10. Obietnice

2K 147 122
                                    

_________________
If these walls could talk, I'd hope they wouldn't say anything
Because they've seen way too many things
'Cause we'd fall from grace, we're falling
__________________

Gdy Gwendolyn stanęła na peronie w Hogsmeade kończąc piąty rok, pierwszy raz poczuła, że minął pewny okres w jej życiu i zaczął się inny. Gdyby ktoś powiedział jej pół roku temu, że tak naprawdę przestanie ustawiać chłopów w kolejki do siebie i zakładać się z Shaile, z którym wytrzyma dużej zaśmiałaby się krótko lecz szczerze i dodała, by zawitał w Mungu po coś dobrego na głowę.

Wracała jednak do domu z poczuciem, że zależy na kimś i może tej osobie zależy także na niej. Zostały jej dwa lata nauki, które zamierzała spędzić w gronie najwierniejszych przyjaciół, aby zapamiętać ten okres, jako najlepszy w jej życiu. To był jej tymczasowy plan na życie.

Wróciła do świata żywych, gdy poczuła lekkie szarpnięcie za ramię. Shaile ruszyła w stronę nadjężdżającego pociągu i przepchnęła się do drzwi jako prefekt mając do tego pełne prawo.

— Zajmij nam jakiś przedział, a gdy to ogarnę — wskazała na pierwszorocznych, który pchali się nie zwracając uwagi na innych. — Przyjdę do ciebie — odciągnęła jakiegoś chłopca, który chciał jako pierwszy wbiec do jeszcze poruszającego się pociągu i puściła przodem Gwen spoglądając na jej usatysfakcjonowaną minę.

Wciągnęła za sobą kufer wykonany z ciemnego drewna z wygrawerowanymi trzema literami G.A.P. z boku i odgarnęła niesforne kosmyki z twarzy rozglądając się za odpowiednim, pustym przedziałem.
Spojrzała na wysoko zawieszoną półkę, a następnie na swój bagaż wzdychając. Jak ja mam go tam włożyć?

— Pomóc ci? — usłyszała znajomy głos, a uśmiech mimowolnie zawitał na jej ustach. Odwróciła się stając twarzą w twarz z Regulusem. Kiwnęła głową przesówając się, by zrobić chłopakowi miejsce i zajęła jedną z kanap, rozkładając się na jej całej szerokości.

— Zamierzasz tu siedzieć sama? — spytał, gdy przez dłuższy czas między Ślizgonami panowała cisza. Ona leżała bestrosko z opuszczonymi okularami przeciwsłonecznymi na nosie i uśmiechała się ciesząc, że za kilka godzin będzie już w domu, a on stał nad nią zastanawiając się, o czym myśli Parks.

— Tak, dopóki Shaile mnie nie znajdzie — odpowiedziała wesoło powodując, że z ust Blacka wydobył się krótki, urywany śmiech. Według Gwen brzmiał on niezwykle zabawnie i jednocześnie słodko.

— To... — chłopak zmarszczył na chwilę brwi gryząc się z myślami. — Mam iść?

— W zasadzie jak chcesz — odpowiedziała mu przesówając się na kanapie i robiąc miejsce obok siebie. Odległość między nimi była minimalna.

Gwen ściągnęła okulary ukazując świecące, granatowe tęczówki, tego dnia wypełnione radością. Nie tylko chłopak uważał, że są na swój sposób wyjątkowe.

Siedzieli tak wpatrzeni w siebie, żadne nie mogło zdobyć się na kolejny krok. Parks poczuła w powietrzu zapach drogich perfum należących do Ślizgona i od razu je polubiła. Kojarzyły się jej z domem, panującą w nim luksusową atmosferą i ojcem, który niczym pan budynku panował nad całym haosem, który ich otaczał.

Regulus przeczesał swoje ciemne włosy dłonią, ponownie przypadkowo zachaczając o rękę dziewczyny. Uczucie, które doznał było niemal identyczne jak to, na boisku Quidditha. Rozpalona zetknęła się z lodem powodując skrajne emocje buzujące w nim. Wreszcie zdobył się i włożył jedno, wystające pasemko czarnych włosów za ucho, a Gwen cała siłą swojej stalowej woli powstrzymywała się przed zarumienieniem.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz