Rozdział 15

143 11 0
                                    

Z perspektywy cz.1


MARII

Chodziłam nerwowo po mostku. Wszyscy siedzieli na swoich miejscach, nie kryjąc swojego zdenerwowania i zachowaniem mojej siostry, i tym, że grozi nam apokalipsa.
- Tego już za wiele!- wybuchnął Burton.- Jak długo ona będzie się tak jeszcze zachowywać?- zapytał mnie.
- A skąd mam wiedzieć. To może trwać dzień, dwa, a nawet rok.- odparłam podniosłym tonem.- Powinieneś raczej modlić się o to, by po tej chandrze nie była tak wściekła, by wymordować pół Manhattanu, a raczej tych, co przeżyli atak obcych.- dodałam wzburzona.
- Marii, tylko spokojnie.- odezwał się Jake.
- Jestem spokojna.- odparłam.- Tylko jeden dupek uwolnił demona, który przez osiemset lat próbował nas zabić.- dodałam.- A ty Clint jakbyś się zachowywał na miejscu Rayne?- zapytałam retorycznie i wyszłam z pomieszczenia.
- Mamo czekaj!- zawołała za mną Monic, po czym wybiegła.
- O co chodzi?- zapytałam.
- Czy to jego wina?- czułam, że chciała się upewnić.
- Tak. I zachowanie twojej cioci i grożąca nam wojna z demonami.- odpowiedziałam bez wahania.
- Zabije gnoja.- szepnęła bezgłośnie, ale usłyszałam ją.
- Nawet mi się nie waż.- skarciłam ją.
- Ale on...- zaczęła, ale przerwałam jej gestem dłoni.
- On zbyt wiele znaczy dla Rayne, więc jeśli chcesz pomóc to zacznij ćwiczyć.- jasno dałam jej do zrozumienia, że ma nie robić głupot.
Monic spojrzała się na mnie z miną dziecka, któremu zabrano cukierka, i poszła w drugą stronę.
Oby nie zrobiła nic głupiego.
Ma stety, niestety moje geny i na nasze nieszczęście jest zdolna do wszystkiego. Coś na pewno zrobi.
Wzięłam głęboki oddech i skierowałam się w stronę pokoju Rayne. Odkąd wróciła i odkąd wiemy kto jest na wolności, nie opuszczamy statku S.H.I.E.L.D.
Wszystko szlag trafiło i to przez jednego z nas...
Nie chwila. Nie jednego z nas.
Nie każdy kto czarodziejem jest, może być jednym z nas, zwłaszcza gdy narazi swoją rodzinę na śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie mogę go pojąć. W końcu Rayne go ostrzegała, a przynajmniej tak nam powiedziała. Jake mówił, że jest w wielkim szoku i może mylić fakty. Ale to nasza siostra, zawsze myślała trzeźwo. Jednak teraz trzeba było ją porządnie walnąć obuchem w łeb, żeby wróciła do nas i nie jojczyła dłużej. A co innego jak groźba końca świata może na nią zadziałać?
Byłam pewna, że sobie z nią poradzę. Tyle razy ją uświadamiałam o błędzie, że ciężko to zliczyć.
Ponownie skręciłam w mniejszy korytarz oddalając się tym samym od mostku. W końcu stanęłam przed drzwiami pokoju mojej siostry i bez pukania weszłam. Po co mam się bawić w te grzeczności, skoro wiem, że i tak mnie nie wpuści.
W środku, jak można było się spodziewać po Rayne, było przytulnie. Nie jak w pozostałych pokojach.
- Znowu przyszłaś mnie męczyć?- zapytała cichym, zmęczonym głosem.
Niektórych mogłoby zdziwić, że nie miała zapłakanych oczu, że nie histeryzuje, ale nie mnie. Wiedziałam, że dla niej łzy nie mają najmniejszego sensu, choćby dlatego, żeby nie dawać nikomu satysfakcji. Starała się być silna, ale tego było już za wiele. Ta sytuacja przepełniła czarę i wiem, że Rayne będzie ciężko się wydostać z psychicznego dołka. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to za rok, bo tyle czasu nie mamy.
- Dobrze wiesz, że robię to dla twojego dobra.- odparłam pewnie.
- Tak... Wy wszyscy teraz myślicie, że trzeba się nade mną użalać, a ja wolę zostać sama!- wybuchła.
- Sama?- zapytałam retorycznie.- Byłaś sama przez półtora tysiąclecia i jak na tym wyszłaś?- spytałam starając się zachować spokój.
- Miałam Jake'a.- znowu szepnęła.
- Jak długo? Sto lat? Dwieście?- pytałam z wyrzutem.- A ile lat byłaś sama. Daj sobie teraz pomóc. Pamiętaj, że zawsze będziemy cie wspierać...
- Wciąż widzę to spojrzenie.- przerwała mi.
- Jakie spojrzenie?- zdziwiłam się nieco, bo po naszej ostatniej kłótni nic o spojrzeniu nie mówiła.
- Jego...- wejrzała na mnie.- Gdy usłyszał od John'a kim jestem.- wciąż mówiła tajemniczo.- On nie rozumie, że nie miałam wyjścia. Musiałam go wydać, bo groził mi. Straciłabym duszę gdybym nic nie zrobiła.- no tak, chodziło o szatański plan Loki'ego względem mojej siostry.
