Rozdział 44

85 6 0
                                    

Jotunheim

Nie sądziłam, że zobaczę Sargona jeszcze za życia. Jest to dziwne uczucie. Będzie pewnie pragnął zemsty za to, że zesłałam go tam gdzie jest.

Rayne Arwens

Szłam szybkim krokiem po szklanej, tęczowej tafli, emanując pewnością siebie i wściekłością. Ubrana w czarny płaszcz z zarzuconym kapturem, który dodawał mi tajemniczości. Szłam, a stukot wysokich obcasów tłumiony był przez szum niezwykłego morza, które zdawało się być zawieszone w kosmosie, jak całe miasto. W dłoni trzymałam katanę, bez której nie wyobrażałam sobie żadnej podróży. Miałam na nich czarne, skórzane rękawiczki, ale i tak wiedziałam, że to niewiele pomoże w starciu z chłodem lodowej krainy.
   - Pośpieszmy się.- pogoniłam Heimdall'a mijając go i stając naprzeciwko wyjścia po drugiej stronie maszyny.
   - Wiesz, że to może być podróż w jedną stronę.- zauważył poważnym tonem wsadzając na podeście miecz, który był dźwignią włączającą Bifrost.
   - Nie dbam o to...- odparłam wyciągając katanę.- Zresztą, ze mną to jest niemal niemożliwe.- dodałam.
Wiedziałam, że tylko kiwnął głową i wsadził do końca miecz.
Poczułam jak coś szarpnęło mną mocno do przodu i znalazłam się w tunelu, w którym leciałam z prędkością niemal równą prędkości światła, a mimo to zdawało mi się, że to jest za wolno.
Gdy znalazłam się w Jotunheim'ie, rozejrzałam się po tym lodowym pustkowiu. Wiatru prawie tu nie było, a jednak moje włosy poruszały się w te i we wte, muskając moją twarz. Mróz ranił każdy odsłonięty fragment skóry, a mimo to, nie zwracałam na niego uwagi.
Spojrzałam w dół i zobaczyłam kilka śladów na śniegu, prowadzących w głąb mroźnego lądu. Zaczęłam powoli nimi podążać, spodziewając się z każdej strony ataku, jednak głucha cisza zdawała się nie kończyć. Żadnego szumu wiatru, żadnego dźwięku.
Szłam w stronę zniszczonych, lodowych kolumn podtrzymujących resztki dawnego pałacu. Musiał być zjawiskową budowlą zanim wojska Odyna wkroczyły do tego miejsca...
Dziś, podążam tymi śladami chcąc uratować bogów, których nawet nie znam, nie wiem czy to co było we śnie to prawda. Jednak czułam więź, która łączyła mnie i braci, a szczególnie z Loki'm. Nie wiem, czy mogę liczyć na to samo, jednak pozostaje nadzieja... nadzieja, że Loki mnie jednak pokocha...
Stanęłam jak wryta. Loki i Thor stali ramię w ramię naprzeciwko ogromnego Lodowego Giganta, śmiejącego się szyderczo. Za nimi Sif i Trzech Wojów.
Nie widzieli mnie, ale już za chwilę, Sargon się przekona, kto chroni rodzinę Odyna. Czeka go niemiłe zaskoczenie, ale i Asgardczycy nie spodziewają się mnie.
Thor odwrócił się. Loki omal mnie nie zauważył, na moje szczęście patrzył w dół
   - Wracaj do domu księżniczko.- mruknął stwór, Loki spojrzał się zrezygnowanym wzrokiem przed siebie, wiedząc co to oznacza.
Thor jednym zamachem uderzył giganta Mjöllnir'em, a ten odleciał w tył kilkadziesiąt metrów uderzając w lodową ścianę.
Zaczęła się walka, wszyscy wyciągnęli broń. Brawurowa i bezmyślna walka blondyna mogła skazać któregoś z jego przyjaciół na niechybną śmierć, gdyż ten, zamiast starać się ich wyciągnąć łaknął coraz więcej i więcej...
Zobaczyłam jak jeden z stworów próbuje zaatakować Fandral'a od tyłu.
Wybiegłam zza kolumny na lodową skałę, z której się wybiłam i skoczyłam prosto na oprawcę, wbijając katanę wzdłuż kręgosłupa. Zdziwienie walecznej trójki było uzasadnione. Kobieta, która atakuje Thor'a, pokazuje przyszłość Odynowi i ta przyszłość się sprawdza, znajduje się w Jotunheim'ie i ratuje im ich nieśmiertelne tyłki. Tak, można się zdziwić, ale ja miałam tylko jeden cel do ochrony, jeden cel dla którego się tu znalazłam. Loki. Muszę przeszkodzić gigantowi, który może go chwycić za ramię... wtedy się dowie. Nie może się dowiedzieć.
I tak się nie stanie...
Usłyszałam krzyk Volstagg'a. Czyli jego już złapał za rękę. Zobaczyłam Loki'ego za kolumną, usuwającego swojego sobowtóra z krawędzi klifu, ale do niego biegł następny. Zanim się zorientował, prawie złapał go za rękę i wtedy wypuściłam z dłoni ognisty bat, który owinął się wokół stwora i przyciągnęłam do siebie, nabijając jednocześnie na katanę.
   - Jak się tu znalazłaś?- zapytał.
   - A czy to ważne?- odpowiedziałam pytaniem.- Ratuję twojego tępego brata, ciebie i waszych przyjaciół.- dodałam z nutką sarkazmu, oczywiście nie specjalnie.- Heimdall mnie tu przysłał.- dałam mu odpowiedź na jego pytanie.
   - Skąd ta pewność, że nie damy sobie rady?- zapytał.
   - Dlatego...- wskazałam na Fandral'a, którego ściągali z lodowego szpikulca, a Loki rzucił sztyletem w Lodowego Giganta, który chciał zaatakować blondyna.
Po chwili lód zaczął pękać, a z płaskiej ściany zaczął wyłaniać się potwór, ich pupilek.
   - To mówi samo za siebie...- mruknął Loki i podbiegliśmy do Fandral'a.
Volstagg przerzucił go przez ramię i zaczęliśmy biec na klif, gdzie zostawił nas Heimdall.
   - Thor, musimy uciekać!- zawołał Loki.
   - To uciekajcie!- odparł waląc młotkiem w te i we wte.
Chwyciłam Loki'ego za przedramię i pociągnęłam za Sif i całą resztą.
   - Da sobie radę.- zapewniłam go, dobrze pamiętając jego wspomnienia ze snu.
Wokół zaczęły błyskać pioruny. Wiedziałam co zamierza Thor. Pociągnęłam Loki'ego mocniej by biegł szybciej.
Błyskawice zaczęły uderzać o lód powodując potężną implozję, odrzucającą wrogów na wszystkie strony. Odwróciłam się na chwilę i zobaczyłam jak pokrywa lodowa zaczyna się zapadać, a stwór, który nas gonił zniknął z czeluściach Jotunheim'u. Przyśpieszyliśmy by uniknąć takiego samego losu. Volstagg już ledwo dawał radę, a dla Fandral'a była to bolesna podróż. Gdy dobiegliśmy na kraniec klifu, rudy wojownik położył rannego na lód. Przykucnęłam przy nim i odsłoniłam fragment nadgarstka. Wiem, że teraz wiele to nie da, ale wolę uśmierzyć mu bólu.
   - Spokojnie.- spojrzałam proszącym wzrokiem w stronę jego przyjaciół by mnie nie powstrzymywali.
Odsłoniłam lekko miejsce zranienia i wyczarowałam maleńki sztylecik. Nacięłam delikatnie skórę i dwie krople które się ukazały, spłynęły na ranę, która od razu uleczyła się. Szok, który malował się na ich twarzach nie dziwił mnie. Każdy przy zdrowych zmysłach tak reaguje.
Nagle przed nami wyłonił się stwór, który wyszedł z lodowej ściany. Potworne monstrum z nieznanego mi gatunku. Chwyciłam pewniej katanę, przygotowując się na atak. Wiedziałam, że z nim z łatwością wygram, chociaż nie obejdzie się bez wspinaczki.
Po chwili usłyszałam świst powietrza i zobaczyłam metaliczny błysk. Thor leciał w stronę potwora z zawrotną prędkością, przelatując przez niego pozostawiając wielką dziurę, po czym wylądował przed nami z dumą i pewnością siebie.
Nie wiem z czego się tak chełpi. Z powodu śmierci, nowo rozpętanej wojny?
Lód za nami zaczął ponownie przypominać lodową pustynię, a w naszą stronę biegła armia Lodowych Gigantów.
Nagle światło z góry otuliło naszą siódemkę, a między Laufey'em, a nami stanął na mitycznym koniu, Odyn.
   - Skończ to Laufey.- mruknął.
   - Twój chłopak to rozpętał.- warknął Sargon.
   - Postąpił jak ty dwa tysiące lat temu.- wtrąciłam się wychodząc z cienia.
   - Wasza Wysokość.- ukłonił się, ale tak czy tak, wyczułam nienawiść i sarkazm w jego głosie.
   - Zostaw chłopaka, jest młody i głupi.- starałam się załagodzić sytuację, wiedziałam że bezskutecznie. Działam na zwłokę.
   - Waż na słowach...- warknął Thor, ale uciszyłam go gestem.
   - Nie wywołuj kolejnej, bezsensownej wojny.- stwierdziłam.
   - Trochę na to za późno...- warknął Laufey.
   - Niech tak będzie.- odparł Odyn, a ja zauważyłam jak Sargon chowa sztylet.
Szybko stanęłam między nimi, ale poczułam jak coś ciągnie mnie w górę. To był Heimdall. Zabierał nas do Asgardu. 

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz