Vanessa POV
-Dobrze, dziękuję Panu bardzo
-Ależ nie ma za co!
Uśmiechnęłam się jeszcze raz do mężczyzny i razem z moim małym szczeniakiem wsiadłam do samochodu. Odwiedzając wcześniej szpital powiedziano mi,że oddano Lacy'iego pod opiekę Pana Johnsa. Jest to starszy mężczyzna, który mieszka kawałek od wcześniej wspomnianego budynku. Nie raz już pilnował czyjeś zwierzaki.
Włożyłam psiaka do kartonika na tylnym siedzeniu i sama usiadłam na miejscu kierowcy. Włożyłam kluczyk do stacyjki i go przekręciłam. Samochód odpalił, a ja swobodnie mogłam jechać do domu. Przy okazji włączyłam radio. Akurat leciała moja ulubiona piosenka. Razem z artystką zaczęłam śpiewać
- I will always remember
The day you kissed my lips
Light as a feather
And it went just like this
No, it's never been better
Than the summer of 2002We were only eleven
But acting like grownups
Like we are in the present
Drinking from plastic cups
Singing love is forever and ever
Well, I guess that was trueDancing on the hood in the middle of the woods
Of an old Mustang, where we sang
Songs with all our childhoods friends
And it went like this, yeahOops, I got 99 problems singing bye, bye, bye
Hold up, if you wanna go and take a ride with me
Better hit me, baby, one more time
Paint a picture for you and me
Of the days when we were young
Singing at the top of both our lungsNow we're under the covers
Fast forward to eighteen
We are more than lovers
Yeah, we are all we need
When we're holding each other
I'm taken back to 2002Cała droga minęła mi na śpiewaniu piosenki Anne. Co jakiś czas Lacy szczekał na co ciągle się śmiałam
-Będzie z Ciebie psi piosenkarz!
Pies ponownie zaszczekał jakby w geście potwierdzenia. Uśmiechnęłam się lekko i zaparkowałam na podjeździe
-Witaj w domu...
Planowaliśmy z Mike'iem razem mu pokazać każdy kont tego wspaniałego domu. Planowaliśmy...
Starłam z policzka pojedynczą łzę i ponownie się uśmiechnęłam do psa. Odpięłam pasy, wzięłam swoją torebkę i otworzyłam drzwi od strony szczeniaka
-No chodź!
Pies wyskoczył lekko się potykając o kamień. Zaczął biegać jak szalony po całym podjeździe i po ogrodzie. Co jakiś czas zaznaczał teren. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je kluczami
-Lacy! Chodź
Pies odwrócił się w moją stronę i jak najszybciej zaczął biec. Przebiegł obok moich nóg wbiegając do środka. Było słychać jak jego pazurki uderzają o panele i jego gwałtowne hamowanie. Zamknęłam za nami drzwi, ściągnęłam trampki i już chciałam odłożyć torebkę, ale wstawanie zaczęło sprawiać mi problem. Trzymając jedną rękę na odcinku lędźwiowym, a drugą na brzuchu jakoś dałam radę stanąć w pozycji pionowej. Poszłam do salonu, gdzie na kanapie leżał szczęśliwy Lacy ,a obok niego...
-Lacy nie!!
Obok szczeniaka leżała rozerwana biała poduszka! Na szczęście nie była ona jakoś specjalnie cenna, bo można taką samą kupić praktycznie wszędzie. Pokręciłam głowa i usiadłam obok psa. Pogłaskałam go po pyszczku i włączyłam telewizor. Cały wieczór spędziłam na wpatrywaniu się w ekran telewizora i głaskaniu szczeniaka. Z Mike'iem spędziłabym wieczór inaczej...
* 2 miesiące później*
-Mike...obudź się proszę...nie dam rady
Można by było powiedzieć, że płakałam, ale nie. Ja wpadłam w histerię. Wczoraj wyszłam od ginekologa i co? Mam ustalony termin!
13 lipca...a kiedy to jest? za 19 dni! Za dwa tygodnie mam już być w szpitalu. Okazało się, że dziecko bardzo dobrze się rozwija i już się odwróciło, więc tak na prawdę poród może zacząć się jeszcze szybciej niż podejrzewają lekarze. Dopiero tera zrozumiałam, że sama będę musiała przez to przechodzić. Nikt nie złapie mnie za rękę i nie będzie pomagał.
-Przepraszamy, ale zaraz zacznie się obchód, prosimy o wyjście. Może Pani przyjść jutro
-Ale...
-Przyjdzie Pani jutro
Pokiwałam głową, wytarłam rękawem mokre policzki i wstałam z krzesła
-Proszę obudź się...
Wyszłam z sali, a potem z budynku. Nie miałam na nic siły. Chodzenie sprawiało mi wielkie trudności, ciągle chciało mi się spać...dopiero teraz odczuwałam skutki zaawansowanej ciąży. Nagle przede mną zatrzymał się jakiś mężczyzna. Wpadłam na niego, na co szybko go przeprosiłam i chciałam wyminąć, ale zatrzymał mnie, łapiąc za moją rękę
-Gdzie się tak śpieszysz Vanesso?
W jednej sekundzie zamarłam.
Harry. Harry Styles.
-Cz-czego chcesz?
-Który miesiąc?
Wskazał głową na mój brzuch
-Połowa ósmego...-szepnęłam mając nadzieję, że zaraz mnie puści i będę mogła pójść do samochodu. Teraz cieszyłam się, że szpital nie znajduje się w Camarillo.
-A gdzie wierny tatuś? Oh zapomniałem! Umiera
Styles uśmiechną się przebiegle
-Masz z tym wypadkiem coś wspólnego...
-Ależ oczywiście! Teraz Twój kochaś umrze, więc będziesz miała spokój. Bo widzisz...nawet trochę mnie nie interesujesz. Jak dla mnie to co robisz nie ma znaczenia. Ale byłaś najsłabszym punktem mojego wroga.
-Odejdź.
-Chłopiec czy dziewczynka?
-Odejdź!
-Ale nie tak agresywnie, kochanie! Wiesz co? Może nawet dofinansuję pogrzeb
-Nawet się do niego nie zbliżaj!
-Spokojnie, już nie muszę
=============================================
Do końca opowiadania jeszcze 6 rozdziałów i epilog!
CZYTASZ
Zamieszkać z wrogiem| ZAKOŃCZONE|
Teen FictionPrawdziwa miłość nie jest łatwa, ale trzeba o nią walczyć, bo raz znalezionej nie da się zastąpić