Vanessa ↑↑↑
Vanessa POV
Tak jak powiedziała Tina poszłam do domu. Od razu pobiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Momentalnie zasnęłam. Obudziły mnie promienie słoneczne. Podnosząc wzrok na widok za oknem widziałam słońce. Widziałam szczęście przechodniów ,szczęście ptaków ,szczęście wszystkiego co żyje.Wyszłam spod cieplutkiej kołderki i bez przebierania się wyszłam na dwór.Dochodząc do małego stawu coś spowodowało chęć wrócenia do domu. Coś sprawiało podekscytowanie i radość?
Szłam w stronę domu. Nie zwracałam na nikogo uwagi. Wszyscy byli mi obojętni. Claudia, Luke, Aaron...oni mnie nie obchodzili. Tina i Max? To na nich chcę się teraz skupić. To oni są teraz dla mnie najważniejsi. Tak, dla wielu ludzi przyjaźń jest najważniejsza i to na niej człowiek powinien się skupić, ale to nie jest mój sposób na życie. Dla mnie zawsze ważniejsza była rodzina, miłość. To te dwie rzeczy zawsze były u mnie na pierwszym miejscu.
Przechodząc przez park zobaczyłam bawiące się w piaskownicy dziecko. Niedaleko na małej brązowej ławce siedział starszy człowiek, który był najprawdopodobniej dziadkiem. Patrzyłam się na chłopca z dużą uwagą nie patrząc przed siebie. Wpadłam na czyjąś klatkę ,ale znajomy zapach spowodował otępienie.
To nie możliwe. Przecież on wyjechał. Ma narzeczoną!
-Uważaj jak chodzisz księżniczko
-M-mike?
-We własnej osobie
-Co tu robisz? Co z Las Vegas? Co z narzeczoną?
-A co? Zazdrosna?
Widziałam na jego twarzy ten cudowny uśmiech, w którym się zakochałam
-Tak się pytam...
-Na prawdę myślisz ,że powiedziałem to z własnej woli?
-A nie?
-Jasne ,że nie! Aby skończyć z gangiem musiałem poprawić reputację Loren ,czyli córki głównego szefa.
-To znaczy ,że nie masz narzeczonej?
-Nie
I znowu ten cudowny śmiech...
-A kancelaria?
-Owszem nazywa się BlackandBrown i jestem jej właścicielem ,ale Loren nie jest współzałożycielką ,a mój przyjaciel ,który ma takie samo nazwisko
-Rozumiem
-Wiesz co? Słyszałem ,że jak wyjechałem to ktoś chciał ze mną porozmawiać
Momentalnie moje policzki zaróżowiły się. To chyba oczywiste ,że to byłam ja, ale cóż...To było parę dni temu...
-Na długo przyjechałeś?
-Na tydzień, może dwa. Chcę oddać siostrze kancelarię ,więc muszę być tam na miejscu
Będąc pod furtką na nasz teren chciałam się obrócić,ale bałam się. Bałam się jego wzroku...
-Gdzie wszyscy?
-Co?
-No nikogo nie ma w domu
-Pewnie pojechali do sklepu
Weszłam pewnym krokiem do domu ,a potem do salonu. Nie patrząc na chłopaka włączyłam swój ulubiony serial i usiadłam na małym ,ale za to wygodnym fotelu.
-Co się tak rozsiadłaś?
-Jestem u siebie. Ty zresztą też więc zajmij się swoimi sprawami

CZYTASZ
Zamieszkać z wrogiem| ZAKOŃCZONE|
Novela JuvenilPrawdziwa miłość nie jest łatwa, ale trzeba o nią walczyć, bo raz znalezionej nie da się zastąpić