SasuNaru - Kroniki Konohy - rozdział 100

3.6K 193 713
                                    

Ostatni rozdział Kronik. Jak o czymś zapomniałam, to dodam w sequelu ze ślubem. No chyba że zapomniałam za dużo rzeczy:)

Dziękuję wszystkim czytelnikom, a tych komentujących treść – jak napisałam już kiedyś – zaproszę na blog. Jeszcze muszę poprawić tamte rozdziały i co nieco zmienić, bo pewien pomysł wpadł mi do głowy.

Być może jeszcze coś tu się pojawi, ale to raczej takie rozdzialiki z różnymi sytuacjami z życia bohaterów.

A, no i powiadomienia będą też się tu pojawiać.

Edit: A, właśnie. Ciesze się, że sporo osób polubiło Hideakiego, bo to moja autorska postać:)

*

– No i co ty najlepszego zrobiłeś? – zapytał Ryuji, widząc rannego Kodaia, uwięzionego między kawałkami skały. On zresztą sam był w podobnym położeniu, bo nie mógł się wydostać. – Ty potrafisz czasem pomyśleć?

– Pociąg już jechał – powiedział Kodai, patrząc na niego mało przytomnym wzrokiem. – Nie mogłem pozwolić, żeby wysadzili go w powietrze. Słyszałeś, co mówili.

– Słyszałem, ale przez swoją głupotę, omal nie wysadziłeś nas – Ryuji złapał ręką za tył własnej głowy i poczuł pod palcami lepką krew. – Co ci przyszło do głowy, żeby detonować ładunek Rasenganem, skoro nawet nie umiesz nim rzucać.

– Nikt ci nie kazał iść za mną. Sam bym go przeniósł – powiedział Kodai, a po chwili przymknął oczy, czując, że powoli zaczyna tracić kontakt z rzeczywistością. – Uratowałem ludzi. Będę bohaterem.

– Idiota. – prychnął Ryuji. – Ej, tylko mi tu nie umieraj! Mów do mnie! – Uderzył go w twarz, czym trochę przywrócił mu przytomność. Miał nadzieję, że Akane nic się nie stało i zaraz tu dotrze, bo jej pomoc była teraz najbardziej potrzebna. Wiedział, że nie może do tego momentu pozwolić mu zasnąć.

– Ciemno...

– Jakie ciemno? Słońce jeszcze nawet nie zachodzi! Kodai!

– Wiesz, co jest zabawne? – Kodai uśmiechnął się lekko. – Kiedyś założyliśmy się o to, kto pierwszy będzie miał dziewczynę. Chyba wygrasz...

– Zamknij się! – Ryuji powtórzył uderzenie, bo widział, że ten naprawdę odpływa. – Albo nie, mów! Cały czas mów!

– To mam się zamknąć czy mówić? – Kodai znów na niego spojrzał. – A wiesz, że nawet cię lubiłem? Gdyby nie nasze zakłady, byłoby nudno. – Naruto-sensei mówił kiedyś, że...

– Kodai! – krzyknął Ryuji, widząc, jak znów zamyka oczy, a głowa opada mu bezwładnie na jego ramię. – Wytrzymaj jeszcze trochę. Zaraz ktoś nas tu znajdzie, ten wybuch było słychać wszędzie! Słyszysz mnie? Kodai!

Ryuji czuł się tak bezradny jak chyba jeszcze nigdy wcześniej. Nie miał już praktycznie chakry, całą zużył na walkę z przeciwnikami, dlatego nie był w stanie za pomocą Chidori rozwalić tych cholernych skał. Po co on się w ogóle na to zgodził? To znaczy na tę całą akcję. Trzeba było od razu po znalezieniu ładunku zgłosić to komuś dorosłemu, a nie bawić się w bohaterów. Niech to szlag! Kodai nie mógł umrzeć! Gdzie te dziewczyny i Shinji?! Dlaczego nadal ich tu nie było?! Po raz pierwszy wyszła im walka zespołowa z naprawdę trudnymi przeciwnikami, bo umieli się porozumieć, a teraz... Nie to nie mogło się tak skończyć.

– Odsuń się – usłyszał i uniósł głowę.

Znał tego faceta, był tym medykiem z Suny, za którym szalała Nanako. Medykiem! Tak, potrzebowali medyka!

SasuNaru Hiden - Kroniki KonohyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz