Skarb twój pod piaskami
Goniec znów odesłany, mówiąc, że skarb twój pod piaskami.
Te dwa wersy w ogóle nie pasowały do kontekstu całego wiersza. A może po prostu ja nie widziałam tego połączenia?
Nie, to niemożliwe...Rayne Arwens
- Nie śpisz już?- zapytał cicho, delikatnie całując w kark.
- Nie.- szepnęłam. Jak ja chciałam żeby ta chwila trwała wiecznie.
Nagłe pukanie do drzwi ocuciło mnie dobitnie.
- Hotel servizio.- zawołał zza drzwi kobiecy głos.
- Matko...- westchnęłam.- Prego.- pozwoliłam jej wejść.
Drzwi otwarły się i do środka weszła kobieta o znajomych, ognistoczerwonych włosach. Wybałuszyłam oczy widząc jak Miranda, jak gdyby nigdy nic, wchodzi do środka.
- Se I Vi inavvertitamente no conosco?- zapytałam po włosku czy ja ją przypadkiem nie znam, wiedząc, że Miranda nie zna tego języka.
- Sì, sì.- odpowiedziała nieświadoma tego co powiedziałam. Nieco mnie to rozbawiło.
Co tu robisz? Zapytałam w myślach będąc pewna, że to ona. Jest jedną z niewielu osób, z którymi mogę w ten sposób rozmawiać.
Mogę cię o to samo zapytać. Stwierdziła widząc mnie w niedwuznacznej sytuacji. Sama starała się jak gdyby nigdy nic odstawić tacę z śniadaniem i wręczyć mi kopertę.
Długo by opowiadać. Odparłam krótko.
Jake kazał mieć na ciebie oko, Fury też. Niecierpliwią się. Jak długo jeszcze? Zapytała z wyrzutem.
Musimy czekać do wieczora, do przypływu. Potem zostaje nam tylko Serce i po sprawie... Mam nadzieję. Odpowiedziałam najzwyczajniej.
A to? Pewnie miała na myśli to, że leżę w jednym łóżku z Loki'm.
Długa historia. Marii ci opowie. Odparłam.
- Arrivederci.- powiedziała na głos i wyszła.
Tak, Marii jej opowie. Jest na bieżąco ze wszystkim.
W końcu niechętnie wygramoliłam się z łóżka i otwarłam kopertę.Jeśli chcecie zdążyć na przypływ, radzę wam teraz wyjść.
To było pismo Mirandy. Nie miałam problemu z rozczytaniem się, kwestia przyzwyczajenia, ale zaraz... Przecież przypływ miał być wieczorem, przy świetle księżyca. Nie mamy czasu żaby czekać. O tej porze roku są one rzadkie. Znacznie częściej przypływy były w okresie jesiennym i zimowym.
Podeszłam szybkim krokiem do kopertówki i wyciągnęłam kartkę z wierszem z zwoju."Plac wodą zalany,
Tańczące kreatury z maskami,
Goniec znów odesłany,
Mówiąc, że skarb twój pod piaskami."Pierwsza zwrotka wiersza. A co jeśli chodzi o karnawał? Kreatury z maskami, okres zimowy. To się zgadza jeśli chodzi o przypływ.
Nic jednak nie było o księżycu... jaka ja głupia jestem. Słońce.
Podczas zimy świeci pod odpowiednim kątem, a dzięki pryzmatowi pokazywał dokładnie miejsce ukrycia klucza. Jeśli mam rację to wszystko za bardzo się przeciągnie. Nie mogę na to pozwolić. Będę musiała spróbować znaleźć klucz teraz. Tylko po co przypływ?
- Coś nie tak?- zapytał Loki widząc jak nerwowo chodzę po pokoju.
- Mamy problem.- odpowiedziałam poważnym tonem.- Wcześniej w ogóle nie brałam tego fragmentu pod uwagę, ale on jest tu kluczowy. Kreatury z maskami.- zacytowałam.- Chodzi o styczeń/luty.- wiedziałam, że zna ziemski kalendarz.- Okres karnawału.- dodałam.- To w tym okresie...
- Słońce pada pod odpowiednim kątem.- dokończył za mnie.- To oczywiste, ale wszystko i tak zależy od ułożenia pryzmatu. Tu chodzi o odpowiedni kolor pod jakim skrywany jest klucz. W okresie zimowym jest to po prostu łatwiejsze.- zdziwił mnie tok jego rozumowania, ale to miało sens.- Wystarczy odpowiednio podłożyć kamień, a kolory ułożą się tak samo.- dodał.- Tyle, że nie wiemy o jaki chodzi.- zauważył.
- W tym wierszu jest „Goniec znów odesłany, mówiąc, że skarb twój pod piaskami.” jeśli chodzi o kolor piasku, o złoty?- zapytałam retorycznie.
- Pozostaje nam tylko sprawdzić.- stwierdził Loki.
Nie minęło pół godziny, a oboje byliśmy gotowi do wyjścia. Gdy tylko znaleźliśmy się przed hotelem, zatrzymałam się gwałtownie. Faktycznie był już przypływ, a ulice praktycznie puste.
- Czekaj.- zatrzymałam go i rzuciłam zaklęcie, żeby nie przemoknąć.- Dobra idziemy.- uśmiechnęłam się.
Bez obaw weszliśmy na zalaną wodą uliczkę i skierowaliśmy się na Piazza st. Marco. Miasto wydawało się opustoszałe, co było dziwne w Wenecji. Jedyną trudnością była woda, która stawiała opór przy każdym następnym kroku.
- Masz pryzmat?- zapytał mnie nagle.
Cholera, nie miałam nic takiego, ale...
- To wystarczy.- zdjęłam łańcuszek, na którym wisiał mieniący się w świetle wyszlifowany kamień.- A raczej powinno.- szepnęłam do siebie.
Gdy tylko znaleźliśmy się na placu, który do kostek był zalany wodą, przed bazyliką zauważyłam kilku strażników strzegących wejścia.
- Zaczekaj chwile.- stwierdziłam i wzięłam do ręki dwa sztylety z L'Atelier.
Podeszłam spokojnym krokiem w ich stronę, rozglądając się po placu czy nikogo nie ma.
- Signori!- zawołałam, a gdy mężczyźni zauważyli sztylety i sięgali po swoją broń, ja zwinnym ruchem rzuciłam w nich.
Oboje upadli na ziemię, rozbryzgując wodę. Po chwili usunęłam z placu ich bezwładne ciała w bezpieczne miejsce, po czym gestem pokazałam Loki'emu, że wchodzimy.
Przeszliśmy przez szerokie drzwi do przestronnego wnętrza bazyliki. Była ona piękna, ale i tak największe wrażenie robiła ta w Watykanie z niesamowitymi mozaikami, które przypominały normalny obraz. Ale nie byliśmy tu żeby pozwiedzać, ale żeby znaleźć ważną dlanas rzecz.
- Ora chiuso, prega di lasciare.- usłyszałam głos jakiegoś mężczyzny.
Odwróciłam się. No tak... ksiądz.
- Raczej wątpię.- odparłam szyderczo i skierowałam w jego stronę różdżkę, uciszając go tym samym.- Loki ustaw pryzmat.- poprosiłam go rzucając mu łańcuszek.- Mordines.- szepnęłam, a mężczyzna był już na moje rozkazy.- Mamy na jakiś czas spokój.- podeszłam do Loki'ego.
Łańcuszek wisiał przed nim w kilku promieniach słońca, a całe pomieszczenie rozświetliły wszystkie kolory tęczy. Robiło to niesamowite wrażenie.
Przebiegłam wzrokiem po pomieszczeniu szukając złotych promieni, które rzekomo miały wskazywać miejsce ukrycia klucza. Nie liczyłam na cud, ale tliła się we mnie nadzieja, że jednak dzisiaj go znajdziemy.
Powolnym krokiem podeszłam w stronę ołtarza, który obeszłam przyglądając się każdemu zakamarkowi.
Westchnęłam i rozejrzałam się po ścianach.
Nagle jeden maleńki promyczek złotego światła opadał na ramę obrazu, przedstawiającego jedną ze stacji drogi krzyżowej. Od razu podbiegłam do tamtego miejsca i zaczęłam skrupulatnie oglądać wskazane przez promień miejsce.
Nic tam jednak nie było...
Ale chwila zaraz... przecież w zimę słońce pada pod innym kątem.
Zamknęłam oczy. Starałam wyobrazić sobie to miejsce w tym właśnie okresie, a pomogły mi w tym myśli księdza, który był teraz pod wpływem uroku.
To było jak oglądanie filmu, jak cofnięcie się w czasie. Nieświadomie, moja dłoń przesunęła się na niezwykle cienkie płótno, a pod palcami poczułam bruzdy z nadmiaru farby i kreślenia pędzla. Obraz przed oczami zaczął zanikać z każdym moim przesunięciem ręki, a ja kurczowo trzymałam się tych myśli.
Nagle poczułam pod palcami nienaturalną wypukłość. Otworzyłam oczy.
Moja dłoń spoczęła na niewielkim drzewie, na dalszym planie obrazu. Uśmiechnęłam się do siebie i wyciągnęłam kolejny sztylecik.
- Chyba znalazłam.- zawołałam do Loki'ego.
Zrobiłam nacięcie wzdłuż pnia i ostrożnie wyciągnęłam małą, kamienną szkatułkę.
- Mam coś.- powiedziałam i odwróciłam się do niego.
Szybkim krokiem przeszliśmy do jednej z ławki i przyjrzeliśmy się pudełeczku.- Jaka ja jestem głupia...- stwierdziłam po chwili.- Skarb twój pod piaskami.- przeczytałam inskrypcję na wieczku, zapisanej hieroglifami.- Już rozumiem.- zabłysłam.- Wiem gdzie jest Serce.- spojrzałam na Loki'ego i uchyliłam wieko szkatułki.
CZYTASZ
Dzienniki Rayne Arwens cz. I
FanfictionRok 2012. Po ucieczce Loki'ego, Fury nie widzi innego wyjścia z sytuacji jak prosić o pomoc znajomą rodzinę czarodziei. Początkowo sceptycznie nastawiona kobieta zgodziła się pomóc schwytać groźnego najeźdźcę. Jej arogancja i naiwność uspiły jej czu...