66. Księga przodków

444 48 31
                                    

__________________________
I got my red dress on tonight
Dancin' in the dark, in the pale moonlight
Done my hair up real big, beauty queen style
High heels off, I'm feelin' alive
Oh, my God, I feel it in the air
Telephone wires above are sizzlin' like a snare
Honey, I'm on fire, I feel it everywhere
Nothin' scares me anymore
____________________________

Gwen spodziewała się wszystkiego, dlatego też, gdy pani Harlow uśmiechnęła się grzecznie i przywitała się kiwnięciem głowy, po części odetchnęła z ulgą. Po wszystkich spotkaniach ze Stephanie Parks – matką Stuarda – czuła uraz do osób starszych, gdyż nie było jeszcze ani jednej okazji, by czarownica zachowywała się życzliwie. Dobrze pamiętała ciągle narzekanie, wymagania i ciężką atmosferę, która wisiała wtedy w powietrzu. Jednak może tym razem miało być inaczej.

— Shaile, nie spodziewałam się ciebie tutaj, szczególnie, że pisałaś, że wolisz zostać w Londynie — zaczęła kobieta, przy okazji wydając polecenia w rodowym języku młodszej, która wpuściła je do środka. Zaprowadziła ślizgonki w drugą część pokoju i wskazała kanapy, które Gwen przypominały tą w domu blondynki. Wyraźnie nawet w urządzaniu wnętrz wzorowała się na francuskich trendach.

— Wiem, po prostu to był nagły przypadek — stwierdziła, siadając i ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Gwen rozejrzała się, starając się robić cokolwiek, by nie czuć się niezręcznie. Nie chciała przeszkadzać w rozmowie i zwracać na siebie uwagi, gdyż wiedziała, że to, co ma zamiar powiedzieć Harlow, jest znacznie ważniejsze.

Chéri, mówiłam ci, żebyś została tu, dopóki w Anglii wszystko się skończy. Nie powinnaś się tak narażać — odpowiedziała jej surowo, a po jej oczach można było uznać, że martwi się o wnuczkę.

— Ja... — zaczęła Shaile, nagle tracąc swoją pewność siebie i ściszając głos, tak, jak za każdym razem, gdy nie była czegoś do końca pewna. W chwili, gdy miała zamiar przekazać wiadomość, do pomieszczenia wróciła dziewczyna, niosąc ze sobą tace z zastawą i jeszcze parującą herbatą. Ustawiła filiżanki, a następnie nalała do każdej napój, który w zapachu nie przypominał niczego, co Parks miała okazję pić wcześniej. Zignorowała zdobioną cukiernicę i od razu sięgnęła po delikatne naczynie, chcąc spróbować francuskiej herbaty.

— Ostrożnie, jeszcze gorąca! — przestrzegła pani Harlow, nie mogąc powstrzymać uśmiechu pełnego fascynacji, jakby była ciekawa reakcji innych osób na coś, co dla niej było zupełnie normalne. — To Joelle, mieszka u mnie, odkąd reszta rodziny się wyprowadziła. Czasem pomaga mi w domu.

Joelle uśmiechnęła się, jakby rozumiała, że o niej rozmawiają, a następnie dygnęła i wyszła, zapewne by zająć się własnymi obowiązami.

— Więc, Shaile? Co takiego cię sprowadza? — spytała, siadając prosto i łącząc dłonie na kolanach. — I jak, Gwen?

— Niezwykła! Najchętniej zabrałabym ją do domu i piła zamiast ziółek — zaśmiała się, dolewając sobie kolejną porcje.

— Jestem tutaj, bo muszę ci coś powiedzieć — wytłumaczyła, spinając się. Złapała za rękę Gwen, jakby mogło to jej pomóc, a potem wzięła drżący oddech, wyrzucając wszystko z siebie. — Jestem w ciąży.

Daphne spokojnie odłożyła zastawę i wstała, podchodząc do okna, zza którego mogła zobaczyć część ogrodu. Dużo kwiatów miało białą lub różową barwę, pod altaną stało kilka krzeseł oraz stolik, a z jej drewnianej części zwisał bluszcz. Wszystko było wyraźnie zadbane, choć Parks nie wyobrażała sobie, by kobieta w podobnym wieku do pani Harlow była w stanie pracować nad tym.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz