Rozdział 39

86 8 0
                                    

Nic nie jest takie, jakim się zdaje


Nigdy nie ufaj swojemu umysłowi. On może jeszcze nieraz cie oszukać.

Rayne Arwens

   - Nie!- krzyknęłam.
Siedziałam na łóżku w moim pokoju, ubrana w zwiewną, białą halkę. Moje serce biło jak oszalałe. Spojrzałam na swoją klatkę piersiową, ale nic nie wskazywało na to, żebym była postrzelona.
   - Wszystko w porządku, pani?- zapytał Al, wchodząc do pokoju ze śniadaniem, jak gdyby nigdy nic.
   - Nic nie jest w porządku.- odburknęłam oburzona jego spokojem.- Moja rodzina... oni nie żyją...- przypominałam sobie wszystko.
   - Co?- zdziwił się.- Przecież jeszcze wczoraj wieczorem siostra panienki mówiła, że przyjedzie za parę dni z panem Jake'iem i panną Monic.- odparł.
W momencie osłupiałam. Dzwonili wczoraj?
   - Co dzisiaj za dzień?- zapytałam z powagą.
   - Środa 6 kwietnia.- odpowiedział spoglądając na mnie niepewnym wzrokiem.
   - Rok?- spytałam patrząc przed siebie.
   - 2011.- odparł.
Spojrzałam przez okno. Słońce było nisko, co potwierdzało słowa Alvaro. Chwyciłam się za głowę.
   - To dlatego ta wojna była taka podobna.- stwierdziłam do siebie.- Miałam proroczy sen.- spojrzałam na lokaja.
   - Jeśli panienka chce, zadzwonię po kogoś...- zaczął, ale wiedziałam, co chce powiedzieć.
   - Po Jake'a...- przerwałam mu.- I Marii też. Najlepiej całą trójkę. Wezwij też Banner'a, a jak zejdę na dół połączysz mnie z Stark'iem.- dodałam wstając z łóżka podchodząc do komody, chcąc mieć jednoznaczny dowód, że moje podejrzenia są słuszne.
   - Tak jest.- odparł i wyszedł z pokoju.
Z pierwszej szuflady szybko wyciągnęłam, obity w czarną okładkę ze skaju i złotym wygrawerowaniem dziennik. Otworzyłam go, dokładnie kartkując wpis z ostatniej doby.
Odetchnęłam z ulgą...
Nie było nic o wojnie, śmierci i... o nordyckich bogach. To ostatnie wciąż mnie zastanawiało, czy aby oni istnieją naprawdę. Ale śmiem podejrzewać, że skoro to był proroczy i niezwykle wyraźny sen, wszystko zacznie się w tym roku.
Musiałam działać.
Jak najszybciej umiałam, ubrałam się i wybiegłam do salonu. Znając Al'a już zdążył powiedzieć moim bliskim, że zwariowałam i niepokoi się o mnie. Do tego śmiem podejrzewać, że niepotrzebnie ich nastraszy.
Czyli będą tu za jakieś...
3...
2...
1...

   - Rayne natychmiast mi mów co jest grane!- krzyknęła Marii pojawiając się z trzaskiem za sofą.

   - Po co te nerwy?- zapytałam.

   - Al mówił, że postradałaś rozum!- mruknął oburzony Jake.- Że wkopałaś nas do grobu.- stwierdził z wyrzutem.

   - Widziałam tylko waszą śmierć.- odparłam, a Marii, Jake i Monic rozsiedli się w salonie.

   - Proroczy sen?- zapytała zdziwiona Marii.- Od wieków ich nie miałaś.- zauważyła z nutką przerażenia.

   - Tak. Ale nieco inny niż zwykle.- zamyśliłam się.- Z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.

   - Co?- zdziwiła się. Tylko ona wiedziała co to tak naprawdę oznacza.- Opowiedz go, albo chociaż to co pamiętasz.- poprosiła.

   - A więc, zaczęło się od Nowego Jorku. Fury nas wezwał. Mieli problem z nordyckim bogiem... Loki'm.- zamyśliłam się.- Przybył do nas jego brat mówiąc, że pragnie po raz kolejny zaatakować Ziemię, używając Serca Dusz. Nie mogłam na to pozwolić, więc zdobyłam jego zaufanie w kilka tygodni nie mówiąc kim naprawdę jestem, ale niestety sama się zakocham w nim, tracąc czujność. Gdy znaleźliśmy Serce, uwolnił Lilith, nieświadomie oczywiście, no i dowiedział się, że jesteśmy nieśmiertelni. Wisiała nad nami groźba wojny. Razem z Fury'm i grupą, którą stworzył, mieliśmy stawić czoło wściekłemu sukkubowi. Z USA uciekliśmy tu, do Reggia Bianco. Zaatakowali Waszyngton i Paryż. Odesłałam nordyckich bogów do ich domu, a sami odbiliśmy miasta. Jednak Lilith odkryła jak nas pokonać. Potrzebowaliśmy pomocy. Sami udaliśmy się do Asgardu i poprosiliśmy Odyna o pomoc. Miała być wojna, decydująca o naszej przyszłości. Tam była nasza matka, ale nieco inna. Potem pamiętam tylko to, że miałam być z Loki'm, że wszystko się zaczęło układać, ale już po chwili wszystko zamienił obraz bitwy. Za bardzo przypominała mi tą, w której uczestniczyłam dwa tysiące lat temu. Monic zabiła Gulae, ale za wysoką cenę. Wy zginęliście z rąk Avaritii i Invidii, a ja pokonałam Lilith kończąc wojnę, tyle że sama z niej nie wróciłam...-zawiesiłam głos. Mówiłam jak w transie, pamiętając wszystko przez jak przez mgłę.- To był na pewno proroczy sen, a zacznie się to już w tym roku. Za jakiś miesiąc w Nowym Meksyku pojawi się dziwny człowiek gadający od rzeczy. Musimy działać, jeśli chcemy przeżyć i przy okazji uratować dwa światy.- dodałam.

   - Pamiętasz jak się dostaliśmy do Nowego Jorku?- zapytał Jake.

   - Nie.- odpowiedziałam krótko.- Dlatego jak teraz myślę trzeźwo, to wiem, że to był sen, lecz zbyt realistyczny jak na zwykły.

   - Więc co musimy zrobić?- zapytała Marii.

   - Dokończyć portal w tym miesiącu, ściągniemy z powrotem Banner'a i zniszczyć Serce Dusz. Nie wiem jeszcze jak to zrobimy, skonsultuję się z Blake'iem.- wyjaśniłam.

   - Ale Serce zaginęło.- zauważył Jake nieco zdziwiony.

   - Jeśli mam rację, nigdy nie opuściło Aleksandrii. Jest w pałacowym skarbcu, pod miastem. Klucz do niego jest w Wenecji.- odparłam.

   - Panno Arwens.- do salonu wszedł Al.- Pan Stark na linii.- powiedział.

   - Daj go na głośnik.- poprosiłam i w salonie zrobił się charakterystyczny szum.

   - Witaj Rayne, kope lat...- zaczął i zobaczyłam niewielki hologram nad niskim stolikiem, jego i Pepper.

   - Nie czas na pogaduszki. Cześć Pepper.- pomachała mi.- Tony, potrzebuję reaktor łukowy, ma być gotowy za tydzień. Jeśli nie będzie, przylecę do ciebie i wyjmę go z twojej klatki piersiowej.- zagroziłam.

   - No dobrze...- odpowiedział po chwili.

   - Czas mnie goni, więc nie przyjmuję rezygnacji. Zapłacę podwójną stawkę.- odparłam.

   - Oczywiście, będzie gotowe na za tydzień.- uśmiechnął się i rozłączył.

   - Po co ci reaktor?- zdziwił się brat.

   - Portal pożera masę energii. W moim śnie, to właśnie mały reaktor łukowy nam pomógł. Wiem, że on jest brakującym elementem.- odpowiedziałam.

   - To teraz nam nie pozostaje nic innego jak pojechać do Wenecji, pozbyć się Serca i tego przeklętego boga...- podsumował to.- Dla nas łatwizna.- zaśmiał się.

   - Tak...- spojrzałam się na płomień buchający w kominku.
P

rzeklętego boga? Nie wiem czemu, nie chcę tak o nim myśleć. Prędzej jest zagubiony, a nie zły. To będzie ciekawe doświadczenie, poznać Loki'ego, z nieco innej perspektywy, gdy jeszcze nie wiedział kim jest naprawdę. Może tym razem tego nie schrzanię.

Dzienniki Rayne Arwens cz. I Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz