Rozdział 95

51 4 0
                                    

Znajomy nieznajomy


Wszystko się komplikuje. Powrót do normy nie jest jednak tak oczywisty i łatwy jak oczekiwałam, Najwidoczniej muszą zajść zmiany, których żaden z nas nie chciał,… ja nie chciałam…


Rayne Arwens


Przede mną leżał młody chłopak o blond czuprynie, który przedwcześnie opuścił ten świat w pożarze. Włosy kręciły mu się na końcach, przez co wyglądał jak anioł. Obserwował mnie sparaliżowany strachem swoimi błękitnymi oczami.

Dlaczego wybrałam akurat jego?

Była w nim jeszcze iskierka życia. Tylko tak mogłam wzniecić ogień Cząstką Czystej Magii. Podeszłam do wieszaka, gdzie wisiał mój wiosenny płaszcz. Delikatnie okryłam nim chłopaka o alabastrowej skórze i uśmiechnęłam się przyjaźnie.

   - Dlaczego?- zachrypiał.

   - Cii. Miałeś rozległe oparzenia wewnętrzne, głównie gardła.- uciszyłam go i podeszłam do szerokiego stołu.- Nie podnoś się.- dodałam pokazując palcem żeby leżał.

Pokręciłam głową. Nacięłam skórę na nadgarstku i upuściłam kilka kropel krwi do fiolki. Do zlewki przelałam wcześniej przygotowany wyciąg z aloesu drzewiastego oraz żyworódki, po czym dodałam krew. Obie rośliny łagodzą ból i zapobiegają zakażeniom. Dodałam również świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego do smaku. Zamieszałam i podeszłam do chłopaka.

   - Wypij.- powiedziałam podając mu zlewkę. Obserwując mnie chwycił naczynie i wypił duszkiem zawartość.- Nie musisz się mnie bać.- zapewniłam go.- Nie miałam zamiaru cię straszyć. Gdy tylko poczujesz się lepiej wypuszczę cię. Każę Al’owi przygotować ci pokój.- dodałam.

   - Kim ty jesteś?- zapytał nagle słabym głosem.

   - Rayne. Na tą chwilę musi ci wystarczyć moje imię.- odparłam.

   - Andrew.- szepnął.

Rzuciłam mu kolejny uśmiech i wyszłam.

Zeszłam na parter do salonu.

   - Alvaro, mogłabym cię prosić…- zawiesiłam głos widząc, że go tu nie ma.- Al?!- zawołałam.

Przeszukałam cały parter i dwa piętra, a po moim starym przyjacielu nie było śladu. Zdziwiłam się…

***

PÓŁ ROKU WCZEŚNIEJ

***

   - Dobrze, że się pan do nas zgłosił teraz. Guz nie jest złośliwy i nie doszło do przerzutów.- powiedział lekarz.

Dwaj starsi mężczyźni znajdowali się w przyciemnionym gabinecie. Drewniane meble i skórzane fotele sprawiały, że był on przytulny i ciepły.

   - Można go zoperować?- zapytał ten drugi, z wyraźnym włoskim akcentem.

Lekarz najwyraźniej posmutniał.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz