Bez Twarzy
Demony przeszłości wróciły by mnie prześladować. Nigdy więcej nie dopuszczę do takiego obrotu sytuacji.
Rayne Arwens
Wbiegłam do pokoju Monic. Ona sama stała pod ścianą, a w trzęsącej się ręce trzymała różdżkę. Naprzeciwko niej stała zakapturzona postać. Jak on się tu dostał?
- Odsuń się od niej!- krzyknęłam celując w niego różdżką.
- Operor non sto retro.- wychrypiał odwracając się do mnie.
W tej chwili mnie zmroziło. Był to demon Bez Twarzy.
- Nie ruszaj się.- rozkazałam stając pewniej.
- Ciociu kim on jest?- spytała przerażona.
- Tylko spokojnie, stój gdzie stoisz.- rozkazałam jej.- Czego tu szukasz?!- wrzasnęłam.
- Tylko przynoszę wieści. Za miesiąc twój świat przestanie istnieć, a armia naszej pani rośnie w siłę. Kazała mi przekazać ci propozycje. Zostawi twój świat w zamian za twoją rodzinę, moc i należytą władzę.- wychrypiał dalej uśmiechając się szyderczo.
- Powiedz jej...- zaczęłam spokojnie.-... że nie przystanę na żadną jej propozycję choćbym miała zapłacić za to życiem!- wściekłam się.- Premorio!- złoty splot energii wystrzelił z końca mojej różdżki i zmusiła demona do odejścia.- Już wszystko dobrze.- przytuliłam Monic.- Idź do wujka.- poprosiłam ją.
- Dobrze.- pokiwała głową, cała się trzęsła ze strachu.
- Idę pogadać z Alvaro.- odprowadziłam ją do pokoju brata i pobiegłam do centrum dowodzenia.
W środku był Stark, Bruce i Natasha, a Al przygotowywał plan działania na następną bitwę.
- Al.- odezwałam się z powagą.- Możesz mi powiedzieć jakim cudem do rezydencji dostał się demon?- zapytałam.
- Jaki demon?- zapytał, a wszyscy nagle zesztywnieli.
- Bez Twarzy.- powiedziałam.
- Musiał tu przybyć z którymś z nas, najprawdopodobniej z nią samą.- wyjaśnił Blake, który pojawił się znikąd.
- Chwila moment, demon Bez Twarzy?- zdziwił się Stark.
- Nie znasz tej opowieści?- zdziwiłam się.- Sądziłam, że ludzie ją znają.- mruknęłam do siebie. Zastanowiłam się chwilę i przywołałam do wyciągniętej dłoni księgę o demonach.- Przeczytam ci fragment."...zamknęli go głęboko w ciemnościach, w miejscu, gdzie światło nie dociera.
Ale teraz Bez Twarzy przebudził się, bo ktoś wypowiedział jego imię. Po wielu latach, był wolny.
Nie był ani młody, ani stary. Nie był brzydki, czy też przystojny. Nie posiadał kształtu. Nie miał nawet twarzy. Nie miał niczego.
Kiedy Bez Twarzy wyszedł ze swojego legowiska, ludzie zdawali się go nie widzieć. Zupełnie tak, jakby był niewidzialny. Widział ludzi na ulicach... Rozmawiających i całujących się. I wiedział, że bez twarzy, nikt go nie pokocha...
Obmyślił więc plan.
Ukradnie twarz niewinnej istocie, tak by ktoś w końcu go zauważył, by ktoś go pokochał.
Bo bez niej, nie miał nic..."- Dobrze mam rozumieć, demon poluje na twarze dzieci?- zdziwił się Stark.
- Był postrachem w XIV wieku naszej ery. Nawet nakręcili o nim film i wykorzystali ten fragment.- odpowiedziałam wskazując na książkę.
- Lilith nie marnuje w środkach. Zwerbuje każdego kogo się da.- zaśmiała się Natasha.
- I wiecie co jest w tym najgorsze?- zapytałam retorycznie.- Że ma miażdżącą przewagę liczebną.- odparłam.
- Że co?- wypalił Stark.
- Weszłam do umysłu demona. Armia Lacertae i wampirów to przy niej garstka. Nie poradzimy sobie z taką przewagą.- usiadłam przy stole.- Jeszcze do tego Lilith odkryła sposób jak nas zabić.- dodałam.
- A nie mogłabyś swoją magią uszkodzić ją? Coś w stylu fali uderzeniowej?- zapytał Bruce.
- Nie na taką skale. Chociaż, to niegłupi pomysł.- stwierdziłam spoglądając na niego prosząco.
- Wiem o co ci chodzi... nie, nie patrz takim wzrokiem.- zaczął Banner.
- Proszę.- posłałam mu ciepły uśmiech.
- Stark mamy robotę.- tak wiem jestem wredna i przekonywująca.
- Co? Dlaczego ja?- zapytał z wyrzutem.
- Idź idź.- popędziłam go.
- Dobra, ale dalej pozostaje przewaga liczebna.- zauważyła Natasha.
- Masz kogoś, kto nam może pomóc?- zapytałam.
- Kilka osób i tak nie poprawi naszej pozycji.- stwierdziła.- Mamy Lacertae, resztki armii amerykańskiej, armie wampirów, demonów, wasza czwórka i my.- wyliczyła.- Kto jeszcze może nam pomóc? O ile znasz anioły, lub jakiś obcych.- zażartowała.
- Obcy... właśnie...- w mojej głowie zaczęło coś świtać.- Al, idź po Marii. Musimy coś uzgodnić.
- Tak jest pani.- wyszedł z pomieszczenia.
Minęło kilka minut.
- Rayne, słyszałam, że był tu...- Marii wpadła do środka.
- Bez Twarzy.- dokończyłam za nią.
- Jak on...- zaczęła.
- Prawdopodobnie przyczepił się do niej.- odpowiedziałam przerywając jej.
- Rayne, jeśli on się tu dostał, to co będzie jeśli zrobi to Lilith, albo któraś z ich ulubienic.- zaczęła histeryzować.
- Uspokój się Marii. Nie dostaną się tu.- zapewniłam ją.- Jedynym problemem jaki nam pozostaje to brak ludzi.- stwierdziłam.
- Czyli... Kogo mamy jeszcze zwerbować? Nie mamy aż tylu sprzymierzeńców.- stwierdziła.
- Na Ziemi nie.- odparłam.- Musimy poczekać aż Jake lepiej się poczuje, a Monic zostanie tu. Jest już na tyle duża, by dowodzić armią na czas naszej nieobecności.- dodałam i wyszłam.***
Gdzie jest... Gdzie ono jest...
Lodowe Berło.
Rzecz, która pozwoli nam pokonać Upadłe Anioły. Przeszukałam już każdy skrawek tego przeklętego ogrodu. Tej przeklętej rezydencji.
Nigdzie go nie ma...
Obraz się nagle zmienił. Byłam na schodach, wykonanych ze złota. Wyglądały jak zawieszone w powietrzu. Z oddali dochodził szum wody. Było to znajome miejsce, a jednak takie inne. Nie było tu ani jasno, ani ciemno. Na tle kratowanej ściany zakończonej kolcami było kamienne podwyższenie, na którym stała szkatuła. Po bokach były srebrne uchwyty, by można było unieść tę sporych rozmiarów, jarzącej się błękitem kostce.
Znałam ją.
To była szkatuła, w której z Marcus'em zamknęliśmy Lodowe Berło.
Podeszłam kilka kroków bliżej.
Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za przegub i zatrzymał mnie.
W jednym momencie odwróciłam się i zobaczyłam kogoś, kogo w życiu się nie spodziewałam.
CZYTASZ
Dzienniki Rayne Arwens cz. I
FanficRok 2012. Po ucieczce Loki'ego, Fury nie widzi innego wyjścia z sytuacji jak prosić o pomoc znajomą rodzinę czarodziei. Początkowo sceptycznie nastawiona kobieta zgodziła się pomóc schwytać groźnego najeźdźcę. Jej arogancja i naiwność uspiły jej czu...