Naruto, gdy Shikamaru zniknął mu sprzed oczu, uznał, że jak najszybciej musi znaleźć Sasuke, bo jego spotkanie z Hideakim po przeczytaniu listu nie mogło się dobrze skończyć. Mimo że często mu powtarzano, że jest naiwny, w tym przypadku akurat naiwny nie był. Dobrze wiedział, że ci dwaj działają na siebie jak płachta na byka. Co prawda Hideaki odpuścił i chciał wyjechać, jednak jeżeli Sasuke, nie wiedząc o tym, znów by go zaatakował, choć tym razem raczej nie Tsukuyomi a otwarcie, na przykład za pomocą Chidori, on na pewno, nauczony doświadczeniem, trzymał w zanadrzu jakieś igły z truciznami, którymi mógłby się bronić. A jak potężne potrafiły być te trucizny, wszyscy zdążyli się niedawno przekonać.
Miał jeszcze nadzieję, że Sasuke wrócił do domu, ale gdy go tam nie zastał, zaczął się naprawdę denerwować. Ruszył w stronę mieszkania Hideakiego, mając nadzieję, że ta kamienica w ogóle jeszcze stoi.
O dziwo, stała. Co więcej, ani nie było na niej żadnych śladów walki, ani ludzie z okolicznych straganów nie wydawali się być niczym zaniepokojeni. Z jednej strony to dobrze, z drugiej nie. Co, jeżeli wszystko odbyło się po cichu? Jeżeli Sasuke jednak znów użył genjutsu, albo Hideaki go zatruł, zanim zdążył to zrobić? Albo jeszcze gorzej, obaj zaatakowali jednocześnie i naprawdę pozabijali się nawzajem? Nie, obaj musieli żyć!
– Nie martw się, żyją – usłyszał głos i odwrócił głowę. To była Ino. – Ale ich ogólny stan pozostawia wiele do życzenia.
Naruto dopiero teraz uzmysłowił sobie, że ostatnie zdanie, o ile nie więcej, musiał wypowiedzieć na głos. Albo chociaż wymamrotać pod nosem, jak to czasami miał w zwyczaju.
– Co masz na myśli? – zapytał.
– To, że obaj niedawno zjawili się w szpitalu. Widziałam ich i powiem ci, że to, co prezentowaliście na moim weselu, to tylko mała namiastka tego, jak ci dwaj wyglądają teraz.
Naruto, mimo tego, że wizja nie była zbyt optymistyczna, odetchnął z ulgą. A więc się nie pozabijali.
– Dzięki, Ino – powiedział i wskoczył na dach, chcąc jak najszybciej dotrzeć do szpitala.
*
Szpital Konohy, mimo że obecnie w generalnym remoncie, już od długiego czasu szczycił się tym, że był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym, wśród wszystkich innych na całym świecie. Wioska Piasku słynęła z trucizn, Wioska Mgły z innowacyjnych eksperymentów, a Wioska Liści właśnie z medycyny.
Tsunade, odkąd oddała stanowisko Hokage Kakashiemu, ostro wzięła się za szpital i szkolenie młodych medyków. Na początku były jęki i narzekania, jaka to jest nieludzka, zmuszając ich do heroicznej pracy, ale z czasem przyszły tego efekty w postaci naprawdę dobrze wyszkolonego personelu, który zajmował się coraz trudniejszymi przypadkami.
Niestety, przypadek, na który medycy natrafili tym razem, był innej natury. Owszem, medycznej też, bo poza tym, że ich pacjenci byli poobijani, to Hideaki miał połamane żebra i wybity prawy bark, a Sasuke tak opuchnięte powieki, że nawet nie mógł do końca otworzyć oczu, ale głównie chodziło o ich postawę. Hideaki, jako medyk, ciągle wtrącał się w sposób leczenia, mówił nawet ile podać danego leku i jakiego konkretnie, a Sasuke, mimo że nie mógł postraszyć nikogo wzrokiem, w jakiś irracjonalny sposób i tak samym wyrazem twarzy dawał sygnał ostrzegawczy, żeby się nie zbliżać bez uzasadnionej konieczności. Generalnie ich obecny wygląd i zachowanie względem siebie naprawdę budziły niepokój, głównie wśród innych pacjentów, bo na pierwszy rzut oka było widać, że ci dwaj żywią do siebie urazę i mimo że przyszli osobno, najprawdopodobniej pobili się właśnie między sobą. Byli jak tykająca bomba, więc nikt inny nie chciał się im narazić i też tak skończyć. Nawet młode pielęgniarki, które zazwyczaj pchałyby się, żeby zrobić któremuś z nich okład, teraz jakoś tylko stały z boku i dyskretnie obserwowały.
CZYTASZ
SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy
FanfictionDruga część SasuNaru Hiden. Sasuke i Naruto od prawie dwóch lat są w oficjalnym związku. Jednak jak to bywa w związkach, wkrada się rutyna i pojawiają się problemy.