19. Pani zimowa psycholog

1.4K 94 9
                                    

__________________
Let's go all the way tonight
No regrets, just love
We can dance until we die
You and I
We'll be young forever
________________

Według wielu przyjaźń opiera się głównie na serdecznych stosunkach polegających na wzajemniej życzliwości, zaufaniu i zrozumieniu. Czy Gwendolyn mogła nazwać Shaile swoją przyjaciółką?

Znały się dostatecznie długo, by dobrze poznać wszystkie swoje sekrety. Były dla siebie praktycznie jak siostry, której żadna nie miała. Łączyły je wspólne wady, pasje i problemy, z którymi zazwyczaj starały się walczyć razem. Mimo, że Gwen wyrobiła sobie opinię dumnej, wiecznej singielki, która potrafi sobie okręcić wokół palca każdego uczniowie wiedzieli, że do końca piątego roku istniała w szkole jedna, jedyna osoba, z którą Ślizgonka nie obchodziła się obojętnie, i na której jej naprawdę zależało. Świat się jednak zmieniał, życie leciało do przodu...

Jednak mimo tego, że przez ostatni czas oby dwie stały się bardziej skryte i już tak chętnie nie dzieliły się każdą z własnych tajemnic z dłonią na sercu mogła nazwać Harlow swoją prawdziwą przyjaciółką, na której polegała, której zaufałaby w każdej sytuacji i którą starała się zrozumieć.

Czy było tak w przypadku Ann?

Dziewczyny poznały się jedynie przypadkiem, więc gdyby nie wypad do Hogsmeade dalej byłyby sobie zupełnie obce. W takim razie dlaczego właśnie siedziały obok siebie na oblodzonym stopniu przed kafejką i rozmawiały?

Może był to sposób podejścia do ludzi, którym Puchonka kierowała się zwracając do człowieka. Zawsze starała się patrzeć na niego w kolorowych barwach, jakby przeszłość dla niej nie istniała.

— Gwen...

— Gwendolyn — poprawiła ją starsza.— Tak tylko mówią do mnie przyjaciele — Na twarz Puchonki wstąpił delikatny rumieniec. Pokiwała głową, poprawiając się.

— Gwendolyn, ja wiem, że mi nie ufasz... — powiedziała cicho Ann, nieśmiało zerkając na wyższą od siebie dziewczynę.

— Świetne rozpoczęcie rozmowy. Nie ufam wielu ludziom — Ślizgonka zaśmiała się żałośnie złączając ręce na kubku, w który machinialnie zaczęła wbijać paznokcie, jakby nie do końca wiedziała, co powinna zrobić z rękami. Przewróciła oczami, widząc poirytowane spojrzenie blondynki, jednak na chwilę umilkła.

— Mimo wszystko widzę, że coś cię gryzie. I choć wiem, że praktycznie jestem dla ciebie nikim może... Może mogłabym ci jakoś pomóc — kontynuowała, ocierając o siebie okryte sweterkiem dłonie.

Gwen zamyśliła się na chwilę, delikatnie marszcząc przy tym brwi. Czy Ann próbowała jej pomóc? Brzmiało to tak nierealnie w jej głowie, dlatego zmusiła się do nie zaśmiania się. Po tym, co przeszła wydawało jej się, że każdy, kto zwraca się do niej robi to jedynie z własnego powodu. By dzięki dziewczynie jakoś zaistnieć w szkole, a wszyscy mówili o nim, jako o tym, który chodził z Gwendolyn.

— Przejdźmy się — rzuciła krótko brunetka, czując, jak powoli zaczynają jej drętwieć nogi. Zgrabnie podniosła się ze schodów i za pomocą magii niewerbalnej przetransportowała pusty kubek do najbliższego śmietnika.

Postanowiły, że skracą w kolejną, mniej znaną alejkę, która była prawie pusta. Ciągnęła się ona przez środek rzadkiej łąki pełnej małych, przekwitających stokrotek. Gdy Ślizgonka przeniosła wzrok na swoją towarzyszke stwierdziła, że owe kwiatki idealnie pasują do dziewyczny i choć osobiście Gwendolyn niecierpiała każdego z możliwych rodzai badyli, które ktoś mądry nazwał roślinami przyznała, że nie wyglądały one aż tak źle.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz