Rozdział 93

46 4 0
                                    

Ceremonia


Ceremonialny pogrzeb mojego brata. Kilka minut na ostateczne pożegnanie się z nim.


Rayne Arwens


Padał deszcz. Srebrne krople spadały z nieba, obmywając ze wszelkiego zła i brudu niegodziwości, zgliszcza rezydencji. Dookoła roznosił się szum uderzającej z impetem wody o spokojną taflę jeziora. Ciemne chmury zawisły nad nami, otulając szczyty otaczające dolinę. Szaro i zimno, jakby świat był w żałobie po stracie Jake’a. Zupełnie, jakby niebo płakało podczas tej ceremonii. Lekki podmuch wiatru wprawiał w ruch czarny płaszcz, którym szczelnie się otuliłam. U mego boku stała Marii i Monic, które jak ja, skrywały twarz pod kapturem. Staliśmy na brzegu jeziora, na której tafli kołysał się drakkar. Zadecydowałyśmy z siostrą, że ze względu na nasze pochodzenie i odwagę Jake’a, zasłużył o na tradycyjny, nordycki pogrzeb. Nie wiem czy znajdzie się w Walhali, ze względu na jego samobójstwo, choć moim zdaniem jest tego godzien jak nikt inny. Podniosłam głowę i spojrzałam na wszystkich zebranych przy brzegu. Lacertae, wszyscy dowódcy i magiczne istoty. W tej chwili, ramię w ramię stoją wampiry, wilkołaki, sepie, nimfy, czarodzieje, chcąc pożegnać mojego brata, a swojego obrońcę. Przy nas stali nasi najbliżsi przyjaciele, Jane, Miranda, Luis… nawet Dymitr z Ivan’em na ten moment się pogodzili. Drobna Nadia chwyciła moją siostrzenicę, która była wtulona w ramię Blake’a. Wiele się zmieniło od naszego powrotu z Asgardu.

Podeszłam kilka kroków bliżej jeziora i podniosłam zamkniętą pięść do ust. Wyszeptałam cicho inkantację i otwierając dłoń, dmuchnęłam w stronę statku. Wiatr zerwał się, a drakkar ruszył w kierunku przełęczy, gdzie jezioro łączyło się z morzem.

Wróciłam do siostry i Monic. Kiwnęłam głową w stronę Alvaro, który zniknął w tłumie. Opuściłam głowę, a z oka poleciała mi łezka. To był najdłuższy tydzień w moim życiu.

***

Usłyszałam nagle pukanie do drzwi mojego gabinetu w nowojorskiej kamienicy. Miałam masę papierkowej roboty, z którą zwykle pomagał mi się uporać Al.

   - Proszę.- mruknęłam słabym głosem. Ledwo wróciłam, a już ktoś coś ode mnie chce.

Podniosłam wzrok. Pierw byłam zaskoczona, ale zdziwienie szybko zastąpiła wściekłość. Wciąż miałam w pamięci sytuację z rezydencji Marii, a ja nie zapominam i szybko nie wybaczam.

   - Czego chcesz?- zapytałam oschle.

   - Wiem co się stało…- zaczął blondyn.

   - A kto nie słyszał o tym co się wydarzyło?!- krzyknęłam, uderzając dłonią w biurko, wstając jednocześnie.- Jake nie żyje! Loki nie żyje! Z czego ta druga śmierć cię zapewne bardzo cieszy, Luis!- wrzasnęłam.

   - Nie, po tym, jak sam cię ochronił.- odburknął.- Rayne, chciałem cię przeprosić…

   - Który to już raz?- zapytałam.- Który to już raz?!- powtórzyłam. Milczał i odwrócił wzrok.- Za każdym razem gdy coś nie dzieje się po twojej myśli, wściekasz się, a potem wracasz z podkulonym ogonem!

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz