Miłego czytania :)
*
Naruto od dobrej godziny siedział na Wzgórzu Hokage. Jednak tym razem nie nad miejscem, w którym miała być wykuta głowa następnego przywódcy, ale tuż nad podobizną Czwartego, czyli jego ojca.
Kiedy wyszedł od Hideakiego, od razu, skacząc po dachach, pognał do domu. Chciał jak najszybciej zniszczyć list, który zostawił dla Sasuke. Jednak jak się okazało, jego już nie było, a na stole zobaczył jedynie pomiętą kartkę. Nie miał pojęcia, jak to teraz wytłumaczyć.
Spojrzał na swoją bransoletkę. Cholera, gdy obiecywał Hideakiemu, że zrobi wszystko, by uratować Sasuke, nie myślał wtedy logicznie, nie myślał o tym, że swojemu narzeczonemu też przecież coś obiecał. A konkretnie to, że nigdy go nie zostawi. I teoretycznie nie zostawiłby, nigdy nie wyjechałby z Konohy, zawsze by w pewien sposób przy nim był, ale to przecież nie o to chodziło. Zrobił coś naprawdę głupiego, a teraz będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami.
– Tato, zawsze chciałem zostać Hokage, ale co jeżeli się do tego nie nadaję? – powiedział, wpatrując się w panoramę Konohy. – Wszyscy od dziecka mi powtarzali, że jestem głupkiem albo idiotą. A co, jeżeli mają rację? Nawet nad swoim związkiem nie potrafiłem zapanować, więc co dopiero nad całą wioską?
Westchnął ciężko. Tak, wiedział, że Minato Namikaze mu nie odpowie, że już nigdy go nie zobaczy, ale siedząc tu, czując to miejsce, mógł to sobie chociaż wyobrazić. Przymknął oczy. Co by powiedziała mama? Miała ponoć bardzo porywczy charakter, więc pewnie najpierw nakrzyczałaby na niego, a potem przytuliła, jak to mają w zwyczaju mamy, i upomniała, żeby nie mówił bzdur. Że jest jej synem i na pewno sobie poradzi. Aż uśmiechnął się na to wyobrażenie. A tata? Na wojnie powiedział mu, że jest z niego dumny, że wyrósł na wspaniałego mężczyznę. Ale czy na pewno? Często nadal działał pochopnie i nieprzemyślanie.
– Tak, to prawda, inteligencją to ty nie grzeszysz – usłyszał głos, tyle że nie taty, a kogoś innego. – I oficjalnie nie powiedziałem tego ja, ale Son, gdy po zapieczętowaniu Kaguyi i Czarnego Zetsu zacząłeś wrzeszczeć i panikować, że nie macie jak wrócić do domu.
Kurama. Naruto, znów zjawiając naprzeciwko niego i brodząc po kostki w wodzie, zobaczył rudy łeb i te wielki kły, tym razem wyszczerzone odrobinę ironicznie. Prychnął, ale i uśmiechnął się lekko. Naprawdę ten kiedyś znienawidzony demon był dla niego teraz bratnią duszą. Często denerwującą, ale jednak.
– A niby skąd miałem wiedzieć, że Technika Przywołania wywołanego przez dawnych Kage tak działa, co? Przed wojną nie miałem pojęcia, że samo ich przyzwania z zaświatów jest w ogóle możliwe.
– Mało jeszcze wiesz. – Kurama pokręcił głową.
– Nie każdy żyje od tylu lat co ty. Ej, no właśnie! – Naruto wyciągnął w jego stronę palec, gdy coś sobie uświadomił. – Ile ty masz właściwie lat? I kiedy obchodzisz urodziny? Nigdy nie dałem ci z tej okazji żadnego prezentu!
– Ty mi nigdy niczego nie dałeś, nawet chwili spokoju – mruknął Kurama. – A urodziny nie dotyczą demonów. Wszyscy zostaliśmy po prostu stworzeni przez Hagomoro w jednym dniu i co roku po prostu się spotykaliśmy w naszym świecie. Co do tego, ile żyję? Wystarczająco długo, by wiedzieć teraz, że jednak naprawdę jesteś głupi.
– Coś ty powiedział?! – Naruto zacisnął pięści i spojrzał na niego gniewnie. Co za cholerny lis!
– Obserwuję cię, odkąd byłeś dzieckiem. – Kurama nic sobie nie robił z jego złości. – Wiem o tobie wszystko. O twoich słabościach i niepowodzeniach, ale jednocześnie też o zawziętości i determinacji, której wcześniej nie widziałem chyba u nikogo innego. Kiedyś kpiłem, gdy wciąż powtarzałeś, że uda ci się sprowadzić Sasuke Uchihę do wioski. A jednak ci się udało. Więc teraz przypomnij sobie, co wykrzykiwałeś do tej pory o byciu Hokage i co powiedziałeś Minato, kiedy się z nim żegnałeś.
CZYTASZ
SasuNaru Hiden - Kroniki Konohy
FanfictionDruga część SasuNaru Hiden. Sasuke i Naruto od prawie dwóch lat są w oficjalnym związku. Jednak jak to bywa w związkach, wkrada się rutyna i pojawiają się problemy.