18

10.5K 363 40
                                    

                                   Vanessa ↑↑↑

 Vanessa POV

Tak jak powiedziała Tina poszłam do domu. Od razu pobiegłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Momentalnie zasnęłam. Obudziły mnie promienie słoneczne. Podnosząc wzrok na widok za oknem widziałam słońce. Widziałam szczęście przechodniów ,szczęście ptaków ,szczęście wszystkiego co żyje.Wyszłam spod cieplutkiej kołderki i bez przebierania się wyszłam na dwór.Dochodząc do małego stawu coś spowodowało chęć wrócenia do domu. Coś sprawiało podekscytowanie i radość?

Szłam w stronę domu. Nie zwracałam na nikogo uwagi. Wszyscy byli mi obojętni. Claudia, Luke, Aaron...oni mnie nie obchodzili. Tina i Max? To na nich chcę się teraz skupić. To oni są teraz dla mnie najważniejsi. Tak, dla wielu ludzi przyjaźń jest najważniejsza i to na niej człowiek powinien się skupić, ale to nie jest mój sposób na życie. Dla mnie zawsze ważniejsza była rodzina, miłość. To te dwie rzeczy zawsze były u mnie na pierwszym miejscu. 

Przechodząc przez park zobaczyłam bawiące się w piaskownicy dziecko. Niedaleko na małej brązowej ławce siedział starszy człowiek, który był najprawdopodobniej dziadkiem. Patrzyłam się na chłopca z dużą uwagą nie  patrząc przed siebie. Wpadłam na czyjąś klatkę ,ale znajomy zapach spowodował otępienie. 

To nie możliwe. Przecież on wyjechał. Ma narzeczoną! 

-Uważaj jak chodzisz księżniczko 

-M-mike?

-We własnej osobie 

-Co tu robisz? Co z Las Vegas? Co z narzeczoną? 

-A co? Zazdrosna? 

Widziałam na jego twarzy ten cudowny uśmiech, w którym się zakochałam 

-Tak się pytam...

-Na prawdę myślisz ,że powiedziałem to z własnej woli?

-A nie?

-Jasne ,że nie! Aby skończyć z gangiem musiałem poprawić reputację Loren ,czyli córki głównego szefa.

-To znaczy ,że nie masz narzeczonej? 

-Nie

I znowu ten cudowny śmiech...

-A kancelaria?

-Owszem nazywa się BlackandBrown i jestem jej właścicielem ,ale Loren nie jest współzałożycielką ,a mój przyjaciel ,który ma takie samo nazwisko 

-Rozumiem

-Wiesz co? Słyszałem ,że jak wyjechałem to ktoś chciał ze mną porozmawiać

Momentalnie moje policzki zaróżowiły się. To chyba oczywiste ,że to byłam ja, ale cóż...To było parę dni  temu...

-Na długo przyjechałeś?

-Na tydzień, może dwa. Chcę oddać siostrze kancelarię ,więc muszę być tam na miejscu

Będąc pod furtką na nasz teren chciałam się obrócić,ale bałam się. Bałam się jego wzroku...

-Gdzie wszyscy? 

-Co? 

-No nikogo nie ma w domu

-Pewnie pojechali do sklepu

Weszłam pewnym krokiem do domu ,a potem do salonu. Nie patrząc na chłopaka włączyłam swój ulubiony serial i usiadłam na małym ,ale za to wygodnym fotelu.

-Co się tak rozsiadłaś?

-Jestem u siebie. Ty zresztą też więc zajmij się swoimi sprawami 

Zamieszkać z wrogiem| ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz