Rozdział 3

338 18 5
                                    

L'Atelier de Joel Robuchon

Spotkania czarodziei są wyjątkowe. Ta uroczystość rzadko ma miejsce w luksusowych restauracjach pięciogwiazdkowych hoteli. Staramy się zachować anonimowość w najlepszy, możliwy sposób. Dla zwykłych ludzi możemy być zagrożeniem, wrogiem. Ludzie się nas boją bo nie wiedzą jacy jesteśmy. Dlatego cała ta sytuacja jest niezwykle dziwna. Zaczynam podejrzewać, że Loki maczał w tym palce. Luksus, widownia, aktorzy... chce zrobić najprawdopodobniej przedstawienie, godne jego samego. Na jego nieszczęście, zatańczy dokładnie tak jak ja mu zagram. Przekonanie ministra by wprowadzić na salę agentów S.H.I.E.L.D. nie było wyzwaniem. Wystarczy odpowiednio wszystko rozegrać i wyprowadzić z tego Molière'a żywego.

Rayne Arwens

Fury krzątał się z miejsca na miejsce. Wciąż myślał nad planem jaki obmyśliłam. Jego głowa pełna była wątpliwości, ale ja Jane i Miranda świetnie sobie poradzimy.

- A jak długo to potrwa?- zapytał po dłuższej chwili Fury, spoglądając co chwilę na resztę Avengers'ów.

- To zależy. Dobrze wiesz, że sama nie wiem gdzie jest Serce Dusz. To może trwać tydzień, ale równie dobrze rok.- stwierdziłam, ale sądzę, że z tym rokiem przesadziłam.

- Mamy siedzieć przez ten czas bezczynnie?- zapytał oburzony Steve.

- Jeśli wkroczycie i ujawnicie mnie, wszystko szlag trafi. Natasha wam nie tłumaczyła na czym polega szpiegostwo?- zapytałam retorycznie, spoglądając na agentkę.

- A co jeśli cie przejrzy, albo co gorsza nie zgodzi się na współpracę?- zapytał pełen obaw Bruce.

- Mam przysłowiowego asa w rękawie. Widzisz Molière wie coś o Sercu. Wiem, że jeśli odpowiednio przeprowadzę z nim rozmowę, w najbardziej dyskretny sposób, by Loki niczego się nie domyślił, dowiem się tego czego sam nigdy nie wydusi z tego francuskiego lalusia i sprawię, że beze mnie nie poradzi sobie.- wyjaśniłam w najprostszy sposób.

- I czyj był to pomysł?- zapytał Steve.

- Mirandy.- odpowiedziałam.- Razem z Jane dopracowałyśmy go.- wyjaśniłam.

- Jane?- zapytał zdziwiony Thor, który miał coś w głosie co przypominało nadzieję.

- Jane Sullivan.- odpowiedziałam.- Mam do nich stuprocentowe zaufanie.- dodałam widząc podejrzliwy wzrok Fury'ego.

- Więc kiedy to przyjęcie?- zapytał patrząc niepewnie.

- Za cztery dni.- odpowiedziałam.

- Więc zbiorę ludzi...- zaczął.

- Nie rozpędziłeś się?- przerwałam mu.- Sądzisz, że wystarczy wprowadzić kilku twoich ludzi?- pytałam.- Każdy pełnokrwisty czarodziej wyczuje zwykłego człowieka. Nie każdy jest tak tolerancyjny jak moja rodzina. A do tego jeszcze Loki wyczuje wasze myśli. Spłoszy się.- dodałam.
- Czyli co proponujesz?- zapytał.

- Będziesz czekać w restauracji obok, w The Garden. Weź kilku swoich. Do L'Atelier de Joel Robuchon pójdę z moimi ludźmi.- wyjaśniłam.

- To ty masz jakiś swoich ludzi?- odezwał się Burton, który przez całą wymianę zdań siedział cicho, zresztą jak Natasha, która jak zauważyłam nie odstępowała go na krok.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz