszłam na mostek i zaczęłam od razu wszystkim dawać polecenia. Ech... stare dobre czasy.- Stark, potrzebuję na już reaktor łukowy. Jessica, wyślij zwiadowców do pozostałych miast.
   - Cholera za wcześnie.- mruknął Jake.
   - Zdjęcia panno Arwens.- odezwał się Jarvis, a nad stołem zobaczyłam obraz na żywo z stolicy Stanów.
   - Podaj mi dokładnie, gdzie obecnie jest największe skupisko demonów.- wydałam kolejne polecenie.- Widać nadszedł czas zmian.- zobaczyłam jak ludzie w popłochu uciekają przed cieniami sunącymi nad ulicami miasta, podpalając wszystko jednocześnie.
   - Ujawniła się?- zdziwił się Fury, który na pewno był pewny, że wszystko zatuszuje, a przynajmniej tą sprawę.
   - Tak. Myśli że w ten sposób zmusi mnie do wyjścia z cienia.- zaczęłam odsuwać zdjęcia wyświetlone przez Jarvis'a i rozsyłać wiadomości do wszystkich moich sprzymierzeńców.
   - Ale nie zrobisz tego?- zapytał z nutką nadziei w głosie, a może mi się zdawało.
   - Nie mam innego wyjścia.- odparłam.
   - Sama mówiłaś...- coś czuję, że nie podoba mu się perspektywa mnie przy władzy.
   - Mamy wyjątkową sytuację. Zresztą, nie masz nic do powiedzenia w tej kwestii. Jestem w cieniu z własnej woli, ale chyba już za długo.- dałam mu jasno do zrozumienia, że mną nie będzie tak łatwo manipulował, jak swoimi pupilkami.
   - Nie masz prawa...- zaczął podniesionym tonem.
   - Nie jesteś moim szefem Nick!- krzyknęłam przykuwając uwagę Loki'ego i Thor'a.- Nie pracuję dla S.H.I.E.L.D. tylko wy dla mnie. Nikt nie będzie mi mówił co mogę, a co nie i dobrze to wiesz. Nie jestem ponad prawem, nikt nie jest, ale jeśli światem mają rządzić demony, albo ludzie twojego pokroju, to ten świat w końcu zginie.- warknęłam.- A teraz przygotować wszystkich Lacertae. Jutro ruszamy na bitwę.- dodałam.- Al, wezwij Luisa.- rozkazałam.
   - Rayne, reaktor postaram się za parę godzin skończyć.- zapewnił mnie Tony.
   - Dzięki.- uśmiechnęłam się pocieszająco.
Oparłam się o stół, przyglądając jednocześnie mapie, którą właśnie wyświetlił Jarvis.
Wzięłam głęboki oddech.
Było ich tam z dwa tysiące, a więc Blake się mylił. Było ich więcej niż się spodziewaliśmy. Także pozostawało mi tylko jedno wyjście.
Pokonać ich w mieście.
Waszyngton był stracony, ale wciąż mieliśmy wiele istnień do ocalenia.
Przybliżyłam trójwymiarową mapę miasta jak najbardziej się dało.
   - Proszę pozwolić, że ja się tym zajmę.- powiedział Al, który widział jak jestem wzburzona. Za nim stał Luis.
   - Wielkie dzięki.- mruknęłam.
  - Co mam zrobić?- zapytał mnie blondyn.
  - Zbierz tyle wampirów ile się da.- poprosiłam.
  - Oczywiście.- ukłonił się lekko i posłał łobuzerski uśmiech.
Ah ten Luis. Zawsze humor poprawi. W sumie to nie miałam nic do roboty. Jarvis wciąż wyszukiwał miasto, w którym było największe skupisko demonów, oprócz stolicy USA. Musiałam wyjść się przewietrzyć.
Szybkim krokiem wyszłam z rezydencji i nie zwracając uwagi na paletę barw w ogrodzie skierowałam się na plażę. Była wąska, a woda była bardzo spokojna. Wyczarowałam w dłoni płaski kamień i rzuciłam, puszczając kaczki na wodzie. Był on na tyle silny, że nawet nie sądzę, że kamień zatonie, nawet na środku jeziora.
Kolejny głęboki oddech.
Wszystko dzieje się tak szybko. Ataki, śmierć...
Musiałam wrócić, to jedyne wyjście. Nawet zaczęłam wątpić w nasze zwycięstwo, a wiem, że nie wolno mi tak myśleć.
Ale ja w końcu też jestem tylko człowiekiem!
Nikt tego nie rozumiał.
Usiadłam na gorącym piasku przyglądając się płaskiej tafli wody. Byłam wściekła, a za razem chciało mi się płakać.
Nagle poczułam czyjeś dłonie na ramionach. Były znajome, tęskniłam za ich dotykiem, ale jakby inne. Zupełnie inaczej niż osoba, do której należały. W ten sposób dotykał mnie tylko jeden mężczyzna.
   - Zbyt dużo myślisz nad przeszłością.- usłyszałam głos Loki'ego, ale doskonale wiedziałam, że to nie on.
   - Dlaczego go opętałeś?- zapytałam.
   - Bo i jego kochasz.- stwierdził.
   - To jedyny powód?- zaśmiałam się spoglądając za ramię, w te zielone tęczówki.
   - Chciałem z tobą porozmawiać.- odparł.
   - A czy Loki jest tego świadomy, Marcus?- pytałam dalej.
   - A na to pytanie doskonale znasz odpowiedź.- odpowiedział bez wahania.- Miło tak posiedzieć znowu obok ciebie.- stwierdził.
   - Mówisz tak jakby minął zaledwie miesiąc.- zauważyłam.
   - Dla mnie w tej chwili ten odstęp czasu nie ma znaczenia.- przerwał mi i musnął w policzek. Ja zaraz zwariuję! Duch Marcusa, w ciele Loki'ego!
Czy on nie wie, że takie działanie może doprowadzić do tego, że zaraz się na niego rzucę?
   - Tego też mi brakowało.- stwierdził.
   - O czym chciałeś porozmawiać?- zboczyłam z tematu, chcąc sama się jakoś powstrzymać.
   - O tym, czy jesteś pewna tego, że chcesz rządzić. Pamiętasz co było ostatnim razem.- stwierdził.- Omal nie zamroziłaś swojego dziadka.- dodał.
   - A skąd miałam wiedzieć, że ten stary dureń, Adapa był ze mną spokrewniony?!- oburzyłam się. W sumie dalej go nie cierpię.- I zauważ Marcus, że mam już prawie trzy tysiące lat. Chyba wiem co mam robić.- wybuchłam.
   - A tak, zapomniałem... Masz chwilowo włączony agresor.- zażartował.- Lepiej panujesz nad sobą niż w Babilonii.- dodał.
   - Lata praktyki. A wracając do twojego pytania, to wciąż rozważam kwestię oddania publicznej władzy reszcie rodziny, tak żebym mogła pozostać w cieniu.- odpowiedziałam.
   - Tak myślałem.- uśmiechnął się obejmując mnie ramieniem.
   - Marcus, ja nie żartuję. Jeszcze chwila, a rzucę się na mężczyznę, który mnie nienawidzi.- wzięłam jego rękę na bok.
Uwielbiałam sposób w jaki to robi, ale niestety był w ciele kogoś, do kogo wciąż coś czułam.
   - On cie nie nienawidzi.- zaprzeczył podobnie jak Thor.
   - Słyszałeś to od jego brata.- ups, zapomniałam dodać przyrodniego, ale nie powinien się o to rzucać. O ile jako duch trochę się zmienił... zwariował czy coś...
   - Jestem teraz w jego ciele. Bezskutecznie próbuje mnie powstrzymać, od tego, co mam zamiar ci powiedzieć.- zażartował, ale wiedziałam, że mówi to całkowicie poważnie.- W sumie, nie zdradzę własnego brata.- uśmiechnął się.- Sama na to wpadniesz.
   - Wy naprawdę jesteście tacy sami.- stwierdziłam.- Ale dobrze wiesz, że on musi wrócić, a ty razem z nim.- dodałam poważnym tonem.
   - Tak, ale znasz to stare przysłowie o miłości. Jedna, która umiera, i druga, od której się umiera.- zacytował, nieco wyrywając mnie z kontekstu.
   - Chcesz przez to powiedzieć...- zaczęłam.
   - Że od początku nie byliśmy sobie pisani.- dokończył za mnie.- O jedno cie proszę... Nie spieprz tego.- kiwnęłam głową, ale co ja mogę?
   - Zostawisz go tu, czy dopiero w rezydencji?- wiem, to było głupie pytanie, ale znając życie Loki zgromiłby minie wzrokiem, jak zawsze, a teraz przynajmniej przez chwilę mogłam poczuć się jak w Kalifornii.
   - Może nie będę ryzykował.- znowu zażartował.
Jego uśmiech mnie powalił. Widziałam w nim dwie osoby, na których mi zależało.
   - A może jednak.- spojrzał na mnie łobuzersko.- On mnie za to zabije.- dodał.
W jednej chwili znalazł się przy mnie i pocałował, tak jak kiedyś, gdy oficjalnie mieliśmy zostać parą. Smak ust Loki'ego i jednocześnie sposób w jaki całował mnie Marcus tym bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że kocham ich obu.
   - Nie.- odsunęłam go po krótkiej chwili.- Nie każ mi się przywiązywać i nie poganiaj go.- poprosiłam.- Ja jestem cierpliwa.- pocałowałam w policzek.- A teraz ja pójdę z powrotem, a ty, a raczej niech Loki ochłonie.- uśmiechnęłam się.
Poszłam w stronę rezydencji, zostawiając „ich” za sobą.

***

Wybiegłam z pokoju, gdzie ślęczałam nad mapami, jak oparzona. Tony zainstalował w końcu reaktor łukowy. Bruce twierdzi, że portal działa i najważniejsze, że naprowadzili go na Asgard.
   - Słyszysz, a raczej widzisz Heimdall'u. Zaraz ci odeślę dwóch waszych.
Tak... ewidentnie wariuję. Gadam do siebie. Jeszcze schizofrenii z nerwicą natręctw mi brakuje. Albo po prostu to wszystko przez Marcus'a. Nie mógł opętać kogokolwiek innego?
Ależ oczywiście, że nie.
Bawi się w nieudolną swatkę. Albo po prostu to jego kolejny żart... tak, to do niego podobne.
Chociaż może naprawdę chce dla mnie takiej, a nie innej przyszłości... w Asgardzie.
Nie, ja na 100% wariuję.
   - Wszystko gotowe?- zapytałam z powagą w głosie, starając się unikać wzroku zarówno Loki'ego, jak i Thor'a.
   - Tak jest.- odparł jeden z agentów.
   - Rayne, jesteś pewna, że nie mamy zostać?- odezwał się nagle Thor.
   - Wracajcie.- odpowiedziałam odruchowo, nie kryjąc smutku z powodu rozstania.- To jest rozkaz, a jak nie to sama was tam zawlecze.- zagroziłam.
   - Obiecaj, że przybędziesz do Asgardu.- powiedział Thor miażdżąc mnie w uścisku.
   - Tak.- odparłam ledwo łapiąc oddech.- Jak tylko pozbędę się kilku demonów to wpadnę na herbatkę.- odparłam.
   - Pani, portal otwarty.- odezwała się agentka po mojej prawej stronie.
Spojrzałam zza ramie chodzącej góry mięśni i zobaczyłam malujący się zarys złotego pałacu, który widziałam we wspomnieniach Loki'ego.
   - To do zobaczenia w przyszłości.- uśmiechnęłam się i Thor poszedł pożegnać się z resztą.- Przepraszam za to dzisiaj.- stanęłam cała zesztywniała obok Loki'ego.
   - To wina brata, którego nawet nie znam.- odparł oschle, ale emocje i w nim buzowały.
   - Mogę cie o coś prosić?- zapytałam retorycznie.
Odczekałam dłuższą chwilę i spojrzałam na niego.
   - Nie wracaj nigdy na Ziemię. Ani ty, ani Thor, ani żaden z Asgardczyków. Ta planeta już ma władcę.- stwierdziłam beznamiętnie.- Ty również możesz liczyć, że więcej mnie nie zobaczysz.- zapewniłam.
   - Obiecałaś Thor'owi.- zauważył.
   - To tylko puste słowa. Ty takich wiele wypowiedziałeś przez ostatni rok.- mruknęłam nie zaszczycając go spojrzeniem i poszłam w stronę rodzeństwa.
Na pożegnanie uśmiechnęłam się do blondyna i stojąc razem z rodziną, drużyną Avengers i zaprzyjaźnionym demonem, patrzyliśmy, jak dwóch bogów znika za płynną masą portalu. Odeszli na zawsze...
Byli bezpieczni...

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz