Rozdział 27

117 9 0
                                    

Mała kolekcja

Dziwne, że Bruce tak bardzo chce poznać pierwiastek lub cokolwiek innego, co zrobiło z nas niezniszczalne maszyny do zabijania. Tak wiem, ładnie o sobie myślę...

Rayne Arwens

Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Bruce po uzyskaniu próbki mojej krwi, siedzi od kilku dni w laboratorium, Stark pracuje nad reaktorem łukowym, Thor codziennie zwiedza inną część rezydencji, Burton i Natasha jak zwykle, narzekali na wszystko, Fury każdą wolną chwilę spędzał na rozmowach z dowódcami Lacertae, a Loki, no cóż... on pewnie siedzi w swoim pokoju, lub szuka jakiejkolwiek drogi ucieczki. Wie, że gdy Tony skończy, a portal będzie działać, wróci z Thor'em do domu.
A ja, ja znowu leżę w hamaku, który wisi pomiędzy dwoma drzewkami pomarańczowymi i wygrzewam się na słońcu. Wiem, powinnam ćwiczyć, a raczej ci ludzie powinni, bo przy ich koordynacji ruchowej i zwinności nawet Faeri by ich powaliło. Najbardziej śmiać mi się chciało gdy wczoraj, jak Thor po raz pierwszy wyszedł do ogrodu, zaczął odpędzać te małe stworzonka. Wyglądało to jakby próbował złapać komara, wymachując rękami we wszystkie strony.
A ja, prawie płacząc ze śmiechu, próbuję mu wyjaśnić, że nic mu nie zrobią. Że tylko opiekują się moim ogrodem. Ale przemów tu chodzącej górze mięśni do rozsądku.
A czym są Faeri? Małymi elfami. Wyglądają jak maleńkie świetliki, drobinki kurzu iskrzące się złotym kolorem. Troszczą się o każdą roślinę w ogrodzie. Ich magia jest niesamowita. Szkoda tylko, że ludzie o nich zapomnieli.
Zamknęłam oczy, wsłuchałam się w szum wiatru i spokojnie napawałam się blaskiem słońca. Chwila spokoju.
Westchnęłam.
Co jeśli to wszystko stracę? Co jeśli Tony miał rację? Jest nas zaledwie garstka w porównaniu z siłami Lilith.
Ale jak już powiedziałam.
Stanę z nią do walki.
I choćbym miała stawić czoła całej armii sama, zrobię to. Może to głupota, ratować świat, który staje się coraz bardziej zepsuty. Może ludzie powinni dostać tak porządnie w łeb, żeby w końcu docenić jak wspaniałą planetę mają. Chciałam to zrobić po cichu, delikatnie popychać władze państwa w odpowiednim kierunku, ale nic z tego.
Wszystko się teraz jednak zmieni.
Już nie będę w cieniu po tej wojnie. Lilith chce mnie ujawnić światu, gdy ja usilnie próbuję się ukryć przed nim. I uda jej się.
Gdy wygram tą wojnę i raz na zawsze pozbędę się tej zadry pod postacią demona, pokażę ludziom co to znaczy władza. Teraz, gdy każdy myśli, że może wszystko, że jest panem i władcą, na świecie rodzi się chaos. Mężowie biją żony, politycy podwyższają koszty życia, bezrobocie rośnie...
Może byłam jaka byłam, ale gdy rządziłam Babilonią, zlikwidowałam całkowicie przestępczość w mieście, podniósł się standard życia. Oczekiwałam tylko jednego... posłuszeństwa.
Znam tylko jedno państwo, a raczej miasto, gdzie podobny styl władzy do mojego został wprowadzony.
Singapur.
Może nie na taką skalę, ale po części jest podobnie.
Wiem co wprowadza ten chaos. Samowolka.
Ludzie czują się bezkarni, a władze są bezradne. Rozkładają ręce, gdy sprawa jest poważna. Ale nie od tego roku. Teraz mam zamiar wyjść z cienia i razem z Jake'iem, Marii i Monic zaprowadzimy ład i porządek. Będzie trudno na początku, ale czas by ograniczyć wolność, a w zamian dać to czego wszyscy pragną. Szansy na lepsze życie.
Już wiem jak rządzić. Jestem mądrzejsza o te dwa tysiące lat i wiem co mam robić. Nie popełnię błędu z Babilonu.
Pozostanę człowiekiem.
   - A ty znowu śpisz.- zaśmiała się Marii.
   - Ja nie śpię. Ja odpoczywam.- poprawiłam ją.
   - Ah tak.- mruknęła z niedowierzaniem.- Bruce poprosił cie o małą próbkę metalu z twojej katany, chce coś sprawdzić.- no tak, robi za posłańca.
   - Ale której?- zapytałam próbując uwolnić się z hamaku.- Wiesz, że mam sporą kolekcję.- stwierdziłam.
   - Tą od Pai Mei'a.- odparła.
Skąd on...
Dziwny człowiek. Nagle znał wszystkie legendy na mój temat.
   - No dobrze.- odparłam.- A odkrył już co mamy we krwi?- zapytałam.
   - Mówił że nie.- odpowiedziała tajemniczo.
Nie drążąc dalej tego drażliwego tematu wróciłam z siostrą do środka i zwołałam zebranie tylko dla Avengers. Nawet Loki się znalazł, co mnie nieco zdziwiło, bo nie widziałam go od kilku dni.
   - Tak, musiałam wam przerwać pracę.- odpowiedziałam na niezadane pytanie Banner'a i Stark'a.- Tak, to nieoficjalne spotkanie i nie Loki, nie ma stąd ucieczki.- wszystkich nieco zdziwiłam.- Chcę wam coś pokazać, a widzę jak niemiłosiernie się nudzicie, to was czymś zajmę.- dodałam każąc gestem iść za mną.
Z holu poszliśmy w stronę salonu. Był to jeden z największych pokoi w rezydencji, w ciepłych kolorach z eleganckim wystrojem. Naprzeciwko obszernej sofy i niskiego, drewnianego stolika był bogato zdobiony kominek z brązowego kamienia.
   - Uprzedzam, niewielu ludzi miało tu wstęp. Możecie wybrać co chcecie, ALE...- zawsze są jakieś zastrzeżenia.-... cztery przedmioty należą tylko do nas. Mają swoje wyznaczone miejsca i każdy jest strzeżony. Tylko właściciel może je ruszyć z miejsca.- wyjaśniłam.- Dla obcych są one nienaturalnie ciężkie.- znowu odpowiedziałam na niezadane pytanie.
Podeszłam do kominka i jednym ruchem dłoni zgasiłam płonący w nim ogień. Wyciągnęłam różdżkę, uderzyłam delikatnie w tylną ścianę i szybko odsunęłam się kilka kroków do tyłu.
Wszystko zaczęło się przed nami walić, tworząc kilka szerokich stopni.
Pomieszczenie przed nami wydawało się całkowicie nie pasować do wystroju salonu. Wszystkie ściany były w białych kaflach, pod którymi były mocne, jasne lampy. Weszliśmy do środka. Był to zaledwie przedsionek ogromnego składu broni, ciągnącego się pod całą rezydencją.
Naprzeciw nas była imponująca kolekcja mieczy japońskich, w różnych stylach i długościach. Od maleńkich sztyletów, po mistrzowsko wykonane miecze. Na samym środku tej kolekcji, gdzie podwyższenie wyglądało jak płynna masa, wijąca się w spiralę, była najwspanialsza katana jaką posiadam. Pierwsza z mojej kolekcji, wykonana z meteorytu przez samego mistrza Pai Mei'a. Na prawo były wszystkie rodzaje broni palnej, a starczyłoby jej dla całej armii i jeszcze by zostało. Na lewo, na jednej ze ścian była kolekcja wszelkiego rodzaju łuków. Jeden z nich należał do Marii. Jest mistrzynią w strzelaniu. Po drugiej stronie były pary sztyletów i ostrych noży, podobnych do tych, które używała moja dawna znajoma; Elektra. To już była działka Monic, mistrzyni w rzucaniu nożami. Poruszała nimi tak szybko, że wróg nawet nie mógł ich dostrzec. Na środku, na podłużnych i szerokich stołach leżały miecze, szable i cała reszta broni białej.
   - Przedstawiam wam moją małą kolekcję. Nie krępujcie się, możecie spróbować wszystkiego. Al pomoże wam wybrać broń, najbardziej odpowiadającą waszym umiejętnościom.- powiedziałam po chwili.
Widać zrobiła na nich spore wrażenie.
Widziałam jak Barton od razu podszedł do łuków. Nareszcie go czymś zajęłam. Może przestanie marudzić.
Jednak nie po to tu przyszłam.
Szybkim krokiem podeszłam do podwyższenia naprzeciw mnie. Ta płynna masa zdawała się ledwo utrzymywać katanę na miejscu, jednak wiedziałam, że jest stabilna. Delikatnie podłożyłam ręce pod nią i uniosłam w górę.
Była lekka, zdawała się być delikatna, a jednak najostrzejsza z nich wszystkich. Do złoto-czarnej rękojeści były doczepione dwie cieniutkie wstążki z satyny, gdzie na jednym było wyszyte złotą nitką moje imię Rayne, a na drugim Semiramida. Dwa imiona, których nigdy nie zmieniłam.
Chwyciłam pewnie za rękojeść, a wstążki powiewały przy każdym, najmniejszym ruchu powietrza. Drugą dłonią chwyciłam za pochwę i zamknęłam oczy. Od razu przypomniało mi się, kiedy to pierwszy raz miałam ją w ręce. To były spokojne czasy.
Wzięłam głęboki oddech i jednym szybkim ruchem wyciągnęłam katanę. Podniosłam ją na wysokość oczu i przejechałam palcem po jej ostrej krawędzi. Na metalu dokładnie było widać idealnie strugi szlifu, co nadawało klindze uroku.
Z palca pociekło kilka kropel krwi, które zniknęły gdy tylko znalazły się na ostrzu. Wchłania to co może je wzmocnić. Moja dwu centymetrowa rana w mgnieniu oka zagoiła się.
   - Chciałeś zbadać ten metal, prawda Bruce?- zapytałam go. Wiedziałam, że na to czekał.
   - Tak...- chciał dalej mówić, ale przerwałam mu gestem dłoni.
Otrząsnęłam się z tego chwilowego transu i schowałam szybko miecz.
   - Uważaj, jest bardzo ostry.- podałam mu go delikatnie i od razu popędził do laboratorium.
   - Takie pytanie.- zaczął Fury.- Po co ci w domu cały arsenał?- zapytał pełen podziwu tego miejsca.
   - Niektórzy trzymają pod poduszką nóż dla bezpieczeństwa.- stwierdziłam.- Ja wole pod domem trzymać skład broni.- zaśmiałam się.- Wybierzcie dobrze.- powiedziałam do reszty.- Od jutra zaczynamy trening.- dodałam i wyszłam.
Szybkim krokiem wróciłam z powrotem do ogrodu i rzuciłam się na hamak. Zaczął się huśtać pod moim ciężarem. Zamknęłam oczy, a kołysanie tylko pomogło mi usnąć.

***

Otworzyłam oczy. Słońce już dawno zaszło, a niebo było usiane gwiazdami. Było grubo po dziesiątej.
A zdawało mi się, ze usnęłam tylko na moment. Cóż, dla mnie czas mógłby nie istnieć.
Wygramoliłam się z hamaku i przeczesałam włosy ręką. Ledwo stałam na nogach. Oczy wciąż same się zamykały, ale musiałam zobaczyć jak tam radzi sobie Bruce i Tony. Fakt, że jeszcze nie spali był oczywisty. Byli zbyt pochłonięci pracą, przynajmniej Banner. Nie wierzyłam zbytnio w to, że cokolwiek znajdzie.
Starając się iść prosto doszłam do drzwi frontowych. Jasne światło żyrandola i białe ściany strasznie mnie oślepiały. Czułam się jakbym przez pół nocy piła Ognistą Whisky lub Brandy, a teraz miała porządnego kaca łącznie z światłowstrętem.
   - Nie wyglądasz za dobrze.- zauważył Fury gdy weszłam do centrum dowodzenia.
   - No co ty nie powiesz.- odgryzłam się zmęczonym głosem.
   - Dobrze spałaś?- zaśmiała się Marii, która pojawiła się znikąd.
   - Na chwilę przymknęłam oczy.- poprawiłam ją.
   - Na taką dłuższą chwilę.- zauważyła.- Bruce mówił, że coś odkrył, tyle że wciąż nie umie się wybrać z tego laboratorium.- zażartowała.
   - Nie jest to zwykłe coś.- do środka wszedł Tony.- Rayne, sądzę że pojutrze reaktor będzie gotowy.- odparł wiedząc, że chciałam zadać to pytanie.
   - Co chcesz przez to powiedzieć?- zapytałam nawiązując do „niezwykłego coś”
   - To, że wasza krew jest znacznie bardziej wyjątkowa niż przypuszczałem.- do środka wszedł Bruce z mnóstwem dokumentów, moją kataną i próbką krwi.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz