Zatruty sztylet
Co zrobić w sytuacji kryzysowej? Pakować się w ręce Lilith czy poczekać aż świat się nieco uspokoi? Prosić o pomoc kogoś z zewnątrz czy samemu walczyć o wolność? Decyzje, decyzje…
Rayne Arwens
Teleportowałam się na wzgórza otaczające pozostałość po mojej rezydencji. Miejsce niegdyś tętniące życiem, zmieniło się w spalone, jałowe pustkowie z ruinami na środku. Jedna myśl i znalazłam się na brukowanej drodze do posiadłości. Szłam szybkim krokiem w stronę gruzów i zatrzymałam się przed fontanną. Była cała, jakby ogień jej nawet nie musnął. Wejście do zbrojowni było nietknięte. Weszłam do pustego zbiornika i zapaliłam ogień na szczycie. Z bocznych dysz zaczęła się sączyć czerwona substancja, a wokół fontanny pojawiły się kręte schody prowadzące do podziemi. Zanim krwista ciecz dosięgła moich stóp, ja już zaczęłam schodzić w dół oświetlając sobie drogę płomieniem zapalonym w dłoni. Surowe kamienne ściany sprawiały, że miejsce to było mroczne i nieprzyjazne. To wejście było stworzone w takich czasach.
W końcu znalazłam się przed stalowymi, grubymi drzwiami i wolna ręką przejechałam po zimnej powierzchni. Drzwi posłusznie rozsunęły się. Jak słusznie przypuszczałam arsenał był nietknięty. Gwałtowny gest dłoni i całe pomieszczenie rozświetliły białe światła. Było ono nowoczesne. Skierowałam się do głównej sali, gdzie mogłam znaleźć białą broń i moją katanę. Jak zawsze dumnie unosiła się nad płynną podstawą, która wiła się wokół siebie. Podeszłam do niej i ułożyłam dłonie tak, by mogła swobodnie na nie opaść.
Ostatni raz miałam ją w rękach prawie 300 lat temu. Tak potężna broń wykuta z kosmicznej skały musiała być używana z rozwagą. Teraz był najlepszy moment by jej ponownie użyć. Dwie wstęgi z moim imieniem poruszały się przy każdym muśnięciu wiatru. Szybkim ruchem wyciągnęłam katanę z pochwy i obejrzałam ją dokładnie. Nie było ani jednej rysy czy brudu. Nawet rdza nie trzymała się klingi. Płynnie zaczęłam nią obracać w dłoni. Czułam się tak jakbym kierowała inteligentną istotę, która przewiduje moje ruchy, poddając się im jak w tańcu. Schowałam ją z powrotem do pochwy i ruszyłam w stronę skarbca gdzie był ten kamień. Ten sam, którym zraniliśmy się w wieku dziesięciu lat, który dał nam nieśmiertelność, siłę i magiczną krew. Skręciłam w prawo mijając wystawę przepięknych sztyletów. Zatrzymałam się przy jednej z gablot i wzięłam kilka, gdzie jeden był oprawiony w delikatną zieloną skórę a na złotej klindze był wygrawerowany łaciński napis „Notoriae initium in cor”. Smukła forma wydłużała optycznie tą przepiękną broń.
Schowałam je za pasek i ruszyłam dalej. Przede mną otworzyły się kolejne drzwi. Znalazłam się w pomieszczeniu złudnie przypominający te w Asgardzie. Mijałam kolejne gabloty z relikwiami. Zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam w lewo. Skoro już tu jestem wezmę wszystkie perełki. Wolnym krokiem podeszłam do szklanej szyby, za którą unosiła się różdżka. Wyglądała jak każda inna, jednak tą wykonał jeden z pierwszych mistrzów. Pod drewnem krył się diamentowy rdzeń, a magiczną moc nadawał mu pazur młodego smoka. Niezwykle potężna i tylko czarodzieje, którzy panowali w pełni nad swoją mocą mogli jej użyć. Nawet ja czułam respekt przed jej siłą i bałam się jej używać. Ale coś mi mówiło, że przyda mi się. Schowałam różdżkę za pazuchę, zostawiając obecną w gablocie na wypadek jakichkolwiek podejrzeń, że ją mam. Z uśmiechem na ustach ruszyłam dalej przez skarbiec. Moim celem było pomieszczenie znajdujące się za kamiennymi wrotami, które otwierały się tylko wtedy, gdy krew któregoś z nas musnęła głazy. Wyciągnęłam sztylet i szybkim ruchem przecięłam wewnętrzną stronę dłoni, błyskawicznie przytykając ją do ściany. Po chwili musiałam się odsunąć na parę kroków i kamień przede mną dosłownie się rozsypał pozwalając mi przejść. Na środku komnaty, w strugach światła skąpany był kamień wielkości zaciśniętej pięści. To dzięki tej niewielkiej rzeczy zawdzięczam moc jaką posiadam. Ja i moja rodzina. Podeszłam do niej, a serce waliło mi jak oszalałe. Bałam się tego co powiedziała Marii przed przybyciem tu. Że moje ciało może nie wytrzymać takiej mocy. Ale w grę wchodziło życie tysięcy czarodziei, a jeśli się uda, ta moc, którą posiądę przyda mi się nie raz. Wzięłam skałę w drżącą dłoń.
CZYTASZ
Dzienniki Rayne Arwens cz. I
FanfictionRok 2012. Po ucieczce Loki'ego, Fury nie widzi innego wyjścia z sytuacji jak prosić o pomoc znajomą rodzinę czarodziei. Początkowo sceptycznie nastawiona kobieta zgodziła się pomóc schwytać groźnego najeźdźcę. Jej arogancja i naiwność uspiły jej czu...