Rozdział 61

83 6 0
                                    

Przewrażliwiona


Surowe pomieszczenie. Ja, Jake, Marii, Thor, Loki, Ivan, Nadia i przeciwko nam mała, prywatna armia Dymitr’a. Tylko pogroź mu trochę, a od razu jest na twoje usługi. Nędzna larwa.


Rayne Arwens


   - Wasza Wysokość.- pokłonił się nisko i usłyszałam za sobą odgłosy walki.

Odwróciłam głowę.

Marii zwinnie wykręciła dłoń jednemu ze strażników wyrywając mu broń z dłoni. Przewróciła na podłogę i wymierzyła w niego. Wyglądała co najmniej jak postać z mangi. Krótka sukieneczka w czarnym kolorze, z kroju bombka, broń w dłoni wymierzona w rosłego mężczyznę, którego przygważdżała do podłogi nogą i kucyk.

Nadia z kolei wyciągnęła w mgnieniu oka sztylet z kieszeni stojącego obok Loki’ego i, czego na pewno nikt się nie spodziewał, szybko owinęła włosy drugiego goryla Dymitr’a wokół nadgarstka i zmusiła go do klęknięcia, przyciskając mu do gardła nóż, odchylając tym samym mu głowę do tyłu.

Odwróciłam z powrotem głowę i zobaczyłam jak Dymitr próbuje się ulotnić. Chwyciłam go za kołnierz marynarki, wyczarowałam niewielkie krzesło i pchnęłam go na niego.

   - Co ta niemagiczna dziwka tu robi?- zapytał, a raczej warknął.

To był moment. Odwinęłam się i zewnętrzną stroną dłoni uderzyłam go z liścia. Spojrzał na mnie z nienawiścią.

   - Jak ją nazwałeś?!- wrzasnęłam.

   - Tylko czarownicy mają tu wstęp.- poprawił się.

   - Więc co tu robisz? Nie jesteś jednym z nich.- wysyczałam.

   - Przez kogo nie jestem czarownikiem?! Przez kogo?!- próbował wstać, jednak ponownie go popchnęłam, ale tym razem postawiłam stopę między jego nogami, opierając ją o kant krzesła. Podniosłam suknię aż pod sam kraniec uda. Thor, Jake, Ivan i Loki spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem, dopóki jednak nie zauważyli, że mam do uda doczepiony pasek z różdżką. Wyciągnęłam ją i przyłożyłam mu do gardła.

   - Winnego możesz szukać tylko i wyłącznie w sobie.- powiedziałam z wyższością.- Twoje czyny cię tu doprowadziły.- dodałam wolno jeżdżąc nią po skórze.

   - A jednak przyszłaś tu, bo wiesz, że nie poradzisz sobie z demonami sama.- stwierdził uśmiechając się szyderczo.

   - I bez twojej pomocy poradzilibyśmy sobie.- warknęłam wbijając końcówkę różdżki w jego gardło.- Wiesz co to jest.- to było stwierdzenie.

   - Jak mógłbym nie poznać pierwszej różdżki jaka powstała na świecie.- odparł.- Byłaby to piękna perła w mojej kolekcji.- dodał.

   - Na szczęście jest moją perłą.- powiedziałam dobitnie.- Nie masz zresztą wyjścia. Musisz nam pomóc.- stwierdziłam.

   - Nic nie muszę.- wysyczał.

Zacmokałam niezadowolona.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz