Opowieść o demonach
Szczęście nigdy nie było mi pisane. Za każdym razem, gdy coś sprawiało mi za dużo radości, zostało mi odebrane. Ale kto się tym przejmował? Jestem zwykłym odmieńcem...Rayne Arwens
Ciepłe promienie słońca ogrzewały pomieszczenie. Kilka zbłąkanych opadały na moją twarz. Szczęśliwą twarz...
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do siebie. Fala wspomnień z poprzedniego wieczoru zalała mnie błyskawicznie. To co się wydarzyło to nie mogła być prawda... to był zwykły sen, w którym dałam się nieco ponieść.
Rozkładając się na całym łóżku znowu zamknęłam oczy przypominając sobie każdy szczegół.
Niby wieczór był przerażający, ale ten obrót sytuacji... nie nie wierzę w to. On nie mógł mnie pocałować.
Co ja najlepszego narobiłam? Czy zawszę muszę być taką egoistką? Teraz już jednak za późno... Arion wyczuła moje uczucia, pewnie poleciała do Lilith więc co mi szkodzi. Mimo to muszę coś zrobić. Nie chcę żeby coś się stało Loki'emu. Tylko nie będzie mógł dotknąć Serca. Jest za słabym magiem, by móc okiełznać ten artefakt. Jedynie potężni czarodzieje mogą go dotknąć, użyć, ujarzmić. Mój cel to: znaleźć, odebrać i wydać...
Za to ostatnie na pewno mnie znienawidzi. Tylko nie wiem co zrobić. Drążyć w tym kierunku i mieć złamane serce jak on po wszystkim, czy odpuścić już teraz i mieć wyrzuty sumienia, czy jak to tam nazwać?
Nawet jeśli będę chciała wszystko wyjaśnić, nie da dojść mi do słowa. Był bardzo podobny do mnie, miał swoje racje i się ich trzymał raz zraniony nie wybacza, choć ja robię wyjątki.
Jak te myśli zajęły moją głowę, nawet nie zauważyłam czasu, jaki minął od mojego tradycyjnego przygotowania się. Jak humor może się w tak krótkim czasie zepsuć.
W tej chwili moja matka znowu powiedziałaby coś mądrego, coś co by mnie podniosło na duchu.
„Korzystaj z życia Rayne, jakby miał to być ostatni jego dzień.”
Będę korzystać z życia, dopóki mogę, dopóki mam czas, dopóki mnie kocha.
Wyszłam z pokoju, ubrana na luźno z delikatnym makijażem i rozwianymi włosami. Nie ubierałam się tam w taki sposób.
W ręce trzymałam na łańcuszku małą tubkę z zwojem w środku, który kołysał się w te i wewte przy każdym kroku. Gdy wyszłam zza rogu, w salonie na dole nikogo nie było, jak zawsze. Nic nowego, w końcu czego mogłam się spodziewać. Jednak tego dnia zamiast do jadalni poszłam do biblioteki.
Gdy tylko usiadłam w fotelu ujęłam dłonią szkło i spojrzałam do wnętrza, gdzie z gracją obracał się zawieszony zwój. Nie miałam najmniejszego pojęcia jak wyciągnąć to maleństwo ze środka, a co dopiero przeczytać inskrypcję, która przypomina małe robaczki na papierze. Jedyną opcją byłoby to wysłać do Filadelfii i poprosić, żeby Al i reszta powiększyli to. Wszak z starożytnym babilońskim nie miałabym kłopotu.
Obracałam tubką w palcach, przyglądając jej się z bliska. Była zabezpieczona zaklęciami, to oczywiste, ale nie umiałam wyczuć żadnego znanego. Położyłam wisiorek na stoliku i podeszłam do najniższego regału ze zaklęciami starożytnymi. Poszukiwanie tej książki o którą mi chodziło było żmudną pracą, gdyż istniało ryzyko, że jej tu nie ma. Kolejny powód, dla którego powinnam była wysłać to do Filadelfii. Księga, którą szukałam, to najstarszy tom zaklęć ochronnych, napisany w całości w łacinie, pochodzący z XI wieku n.e. Skoro ktoś chciał ukryć jedyną wskazówkę prowadzącą do Serca, zrobiłby to przy użyciu starych zaklęć.
CZYTASZ
Dzienniki Rayne Arwens cz. I
FanfictionRok 2012. Po ucieczce Loki'ego, Fury nie widzi innego wyjścia z sytuacji jak prosić o pomoc znajomą rodzinę czarodziei. Początkowo sceptycznie nastawiona kobieta zgodziła się pomóc schwytać groźnego najeźdźcę. Jej arogancja i naiwność uspiły jej czu...