- Słuchaj.- usiadłam obok niej.- Sama mi mówiłaś, że nie należy spoglądać w przeszłość, bo odbija się to na teraźniejszości, a za razem przyszłości. Potrzebujemy cie Rayne, bardziej niż sądzisz. Sami nie poradzimy sobie z demonami. Gdy jesteśmy razem jesteśmy potężni.- przejechałam niepewnie dłonią po jej głowie, starając się dodać jej otuchy.
- Ty i Jake poradzicie sobie świetnie. Ja na to nie mam siły.- wyszeptała.
- Rayne do cholery czy ty w ogóle mnie słuchasz?!- wrzasnęłam nie wytrzymując już.- Nam wszystkim grozi niebezpieczeństwo. Tobie, mnie, Jake'owi, Monic, wszystkim ludziom na Ziemi, a śmiem podejrzewać, że Asgardczykom też! A dlaczego? Hmm... pomyślmy. Bo musiałaś się zakochać w jednym z nich. Skończ o nim myśleć, bo to cie zżera od środka. Było, minęło. Nie pasujecie do siebie, to od razu widać. Ty jesteś dobra, a on...
- Zły?- dokończyła za mnie pytaniem.- Wcale go nie znasz, a osądzasz.- też wstała, jakby nagle jej siły wróciły.
- Wystarczy mi to co słyszałam w S.H.I.E.L.D.- odparłam.
- Jeśli chcesz dowiedzieć się jaki jest, to lepiej poczytaj sobie mój dziennik, o ile Fury już go sobie przywłaszczył.- przecież on go nie ma. Nieco to dziwne, gdyby był w tej rezydencji już dawno byłby tu, u Rayne.
- Mniejsza o tego dupka, który zniszczył mi siostrę. Demony zaczynają powoli dawać się we znaki. Ty tu sobie siedzisz i beczysz, a tysiące ludzi zostaje opętanych na dzień. Tysiące żołnierzy z różnych krajów, na terenie Bliskiego Wschodu.- chciałam ją wreszcie uświadomić.- Takiego czegoś jeszcze nie przerabialiśmy.- dodałam.
- Co?- Rayne wyraźnie się zdziwiła.- Co jeszcze się dzieje?- zapytała.
- Po co mam ci to mówić, skoro ty i tak wolisz tu ciągle siedzieć. Skoro uważasz, że z Jake'iem poradzimy sobie sami.- stwierdziłam.- Może i jestem młodsza, ale na przestrzeni tych 2800 lat, te cztery mniej od ciebie to wcale nie jest dużo.- dodałam wychodząc.
Wiedziałam, że ostateczną bronią Rayne będzie wiek. Fakt, jest starsza, ale to nie znaczy, że może to wykorzystywać w każdej sytuacji.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się z powrotem na mostek. Ja zrobiłam co było w mojej mocy. Jeśli ten impuls nie zadziała na Rayne, to chyba będziemy musieli czekać ten rok, aż wielmożna dama postanowi cokolwiek zrobić. Z tym Loki'm też będę się musiała rozliczyć za to co zrobił z moją siostrą. W końcu doprowadził ją do takiego stanu, w jakim ja byłam wiek temu, a to niełatwe zadanie, zwłaszcza, że jesteśmy z Rayne takie same. Silne. Tyle że teraz, tego nie widać. Ona nawet po śmierci ojca tak się nie zachowywała. Od razu była wściekła i wyżywała się na każdym, kto był jej przeciwny. Dlatego nieco obawiam się tego wybuchu gniewu, skoro kiedyś była zdolna do morderstw. Może to dlatego pominęli ją w historii władców Babilonii. Ale to wszystko zależy kiedy Rayne łaskawie postanowi dołączyć do nas. Muszę przyznać rację Burton'owi. Jej zachowanie jest irytujące, żeby nie powiedzie dziecinne. Tyle, czy można człowieka osądzać za to, że jest się takim, jakim jest?
Jedynie to mam nadzieję, że to wszystko to tylko zły sen. Koszmar, który śni mi się jak zwykle co nocy. Że jak się obudzę, to zejdę na dół w kamienicy i znowu będę z Rayne przeglądać raporty i zastanawiać się nad planem. I gdybym wiedziała to co teraz, kazałabym jej bardzo uważać na Loki'ego. Ten drań omotał sobie moją siostrę wokół palca, wykorzystał, a przecież Rayne ma serce „z kamienia".
- Czyli to niekończące się źródło ludzi... tego czegoś?- zapytała Natasha gdy weszłam na mostek
- Teoretycznie tak.- odparł Jake.
- A praktycznie?- spytała.
- Natasha, mój brat miał na myśli to, że Lilith nie może zbytnio zwracać na siebie uwagi. Czy to zrobi, to już jej sprawa.- odpowiedziałam na jej pytanie.- Jake mogę cie prosić?- zapytałam.
- Jasne.- wyszliśmy z pomieszczenia.- I co z nią?- zapytał.
- Zdaje mi się, że się udało. Miejmy nadzieje, że ta iskra podsyci płomień.- odpowiedziałam.
- A gdzie jest Monic?- zapytał zdziwiony.
- Myślałam, że wróciła na mostek.- odparłam.- Nie ma jej tam?- cholera, zrobiła coś głupiego.
- Myślałem, że gdzieś z tobą poszła.- stwierdził.- Marii o co chodzi?- zapytał.
- Wiem gdzie poszła.- odparłam.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz