Trzy dni wcześniej
- Królowa Magii?- zapytał zdziwiony Loki.
Rayne tylko spojrzała się na niego smutnym wzrokiem i poszła razem z ludźmi Jake'a. Kilku agentów w błyskawicznym tempie pojmało Boga Kłamstw.
Wszystko zdawało się dziać w zwolnionym tempie.
W trójkę zeszli na dół, mijając w holu kilku sanitariuszy starających się zatamować krwawienie w klatce piersiowej Susan. Rayne odsunęła się od agentów i podeszła do tej grupki ludzi. Przykucnęła przy kobiece, która spojrzała na nią nienawistnym spojrzeniem. Nie zwracając na to uwagi, Rayne wyciągnęła sztylet i ignorując sanitariuszy rozcięła sobie dłoń przy nadgarstku, skąd cienki strumień krwi skierowała na ranę Susan, która zniknęła tylko po zetknięciu z szkarłatnym płynem. Musiała to zrobić błyskawicznie, gdyż po kilku sekundach po ranie nie było nawet śladu. Dwaj mężczyźni, którzy prowadzili Loki'ego, wybałuszyli oczy ze zdziwienia. Rayne nie zwracała na to uwagi. Powróciło osłupienie, obojętność. Na nic nie zwracała uwagi, głucha na wszelkie słowa.
Wstała i skierowała się w kierunku drzwi.
Wyszła na zewnątrz, gdzie panował totalny chaos.
- Nawet w chaosie panuje porządek.- szepnęła bezgłośnie to co Jake powiedział wiele tygodni temu, gdy to wszystko się zaczęło.
W tłumie zobaczyła jak Loki szarpie się z strażnikami. Do Rayne nie docierały żadne dźwięki czy inne bodźce. Światła karetek rozświetlały co chwilę ciemność, a postawione specjalne lampy oświetlały całą przednią część rezydencji. Rayne szła przez środek, a do niej podbiegli lekarze, pytając się czy wszystko w porządku.
Dalej wszystko było jak w zwolnionym tempie.
Rayne odpychała od siebie kolejnych ludzi, a w tej ciszy usłyszała głos zmartwionej siostry.
- Rayne.- zawołała do niej.- Rayne, jesteś cała?- zapytała ją.
Nic nie odpowiedziała. Spojrzała się na nią smutnym wzrokiem, który jej siostra bezbłędnie odczytała. Wiedziała, co teraz wie Loki, co wszyscy wiedzą.
Jest Królową Magii. Jest nieśmiertelna. Jest monarchą. Jest odmieńcem, jak często siebie nazywa. Nigdy nie prosiła się o to. Nigdy nie pragnęła żyć wiecznie.
Spojrzała ponownie przepraszającym wzrokiem na Loki'ego, który był już skuty w metal koryncki. Jej wynalazek, który odbiera możliwość używania magii.
Przeniosła wzrok na Jake'a, który od razu ją do siebie przytulił. Odruchowo objęła go ręką.
- Ciociu?- podbiegła Monic, jej oczko w głowie.- Co się stało?- zapytała troskliwym głosem.
- Ona wróciła.- odezwała się ochrypłym głosem i rozejrzała się.- Lilith wróciła.- spojrzała się z przerażeniem na Jake'a i Marii.
- Co?- nie mogli jej uwierzyć... nie chcieli jej uwierzyć.
Rayne wyrwała się z objęć Jake'a i szybkim krokiem podeszła do Fury'ego.
- Wsadźcie go do kabrioletu z kilkoma ludźmi. Pojadę razem z Jake'iem.- powiedziała i dobrze wiedziała, że on ją słyszy.
- Dlaczego?- zapytał.
- Ziścił się nasz najgorszy koszmar. Demon nazywany Lilith jest na wolności, a za cel ma właśnie Loki'ego.- wyjaśniła.
- Skąd masz pewność...- zaczął.
- To jest rozkaz Fury.- przerwała władczym tonem i chwyciła jego dłoń pokazując jednocześnie to kim jest.
- Wasza wysokość.- ukłonił się i podszedł do swoich ludzi żeby ich poinstruować.
- Nikt więcej nie ma się o tym dowiedzieć. Sama poinformuję Avengers.- dodała tonem niecierpiącym sprzeciwu.
W następnej chwili już znalazła się przy kabriolecie. Wsiadła do środka, zamknęła dach i poczekała aż jej brat wejdzie do środka.
- Marii i Monic pojadą za nami.- powiedział wsiadając.
- Oby nie zostały w tyle.- odparła.
Na tylnym siedzeniu usiadło dwoje agentów, a w środku Loki, który spoglądał na Rayne nienawistnym spojrzeniem. Ignorując to włączyła silnik.
- Macie panowie jakąś broń?- zapytała.
Kiwnęli głową.
- To proszę mi ją oddać.- ona i Jake wyciągnęli dłoń do tyłu.
- No już!- popędził ich Jake, a agenci oddali posłusznie broń.
- Radzę zapiąć pasy. To będzie ostra jazda.- poinformowała ich i sama to zrobiła.- Demony zaatakują jak tylko przejedziemy przez bramę.- stwierdziła spoglądając na Jake'a i założyła ciemne okulary i słuchawkę do ucha, żeby mieć kontakt z siostrą.- Zaklęcia ochronne skutecznie ochraniały rezydencję.- dodała.
Ruszyli zostawiając za sobą zasłonę z kurzu.
- Geets do Nowego Jorku.- powiedziała Rayne.
- Oczywiście.- wyświetlił wirtualną drogę na szkłach okularów.
- Jak myślisz kogo wyśle?- zapytał Jake.- Ja sądzę, że cienie.- stwierdził.
- Moim zdaniem wyśle psy. Są szybsze.- nie zgodziła się z nim.
- Zakład?- wyciągnął dłoń.
- Zakład.- chwyciła jego dłoń i uścisnęła.
Jechali szybko przez las drogą, którą pokazał Geets.
Gdy wyjechali ze stanu Kalifornia, Rayne poczuła niesamowicie ciężką atmosferę, co wyczuł też Jake.
- Coś mi się zdaje, że wygrałem zakład.- stwierdził po chwili.
- Nienawidzę cie za to.- odparła Rayne i gwałtownie zatrzymała pojazd.- Marii zjedź na bok. Mamy cienie w aucie.- stwierdziła do słuchawki.
Zjechali na bok, na pustej, pogrążonej w mroku autostradzie.
Rayne spojrzała na Jake'a, po czym oboje wzięli broń.
Wysiedli z samochodu i otwarli tylne drzwi. Jednym szarpnięciem wyrzucili agentów na pustą jezdnię, skierowali w ich stronę broń i poprowadzili przed pojazd. Dołączyła do nich Marii z różdżką w ręku.
- Qui misit te?- zapytała po łacinie Rayne.
- Jam scitis.- zaśmiał się szyderczo jeden strażnik.
- Opętani.- szepnęła Marii bezgłośnie.
- Lilith mox et agnus dei possideo.- odezwał się drugi, a Rayne spojrzała się na niego z góry gromiąc wzrokiem.
- Potencjalne ofiary są przecież przewidziane.- powiedziała z satysfakcją i obojętnością w głosie, a Jake i Marii przewidywali najgorsze. Że Rayne znowu stanie się tą osobą, którą była w Babilonii.
Wyciągnęła broń przed siebie i pociągnęła za spust zabijając i agentów, i cienie.
- Jedziemy.- odparła.
CZYTASZ
Dzienniki Rayne Arwens cz. I
FanfictionRok 2012. Po ucieczce Loki'ego, Fury nie widzi innego wyjścia z sytuacji jak prosić o pomoc znajomą rodzinę czarodziei. Początkowo sceptycznie nastawiona kobieta zgodziła się pomóc schwytać groźnego najeźdźcę. Jej arogancja i naiwność uspiły jej czu...