37. Impreza Evana Rosiera

773 54 10
                                    

Mimo, że Gwendolyn nie należała do osób, które szczególnie nie przepadały za nauką, nie sądziła, że ostatni rok będzie aż tak się jej dłużył. Budziła się, by przeżyć kolejny, bezwartościowy dzień. Wszystkie były bezwartościowe, gdy część nich nie stanowił Regulus. Piątkowy wieczór zapowiadał się dużą imprezą organizowaną przez dom węża, a Parks jako jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarz zmuszona była pojawić się na niej, nie ważne, jak zepsuty miała humor. Riley, Kastanie i kilka innych ślizgonek cały dzień omawiały, co mają w planach włożyć na siebie, co tylko jeszcze bardziej irytowało brunetkę.

- Zwykle nie proszę, ale mówcie ciszej - wbiła paznokcie w głowę, przeczesując nimi poplątane atramentowe pasemka. Mimo, że czytała jedną linijkę tekstu już trzeci raz, nic nie rozumiała.

Riley uśmiechnęła się i wróciła do malowania paznokci, by były pod kolor sukienki. Każdą potańcówkę uważała za dobrą okazję do poznania kogoś nowego, jakby poczuła nagły zew bycia Gwen. - Nie szykujesz się?

Brunetka odłożyła podręcznik, zupełnie tracąc zainteresowanie lekturą. Mimo, że strój przygotowała już kilka dni temu, nie miała ochoty stroić się, by zatańczyć z proszącym ją o to chłopakiem. Nigdy na głos by tego nie przyznała, ale było jej dobrze w dresie.

- Nie mam ochoty - odpowiedziała chłodno, machnięciem różdżki powodując, że kotara wokół jej łóżka odcięła ją od pozostałych współlokatorek.

- Naprawdę? Nie żartuj sobie!

Chwilę później Gwen usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Nie chciała robić sobie wrogów z najbliższych, ale tym bardziej nie chciała działać przeciw sobie. Położyła się, wzdychając z bezradności. Wolałaby być teraz w domu u boku Regulusa, bo z nim wszystko było łatwiejsze. Nawet głupie imprezy.

- No już, wstawaj! - zmarszczyła brwi, uświadamiając sobie, że przecież zna ten głos. Należał do Evana. Chwilę później poczuła światło lamp na twarzy, gdy chłopak stanął nad nią, niemal boleśnie potrząsając. Wbiła mu paznokcie w ramię, z grobową miną obserwując, jak Rosier krzywi się i ją puszcza. - Na dole jest zabawa. Nie pozwolę ci ominąć jej, dodatkowo leżąc w łóżku i użalając się, jaki świat jest zły.

Gwen zamrugała, gdy ślizgon usiadł na brzegu jej łóżka i położył dłoń na jej dłoni. Żyli w dwóch odrębnych światach, które mimo, że częściowo nakładały się na siebie, nie należy do zbliżonych. Mimo, że Evan znany był z lodowatego, okrutnego charakteru, był również jedyną osobą, która potrafiła dotrzeć do Gwen.

- Przecież wiesz, że Regulus nie chciałby, żebyś siedziała sama, gdy wszyscy inni się bawią, bo go nie ma. Będzie się obwiniał jeszcze bardziej, niż ty - dodał konspiracyjnym tonem.

Westchnęła, niechętnie przyznając mu rację. Ostatnie, czego po męczącej misji mógł chcieć chłopak, na pewno nie było pocieszaniem dziewczyny w złym humorze.

- Daj mi dziesięć minut na przygotowanie się - wstała, podchodząc do szafy. Teatralnie wskazała chłopakowi drzwi, który w odpowiedzi uśmiechnął się przelotnie. Wraz z ich zamknięciem Gwen przebrała się z dopasowaną, czerwoną sukienkę. Jej makijaż składał się z mocno wytuszowanych rzęs, podkreślonych policzków i płynnej pomadki w odcieniu niemal identycznym, co jej kreacja. Nie była to najlepsza wersja Parks. Na pewno nie zaliczała się do top dziesięciu, które jak dotąd udało jej się uzyskać, lecz i tak ślizgonka była dumna z efektu, jaki wydobyła z siebie w tak krótkim czasie.

Patrząc w lustro przyjęła na twarz sztuczny, do granic możliwości przesłodzony uśmiech. Tego wieczoru musiała przyjąć maskę zadowolonej z życia dziewczyny, którą definitywnie nie była.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz