Rozdział 56

90 6 0
                                    

Na stos!

Jak ona przeżyła? Jak się uwolniła?


Rayne Arwens


Stałam na wzgórzu patrząc jak miejsce gdzie mieszkałam kilkaset lat, gdzie mogłam znaleźć schronienie znika pod gruzami, otulone grubą warstwą pyłu. Nie wierzyłam w to co widzę. Jak ludzie przełamali się przez zaklęcia ochronne?

   - Rayne musimy wracać.- szepnął Jake.- Rayne…

   - Wiem.- mruknęłam i po chwili poczułam jak coś ciągnie mnie przez niewielki tunel. W jednej chwili znalazłam się z powrotem w domu Marii.

W salonie na sofie siedziała Monic ruszając nerwowo nogą. Nie wiedziałam co o tym myśleć.

   - Na szybowcach było logo S.H.I.E.L.D.- powiedział Jake wchodząc za mną.- Nawet ich udało im się wciągnąć w te chorą grę.

   - Grę?- zapytałam.- Wybijanie czarodziejów jak za czasów inkwizycji nazywasz grą?- spojrzałam srogo na brata.

   - A jak inaczej nazwać ten obłęd?- zapytał.

   - Tych 15 co wyciągnęli…- nagle do pokoju weszła Marii.- Musicie to zobaczyć.- włączyła gestem ręki telewizor.


   - Jesteśmy obecnie na placu st. Marco w Wenecji, gdzie przed godziną ludzie beztrosko żegnali karnawał, a teraz rozgrywa się prawdziwy dramat.- powiedział dziennikarz.- To co tu się dzieje to jest bestialstwo… brak mi słów…- kamera została przeniesiona na sam środek placu wyspy. Był tam ogromny stos, a czuły mikrofon wychwytywał krzyki płonących ludzi.- Co tu się dzieje?- przed kamerą pojawił się jeden z żołnierzy, po czym ekran pokrył śnieg.- Najwidoczniej tak kończymy naszą transmisję z Wenecji. Smutno mi o tym mówić, ale podobnie jest na całym świecie. Nie rozumiem tego… Może są inni od nas, ale czy należy ich za to…- program się urwał.


   - To już piąty program, który urywają, gdy ktoś jest po naszej stronie. Włoski, niemiecki, brytyjski, hiszpański a teraz francuski. Nawet nie wiem kiedy to szaleństwo się zaczęło.- Marii wyłączyła telewizor.- Łapią naszych i publicznie palą na stosach. Na dodatek zniszczyli kilka ulic… między innymi Goldsmith Avenue.- ciągnęła.

   - Zaczęła się wojna…- mruknęłam.


***


Nasze życie zmieniło się o 180°. Ciągłe przeprowadzki i niekończąca się ucieczka dawała się we znaki. Świat się zmienił, a każdy, kto wyglądał podejrzanie był wciągany do auta z ulicy. Zniknięcia całych rodzin i terror na prostych obywatelach był na porządku dziennym. Sąsiad sąsiadowi stał się wrogiem. Każde podejrzenie o czarnoksięstwo było karane z najgorszą surowością, a najgorszą z kar było publiczne spalenie. Lilith omotała swoją magią wszystkich ludzi do tego stopnia, że wielbili ją jak bóstwo. Jednak nie tylko czarodzieje byli prześladowani. Także wampiry nie miały lekko. Nie mogli wyjść na światło dzienne. Tak też ich sprawdzano. Czystki jakie były przeprowadzane w wielkich miastach zmusiły rzesze magicznych stworzeń do przeniesienia się na tereny wiejskie. Ogromne rezydencje zostały zrównane z ziemią.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz