Rozdział 28

123 9 0
                                    

Trening

To, co powiedział nam wszystkim Bruce było niemożliwe. Wszystko w co wierzyłam i co o sobie wiedziałam było nieprawdą.

Rayne Arwens

Bruce rozłożył wszystkie dokumenty na stole, a ich zawartość z wizualizowała się nad nim. Oddał mi katanę i odłożył próbkę krwi.
   - A więc?- popędziłam go. Sama byłam ciekawa co mam w sobie.
   - Więc, w twojej krwi odkryłem cząsteczki vibranium.- odpowiedział.
   - Czy dobrze kojarzę? To ten metal z jakiego był wykonany statek Chitauri?- chciał upewnić się Tony, a mina nas wszystkich mówiła sama za siebie.
   - Chwila moment, co?!- zapytałam będąc w ciągłym szoku.
   - Vibranium to metal, który pochłania całą energię, która jest w pobliżu.- wyjaśnił Fury.- Mamy taki fragment w głównej bazie S.H.I.E.L.D.- dodał.
   - I co w związku z tym?- zapytała Marii.
   - Wasz organizm zmienił właściwości tego metalu. Tak praktycznie wasze przeciwciała powinny unicestwić cząsteczki vibranium, gdy te tylko znalazły się w krwiobiegu. Widać nie posiadacie tego określonego rodzaju.- zaczął wyjaśniać.- Albo po prostu zaczął się wiązać z waszym organizmem. Nie tylko posiadacie zdolność regeneracji, ale wasza siła i zręczność się zwiększyła. Zrobiłem kilka prób i vibranium nie wiąże się z żadną inną krwią. Tylko wy...- wskazał na mnie, Marii, Jake'a i Monic.-... macie coś, co wiąże się z waszym kodem genetycznym. Śmiem podejrzewać, że wasze kości nawet wysoka temperatura nie będzie w stanie zniszczyć.- dodał z ekscytacją w głosie.- Z podobnego metalu została wykonana katana Rayne.
   - A nieśmiertelność?- zapytałam.
   - Nie jest ona wynikiem skaleczenia w przeszłości.- odpowiedział.
   - Mogę przywalić Loki'emu za to, że stwierdził, że jesteśmy „nieśmiertelni z przypadku”?- zapytała Monic.
   - Może później.- odparłam bez przemyślenia jej wypowiedzi.- Ale co chcesz przez to powiedzieć?- zwróciłam się do Bruce'a.
   - Że urodziliście się nieśmiertelni.- odpowiedział.
   - Niemożliwe. Widziałam śmierć ojca, a matka umarła ze starości.- odparłam dalej będąc w szoku.
   - Musieliście mieć kogoś nieśmiertelnego w rodzinie. Od tak z tym się nie rodzi.- nie umiał się ze mną zgodzić Bruce.
   - Jake?- niemożliwe, żeby coś przede mną ukrył.
   - Przecież ci opowiadałem, że zostawiła wiadomość, jakby wiedziała, że umrze.- odparł.- Zresztą, wyglądała jak typowa 70 latka.- dodał.
   - Więc to odpada.- stwierdziła Marii.
   - Tak czy tak, urodziliście się nieśmiertelni.- Bruce rozłożył ręce nie znając innego wyjaśnienia.

***

Następny dzień. Leżałam w łóżku, w swoim pokoju. Nie był on duży, w jasnych kolorach. Na podłodze leżał puszysty dywan, a na komodzie naprzeciwko mnie, stały stare fotografie rodzinne. Miałam też małą prywatną łazienkę.
Odwróciłam się na drugi bok i spojrzałam przez okno. Słońce dopiero co wschodziło, rzucając blade światło do wnętrza pokoju.
Nieśmiertelna od urodzenia? Zmieniony kod genetyczny tylko dlatego, że brakuje mi jakiegoś rodzaju białych krwinek? Czyli oglądanie śmierci moich bliskich było mi pisane od początku. To było straszne.
Co jeszcze mówił Bruce?
Że dzięki vibranium moje komórki nawet w powolnym tempie się nie starzeją.
Czyli nawet koniec świata przeżyję? Może rzeczywiście powinniśmy się wynieść do Asgardu?
Tyle pytań, a odpowiedzi takie niepewne.
Nic mi nie pozostało tylko rozpocząć obiecany trening.
   - Pani, śniadanie.- do środka wszedł Al z tacą.
   - Dziękuje.- pokazałam gestem, żeby odłożył ją na komodę.- Każ wszystkim zebrać się w sali balowej. 
   - Oczywiście.- rzucił ciepły uśmiech w moją stronę i wyszedł.
Nie miałam specjalnie ochoty na śniadanie. Dzisiaj prawdopodobnie Tony i Bruce zamontują reaktor łukowy, a jutro odeślę Thor'a i Loki'ego do Asgardu. Chciałam jednak, żeby byli pewni, że damy sobie tu radę.
Ubrałam się jak najwygodniej, wzięłam katanę, upiłam łyk waniliowego cappuccino i wyszłam z pokoju.
Korytarz na zewnątrz był jednym z najjaśniejszych. Okno na końcu oświetlało jasne ściany, a srebrne kinkiety dodawały elegancji. Na końcu były półokrągłe, szerokie schody prowadzące do ciemniejszego korytarza, gdzie były jedne z najlepszych pokoi gościnnych. Przeszłam przez niego. W sumie to przechadzałam się, bawiąc się jednocześnie wstążkami katany.
Wyszłam do holu i zeszłam schodami. Wejdę do sali balowej bocznym wejściem.
Nikogo nie widziałam, ani w korytarzu prowadzącym do centrum dowodzenia, a specjalnie zostawiłam przejście otwarte. Przeszłam jednym z tych tajnych przejść, jakich wiele w mojej rezydencji i znalazłam się za kolumnami, które odgradzały boczne nawy w sali balowej.
   - Nie wiedziałem, że Monic miała rodzeństwo.- usłyszałam głos Loki'ego.
W jednym momencie zesztywniałam i schowałam się za kolumną. Stał przed moim obrazem rodzinnym jeszcze z czasów Babilonii. Jaka byłam wtedy mała....
   - To nie rodzeństwo Monic.- zaśmiała się Marii.- To my.- odparła, stając obok niego.
   - Myślałem, że Rayne jest starsza od was tylko o cztery lata.- przyjrzał się dokładniej obrazowi.
   - To nasza matka, Loki.- odparła moja siostra.- Rayne niesamowicie mi ją przypomina.- dodała.
   - Jest praktycznie identyczna.- zauważył.
   - Była piękniejsza ode mnie.- dałam znać o swojej obecności.
   - A ty dalej swoje.- pokręciła głową Marii.
   - No co, to prawda. Moja matka zawsze była niesamowicie piękna. Często nazywano ją boginią urody i młodości.- zaśmiałam się.- Teraz to jednak bez znaczenia.- dodałam i usłyszałam jak reszta wchodzi do środka.
Odwróciłam się błyskawicznie i podeszłam do Blake'a.
   - Damy im mały pokaz?- zapytałam.- W końcu mają się nauczyć walczyć z demonami.- dodałam.
   - Tym razem wygram.- stwierdził idąc na drugą stronę sali.
   - Marzenie.- zadrwiłam.- Słuchajcie, dzisiaj pokażę wam jak skutecznie zabić demona. Natasha najprawdopodobniej najlepiej sobie poradzi, jednak też potrzebuje kilka wskazówek i ćwiczeń.- wyjaśniłam.
   - Sądzę, że sobie poradzę.- wtrąciła.
   - Nie wątpię. Ale zbyt bardzo ufasz swoim oczom.- odparłam.- Stark, mogę krawat?- zapytałam wyciągając dłoń.
   - Oczywiście.- zdjął go i oddał.
   - Musicie zdać sobie sprawę z tego, że demony nie będą grały uczciwie. Mogą poruszać się tak szybko, że nie będziecie w stanie ich zobaczyć.- zaczęłam wiążąc krawat na oczach.- Więc musicie nauczyć się polegać na waszych innych zmysłach. Na słuchu i węchu. Blake!- zawołałam.
Wśród gapiów było poruszenie. Czyli już zniknął.
Skupiłam się. Słyszałam jego oddech, jego ruchy. Stanęłam pewnie.
Przebiegł po mojej prawej stronie, wytężyłam słuch. Każdy najmniejszy ruch powierza czułam na skórze. W jednej chwili wygięłam się do tyłu unikając jednego z wymierzonych ciosów. Wyprostowałam się błyskawicznie i chwyciłam jego pięść kilka centymetrów przed twarzą. Wykręciłam ją.
Gdy drugą ręką próbował mnie uderzyć, błyskawicznie kucnęłam i nogą wyprowadziłam go z równowagi. Słyszałam jak upadł.
W jednej chwili podeszłam do niego i nogą przytrzymałam by nie wstał.
Zdjęłam krawat i odrzuciłam do Stark'a, śmiejąc się z Blake'a.
   - Coś się nie postarałeś.- zaśmiałam się.
   - Dałem ci fory.
   - Tak to sobie tłumacz.- pomogłam mu wstać.- Kto następny?- zapytałam.
Wszyscy spojrzeli się na siebie.
   - Ja spróbuję.- na środek wyszedł Thor.
No ładnie, chodząca góra mięśni przeciwko mnie, małej kruchej dziewczynce.
Zauważyłam, że ma Mjöllnir'a w dłoni.
   - Ee... nie powinieneś go zostawić?- zapytał niepewnie Bruce.
   - Nie psuj jej zabawy.- skarciła go Marii.
   - Lepiej niech go zostawi dla własnego bezpieczeństwa.- zaśmiał się Jake i miał rację.
Thor chwycił pewniej młotek za skórzany uchwyt i z pewnością siebie wymalowaną na twarzy, zaczął nim kręcić, przygotowując się do ataku. Uśmiechnął się łobuzersko, spoglądając jednocześnie na gapiów. Ja stałam spokojnie, jak gdyby nigdy nic, z pobłażliwym uśmiechem.
Nagle szybkim krokiem podszedł do mnie, chcąc uderzyć Mjöllnir'em. Błyskawicznie odsunęłam się krok w bok, a w miejscu, w którym stałam, powstały głębokie pęknięcia na marmurze od siły uderzenia. Bóg Piorunów zszokowany moim spokojem i szybką reakcją powtórzył manewr.
Cofnęłam się krok w tył.
   - Thor, w ten sposób zniszczysz mi całą posadzkę. Rusz głową, nie mięśniami. Od czego masz te szare komórki?- zadrwiłam celowo. Nie tylko by sprawdzić jego styl walki podczas wściekłości, ale i jego odporność na obelgi, jakimi demony bardzo często się posługują.
Odłożył młotek i wymierzył cios zamkniętą pięścią. Chwyciłam ją dłonią, podobnie jak to zrobiłam walcząc z Blake'iem. Był silny to fakt. Prawie wyrwał mi ją z uścisku, ale Pai Mei zawsze powtarzał, że należy zawsze obrócić siłę przeciwnika, przeciwko niemu samemu.
Wbiłam delikatnie paznokieć między dwa knykcie, w bardzo kluczowe miejsce. Napór dłoni zmalał, a ja jednym kopnięciem odrzuciłam go na drugi koniec sali balowej, w stronę schodów.
   - Spokojnie, czucie w dłoni zaraz wróci.- zapewniłam go. Jak ja kocham akupunkturę.
Thor był już w furii. Chyba nikt go nie pokonał, a już w szczególności kobieta.
Ruszył na mnie, ale ja szybko podbiegłam i delikatnie uderzyłam palcami pomiędzy drugim i trzecim żebrem od dołu. W jednej chwili znalazłam się za nim. Widziałam jak chwyta się za miejsce, w które zadałam ten niepozorny cios. W jednej chwili jednak podbiegł po Mjöllnir'a.
W pomieszczeniu zaczęły iskrzyć się błyskawice.
   - Thor, nie radzę.- zaczął Loki, co mnie po części zdziwiło. Ale był jedną z osób, które wiedziały jak potrafię panować nad piorunami.
Blondyn jednak go nie słuchał. Kierowała nim czysta furia. W głowie już zrobiłam listę co robi źle, a jest ona spora. Jednak wymienię mu tylko dwa lub trzy, żeby nie denerwować go bardziej. Chyba mu meliski po tym wszystkim zaparzę.
Puściłam im tylko oczko i gdy błyskawice przybrały na sile przejęłam nad nimi panowanie. Kontrolowałam każdą iskierkę, a sukces malował mi się na twarzy.
Blondyn zdziwiony przyglądał się jak tworzę niezwykłe widowisko podczas gdy on nie mógł już kontrolować piorunów.
Kilka płynnych ruchów rękami i błyskawice w jednej chwili zniknęły.
   - Pomysłowe, ale jestem magiem i kontroluję wszystko co wiąże się z ogniem.- pochwaliłam go, ale jednocześnie sprowadziłam z hukiem na Ziemie.
   - Jak to możliwe?- zapytał zdziwiony.- Jesteś kilka razy mniejsza ode mnie.
   - To fakt. Ale zbyt bardzo jesteś zadufany w swoją siłę. Żeby zwyciężyć nie wystarczy siła mięśni, lecz umysłu. Musisz przewidzieć każdy ruch przeciwnika i przede wszystkim nie dać się sprowokować, a ten test oblałeś.- zaśmiałam się.- Po drugie  znam dokładnie układ nerwowy wszelkich żyjących stworzeń. Wiem który nerw jest od bólu, który od utraty czucia w kończynie, a nawet który sprawia przyjemność.- wyjaśniłam.- Walka akupunkturą.- dodałam.- I po drugie, przebiegłość. Weźcie sobie ten pokaz do serca. Demony nie grają uczciwie, będą z was szydzić i odkrywać na wierzch najbardziej intymne tajemnice byleby was pokonać. Thor'a zgubiłaby jego wściekłość.- wyjaśniłam.- Gdybyś spotkał kiedykolwiek demona na drodze, zachowaj spokój, jak ja i walcz z głową. Nie wątpię w twoją siłę, ale dopóki tylko nią będziesz się kierował podczas walki, przegrasz. A tak między nami, to wasz bitewny szał już jest przestarzały.- zażartowałam i nagle do środka wbiegły Miranda i Jane.
Nie widziałam jej od Wenecji, a Jane jeszcze dłużej. Kiedy przyjechały?
   - Rayne!- widziałam strach w oczach rudej.- Lilith zaatakowała.- wydukała.- Waszyngton płonie.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz