Rozdział 50

98 5 0
                                    

Nowy Meksyk


Wszystko wreszcie idzie zgodnie z planem... Tym razem nie mogę pozwolić by ta szansa mi umknęła.


Rayne Arwens


Nick Fury zawitał do mojego domu. Podobnie było we śnie, jednak inaczej. Wtedy do mnie zadzwonił.

Szłyśmy z Marii szybkim krokiem za Alvaro prosto do salonu. Nie może się na razie dowiedzieć o istniejącym od kilku tygodni portalu.

   - Dlaczego tak trudno do was dojechać, powiesz mi?- powitał nas szerokim uśmiechem. 

   - Może dlatego, że zazwyczaj przysyłasz tu Culson'a.- zauważyłam odwzajemniając uśmiech.

   - Może...- zawiesił głos.- Ale, jak pewnie zdążyłaś zauważyć, nie przybyłem tu na pogawędki.- stwierdził.

   - No raczej. Dziwi mnie, że nie posłałeś i tym razem najlepszego agenta, a stawiłeś się osobiście.- odparłam siadając wygodnie na sofie.

   - Właśnie dlatego tu przyjechałem. Culson jest w Nowym Meksyku. Ostatnio znalazł tam ciekawy przedmiot.- zaczął.- Młot.

   - Młot?- zdziwili się Jake i Marii.

   - Tak. Nie byliśmy w stanie go przenieść więc wysłaliśmy sprzęt na miejsce.- przysłuchiwałam się mu uważnie, niecierpliwie wyczekując jakichkolwiek informacji o Thorze.- Emituje nieznanym nam promieniowaniem, nieszkodliwym na szczęście. Jednak parę godzin temu dostałem wiadomość o włamaniu na nasz teren. Nadnaturalnie silny mężczyzna pokonał jednych z najlepszych agentów, tylko po to by spróbować go ponieść. Niestety nieskutecznie. Zamknęliśmy go. Culson go przesłuchuje...

   - Nick, wystarczy. Już wiem co jest grane.- uciszyłam go jednym gestem.- Jake, Marii.- kazałam iść wyjść za mną.- Zaraz wrócimy.- rzuciłam krótko i zamknęłam za sobą drzwi.- Muszę tam jechać.- mruknęłam.- To jest Thor... ojciec mu odebrał moc, dlatego nie podniósł Mjölnir'a.- szepnęłam.

   - Pojedziemy.- poprawił mnie brat.

   - Nie tym razem Jake. To wszystko dotyczy mnie, a zamiast tego naprawić nie zrobiłam nic.- stwierdziłam.

   - Jak uważasz. Wiesz co robisz.- uśmiechnął się.- Jeszcze jedno, zanim wyjedziesz i zapomnę.- zatrzymał mnie.

   - Słucham.- uśmiechnęłam się.

   - W tym roku na Boże Narodzenie widzę cię u siebie.- zaśmiał się.

   - Oczywiście.
W

eszłam z powrotem do salonu.
   - Możemy jechać Fury.- rzuciłam do niego krótko.

***

Ciągle w podróży. Raz do nieba, raz do piekła. Cóż, przynajmniej życie nie jest nudne, a bez ryzyka nie ma zabawy. Jednak podróż samolotem była męcząca. Znajdowaliśmy się gdzieś nad Oklahomą, a rozgwieżdżone niebo niczym nie przypominało tego w Asgardzie, z cała paletą barw zachodzącego słońca.
   - Za ile będziemy?- zapytałam. Zależało mi na czasie.
   - Za pół godziny.- odpowiedział.
Jeszcze pół godziny muszę tu siedzieć. Wstałam i opierając się o metalowe poszycie spojrzałam za okno. Byłam już zmęczona i jedyne co mi się marzyło to ciepłe łóżko.
   - Panno Arwens.- ktoś mną mocno szturchnął.
   - Słucham.- mruknęłam.
   - Jesteśmy na miejscu.- powiedział Fury.
   - Co? Przecież jeszcze pół godziny.- zdziwiłam się.
   - Musiała pani usnąć.- zaśmiał się.- Zawiadomiłem właśnie Culson'a, że zaraz będziemy.- dodał.
Cóż było to bardzo prawdopodobne, bo już myślami byłam daleko, we Włoszech. Jednak musiałam wrócić na ziemie. Wylądowaliśmy niedaleko oświetlonej bazy. W ostatniej chwili powstrzymałam się od przetarcia oczu dłońmi, skazując tym samym makijaż na rozmazanie, choć już i tak wołał o pomstę do nieba.
Gdy śmigła wciąż głośno huczały, a my wysiedliśmy z samolotu, upał panujący tu za dnia wciąż doskwierał.
Buty na wysokim obcasie zagłębiały się niemiłosiernie w miejsca gdzie piasek był wyjątkowo grząski, a spody czarnych spodni były całe z kurzu. Dlatego nienawidzę pustyni. Szłam za Fury'm w stronę wejścia, poprawiając po raz kolejny czarną kamizelkę na szerokich ramiączkach i spinając włosy w luźny kok.
Kolejny powód, dla którego nie powinnam ubierać wysokich obcasów? Cóż, krata pode mną zmuszała mnie do ciągłego chodzenia na palcach, co udało mi się zgrabnie zakamuflować jednym zaklęciem. W paru miejscach zauważyłam zaklejone taśmą izolacyjną porozrywane ściany z plastikowej folii. Korytarz prowadził prosto do centrum bazy, do którego wchodziło się mijając młot wbity w nienaturalny stożek z piachu. Weszliśmy schodami na górną kładkę i obeszliśmy odgrodzone znalezisko.
   - Oddaje ją w twoje ręce.- rzekł Fury zaraz po tym jak znaleźliśmy po drugiej stronie przy agencie Culson'ie po czym oddalił się wracając do śmigłowca.
   - Dobrze panią widzieć.- usłyszałam jego głos, uścisnęłam dłoń i nieprzytomnym tonem „ciebie również”.
Mój wzrok był teraz skupiony na młocie, a wszystkie zmysły włącznie z intuicją krzyczały, że ktoś tam stoi i mnie obserwuje. Culson coś mi opowiadał, wyjaśniał, jednak to jedne miejsce dosłownie mnie przyciągało.
   - Zechce go pani zobaczyć?- usłyszałam przez mgłę.
   - Oczywiście.- mruknęłam wyrywając się z tej nostalgii.
Zaprowadził mnie do celi z luster weneckich, gdzie siedział Thor, jednak nie wyglądał jak młody bóg, którego poznałam. Smutek malował się na jego twarzy, a sińce odznaczały na jasnej cerze. Był taki ludzki
   - Otwórzcie.- powiedział.
Powolnym krokiem weszłam do środka, gdzie Thor słysząc pojedynczy krok wzdrygał się, jakby spodziewał się kogoś innego.
   - No proszę, proszę...- odezwałam się.- Nasz rozpuszczony szczeniak dostał po dupie.- zażartowałam siadając przed nim, jednak nie było mu do śmiechu.- Witamy na Ziemi, gdzie marzenia się nie spełniają.- dodałam z powagą.- Co się stało?- zapytałam patrząc prosto mu w oczy.
Jego niebieskie oczy powędrowały niepewnie w moją stronę, by po chwili znowu je spuścić. Wyraźnie nie chciał mi czegoś powiedzieć.
   - Słuchaj, posłali po mnie, bo wiedzą po części kim jestem. Nie wierzą jednak w to co im mówisz. Thor...- zawiesiłam głos i delikatnie podniosłam podbródek by spojrzał na mnie.- Ludzie w moim świecie nie wierzą w bogów, magię i fantastyczne krainy. Nazywają to realistycznym podejściem. Jeśli nie chcesz być uważany za  wariata, który prędzej czy później trafi do wariatkowa z innym Zeusem czy Izydą.- spojrzał się na mnie wzrokiem, który jednoznacznie oznaczał, że nie ma pojęcia o kim mówię.- Mniejsza o to... nie mów im, że jesteś Thor'em, tym Thor'em.- dodałam.- Jesteś legendą i niech tak pozostanie. A teraz poczekaj tu...- wstałam.- Wyciągnę cie stąd.- rzuciłam wychodząc.
Odszukałam Culson'a rozmawiającego z starszym mężczyzną.
   - Phil, on jest całkowicie niegroźny, mogę za niego poręczyć.- mruknęłam.
   - Tak, tak panno Arwens. To pan Erik Selvig. Przyszedł go odebrać.- wskazał na mężczyznę.
   - Słucham?- zapytałam.
   - To doktor Donald Blake- wręczył mi jego dowód, gołym okiem widać że podrobiony.
   - Donald Blake?- zapytałam z niedowierzaniem pod nosem.
Spojrzałam na mężczyznę w średnim wieku i nie mogłam skojarzyć skąd go znam... jakby ze snu.
   - Culson pozwól na chwilę.- poprosiłam go.- Wypuść tego mężczyznę.- szepnęłam.- Pojadę za nimi, czegoś się dowiem.
   - Jest pani pewna?- zapytał.
   - Tak i prosiłam cie już wiele razy, żebyś mówił do mnie po imieniu.- uśmiechnęłam się.
Phil wrócił do Selvig'a. Mężczyzna uśmiechnął się i gdy Thor wyszedł z celi z uśmiechem go powitał. Wróciłam do wnętrza bazy, a tajemnicza siła, która mnie obserwowała znikła. Mogłam się jedynie domyślać co, albo gorsza kto to był. Usłyszałam czyjeś kroki za mną.
   - Niedaleko stąd jest niewielkie miasteczko. Kimkolwiek by nie był ten mężczyzna musiał przyjechać z właśnie tego miejsca. Załatwiłem ci już transport.- powiedział Culson.
   - W porządku.- mruknęłam.
Byłam zbyt zmęczona na podróż samochodem i to na dodatek nocą, ale nie miałam wyjścia. Wsiadłam do auta, i odjechałam jedyną droga jak tam była, kierując się w stronę świateł małego miasteczka. Czując, że moje oczy zaczynają się zamykać wbrew mojej woli włączyłam radio i zrobiłam je na tyle głośno by mnie obudziło. Moja noga samowolnie wciskała pedał gazu gdy piosenka przyspieszyła. Nawet nie zauważyłam, że znalazłam się w mieście. Zatrzymałam się na poboczu, wyłączyłam wóz i radio widząc jak Thor prowadzi pianego starszego mężczyznę ciemną uliczką. Nie mogłam nic zrobić, ani pójść za nimi, ani pojechać. Czekałam przyglądając się uważnie gdzie idą, ale po chwili znikli tuż za rogiem. Nie było sensu wychodzić teraz i ich śledzić, nie o tej porze. Zbyt wiele emocji jak na jeden dzień, wystarczy mi, że byłam cały dzień w piekle. Zamknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy czułam jak powoli opadam, niczym jesienny liść na delikatnym wietrze; zasypiałam.

***


Ostre słońce wpadające przez nieprzyciemnianą szybę obudziło mnie. Wyszłam z auta i rozprostowałam się. Po nocy w niewygodnej pozycji sprawiło, że boli mnie najmniejszy mięsień. Moje jęki i przekleństwa przerwał snop światła, który wystrzelił prosto z nieba na środek pustyni. Wiedziałam co to jest, jednak nie wiedziałam co ze sobą niesie. Szybko ruszyłam ulicą, którą wczoraj szli Thor i nietrzeźwy mężczyzna. Skręciłam, a na jej końcu był szklany budynek. Jednak niezwykle pasował do tutejszej scenerii. Obok budynku była przyczepa kempingowa. Poszłam w tamtą stronę i gdy byłam już wystarczająco blisko, zauważyłam moją zgubę.
Stanęłam w drzwiach, a Thor znieruchomiał.
   - Też się cieszę, że cie widzę.- mruknęłam ponuro.- Co ty robisz?- zapytałam go.
   - Śniadanie.- odpowiedział.
   - Thor musisz wracać... Loki...- zaczęłam.
   - Loki jest teraz władcą Asgardu. Matka i tak nie chce mnie widzieć.- dodał ostrym tonem.
Stanęłam jak wryta z rozdziawionymi ustami, żeby nagle podskoczyć ze strachu słysząc głośny okrzyk radości. Znajomy okrzyk. Odwróciłam się. To był Volstagg. Chwilowy szok ich obecnością tu minął i odzyskałam zdolność mówienia.
   - Jak wyście się tu dostali?- zapytałam.
   - Heimdall nam pomógł. Nie wiemy czy Loki nic mu nie zrobił.- odpowiedziała Sif.
   - Co wy tu robicie?- zapytał uradowany Thor.
   - Zabieramy cie do domu.- uśmiechnął się Fandral, jednak mina blondyna zrzedła.
   - Nie mogę wracać.- odparł smutno.- Loki teraz rządzi, a matka obwinia mnie za śmierć ojca.- dodał.
   - Thor, twój ojciec żyje.- stwierdziła Sif i nagle kolejny huk.
Wybiegliśmy na zewnątrz i zobaczyliśmy jak ogromna machina w oddali niszczy pojazdy S.H.I.E.L.D.
Destroyer.
   - Szybko go wysłał.
   - Nie damy sobie rady.- stwierdził Hogun.
   - Przecież mamy potężną wiedźmę.- stwierdziła Sif.
   - Hogun ma racje nie damy sobie rady. Wy troje...- wskazałam na dwie kobiety i Selvig'a.-... zabierzcie stąd cywili. Zatrzymamy go jak długo się da.- rozpaliłam ogień w dłoni.- Thor idź z nimi, nie masz mocy. Pomóż im.- dodałam spoglądając na niego.
Potężna machina była coraz bliżej, niszcząc budynki i atakując ludzi po drodze. Zaczęła się walka. Sif wbiegła na dach budynku kiedy Fandral i Volstagg zwrócili na siebie jego uwagę. Ona zeskoczyła z budynku, z długą włócznią, którą wbiła mu w jego metalowe gardło. Gdy myślała, że już po wszystkim, machina odwróciła się, chcąc zadać ostateczny cios. Kula ognia płonąca w mojej dłoni poleciała w stronę Destroyer'a, zwracając jego uwagę na sobie. Dłuższa chwila minęła nim zaatakował, tak jakby zastanawiał się. Wykorzystałam ją i wskakując biegiem na dach samochodu, odbiłam się od niego i przeskakując nad machiną cisnęłam w nią potężnymi płomieniami. Czułam jakby ten moment trwał wieczność, jednak po chwili wylądowałam bezpiecznie, chowając się od razu przed jego śmiertelnym promieniem. Obok mnie był Thor i Sif.
   - Nie poradzimy sobie.- mruknęłam widząc zza rogu jak zajmuje go Hogun.
   - Wiem jak to zakończyć.- stwierdził Thor.
   - NIE.- odparła stanowczo Sif. Wiedziałam o co chodzi.
   - Thor, słuchaj. Jeśli tam pójdziesz, zginiesz. O to mu chodzi.- zaczęłam.- Znalazłam cie, bo potrzebuje twojej pomocy.- wyciągnęłam Serce Dusz.- Muszę to zniszczyć, rozumiesz muszę. Od tego zależy przyszłość nas wszystkich.- zawiesiłam głos.- Czeka nas, moją rodzinę śmierć... Tylko twój młot ma siłę zniszczyć ten rodzaj kryształu. Użyłabym swojej krwi, w niej też jest ten metal, ale to by sprawiło jednocześnie, że uwolniłabym groźnego demona, który zniszczyłby ten świat i wasz.- wyciągnęłam mały woreczek i schowałam je.- Zabierz je, a gdy odzyskasz moc, zniszcz. Tylko o to proszę.- wcisnęłam go Thor'owi do ręki i jednocześnie przejęłam jego wygląd.- Czas zagrać.- stwierdziłam z uśmiechem.
Wyszłam groźnej maszynie naprzeciw i zawołałam, starając się jak mogłam magią zmodyfikować mój głos. Thor i Sif przyglądali mi się ze smutkiem w ukryciu.
   - Loki! Wiem że mnie słyszysz. Nie wiem co ci zrobiłem, ale nie chciałem.- zaczęłam, a strach mnie sparaliżował.- Cokolwiek to było, przepraszam.- dodałam.
Myśląc, że już po wszystkim, że odpuścił, nagle podniósł ogromną dłoń i uderzył mnie rozcinając klatkę piersiową. Krzyknęła jakaś kobieta stojąca za mną po czym podbiegła. Ból był tak nie do zniesienia, że nie panowałam już nad zaklęciem, które sprawiało, że wyglądałam jak Thor.
Spojrzałam na Destroyer'a i szepnęłam:
   - To jest poświęcenie Loki, ale skąd ty to możesz wiedzieć.
Zobaczyłam jak podbiega również Thor.
   - Dlaczego?- zapytał.
   - Bo jesteś w stanie poświęcić się dla przyjaciół. Nie mogłam pozwolić, żebyś zginął. Dla mnie to tylko formalność.- uśmiechnęłam się blado.- Zasługujesz na moc.- po tych słowach Thor nagle zaczął wyglądać jak Thor. Jego ciało zamiast zwykła koszulka i spodnie pokryła asgardzka zbroja, a czerwona peleryna powiewała dumnie.- Wiedziałam, że to wystarczy.- puściłam mu oczko.- Niech myśli, że zginęłam.- szepnęłam cicho.
Thor odszedł, a kątem oka zobaczyłam jak walczy z potężną machiną jego ojca. 

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz