64. Nasze dzieci

533 50 57
                                    

___________________________
He said go dry your eyes
And live your life like there is no tomorrow son
And tell the others To go sing it like a hummingbird
The greatest anthem ever heard
We are the heroes of our time
But we're dancing with the demons in our minds
___________________________

Jeszcze przez kilka sekund panowała cisza, jakby ani Gwendolyn, ani Syriusz nie widzieli, co powiedzieć. Shaile stała przed nimi, a jej zazwyczaj pewna postawa i powaga były wyraźnie zachwiane, pokazując, że ślizgonka sama nie wiedziała, co powinna myśleć. W końcu odezwali się, oboje w tym samym momencie, przez co w jej stronę potoczył się gwar niezrozumiałych słów.

— Shi, na Merlina i kolekcje moich sukienek, gratulacje!

— Kochanie... Nie wierzę!

Jednak to Parks dzięki refleksowi wypracowanemu latami i dłuższej znajomości z Harlow, dopadła do niej pierwsza. Rzuciła się na nią, znów czując się tak, jak gdy były małe. Znów były Shaile i Gwen, przyjaciółki na całe życie i nic, nawet czysta nienawiść, nie mogło tego zmienić.

— Wiesz co to oznacza?! — spytała, sama nie będąc pewna, czy płacze dalej z powodu Regulusa, czy być może wzruszyła się usłyszawszy wiadomość. — Nasze dzieci będą w jednym wieku. Będą razem chodzić do szkoły i będziemy rodziną, tak, jak zawsze chciałyśmy!

Ponownie się uścisnęły. Może o to chodziło? Życie Rega zostało jej zabrane, jednak na jego miejscu pojawiło się nowe, wypełniające pustkę. Jeszcze nie dawno nawet nie przypuszczała, że zostanie matką, tymczasem dowiedziała się, że będzie również ciocią i to dziecka swojej najlepszej przyjaciółki. Rozdzieliły się. Brunetka wróciła z powrotem na kanapę, dając chwilę parze na dojście do siebie. W końcu to też było dziecko Syriusza i czy tego chciała, czy nie, była skazana na jego obecność do końca życia.

Objęła kubek zimnymi dłońmi i wypiła trochę jego zawartości, starając się nie skrzywić, gdy poczuła gorzki smak ziół, których nienawidziła. Była pewna, że pierwszą rzeczą, którą zrobi po urodzeniu dziecka, będzie wypicie dużego kubka kawy z masą cukru.

— Gratuluję wam obojgu — powiedziała, zagryzając wargę na widok tego, jacy są szczęśliwi. Cieszyła się, że chociaż im się udało. — Wiem, jakie to cudowne uczucie.

Spojrzała na pierścionek zaręczynowy, którego do tej pory nie zdjęła z palca. Nie mogła się zmusić i porzucić ostatniej rzeczy, która jej po nim została. Był to dowód ich miłości i wizja wspólnego życia. Wolała na razie tkwić w fałszywej prawdzie, niż porzucić wszystko i złamać się.

— Oh, Gigi — westchnęła blondynka, opadając na łóżko koło niej, a po chwili wahania Black usiadł z jej drugiej strony. Jej przyjaciółka objęła ją pocieszająco ramieniem, gdy zrozumiała, jak mocno dotyka wszystko ślizgonkę. Ona sama jeszcze miesiąc wcześniej wpadła w panikę, a później w euforię, a gdy wreszcie dostrzegła iskierkę nadziei, wszystko przepadło. Została sama, choćby nie wiadomo jakby dużo znajomych miała.

— Nie, nic mi nie jest — upierała się twardo, nie chcąc psuć im tej chwili. Odłożyła pusty kubek na stolik i zerknęła na nadgarstek, na którym nie miała zegarka. Było to jednak na tyle dosadne, że Harlow się od niej odsunęła, dając jej wstać. — Powinnam już iść.

Francuska przysunęła się do swojego chłopaka, który pocałował ją w czoło i położył rękę na brzuchu, jakby ten był co najmniej wielkości Gwen, a następnie odprowadził wzrokiem ślizgonkę, która zdążyła przygotować się do wyjścia.

— Dzięki za odwiedziny — stwierdziła Shaile, podchodząc do niej. Złapała ją za rękę i przytrzymała ją, choć wyraźnie druga chciała swoją zabrać. Tak bardzo różniły się od siebie, nawet pod tym względem. Zimna i ciepła. Delikatna i opalona, pełna biżuterii, z długimi i ostrymi paznokciami, blada. Mimo to były sobie bliższe, niż siostry. — Chéri, wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz