25. Puchonki mają poczucie stylu

1.2K 74 32
                                    

________________
Fight so dirty, but your love so sweet
Talk so pretty, but your heart got teeth
Late night devil, put your hands on me
And never, never, never ever let go
__________________

Ostatnie dni były dla Gwen koszmarem. Nie mogła do siebie dopuścić, że jej najlepsza przyjaciółka, jedna z niewielu osób, którym ufała bezgranicznie i mówiła dosłownie o wszystkim straciła jej zaufanie w tak okropny sposób. Wydawało jej się początkowo, że był to jakiś nieśmieszny żart Huncwotów lub zły sen, z którego nie mogła się wybudzić. Niestety... Z dnia na dzień przekonywała się, że Shaile i Syriusz na prawdę są parą i jakby wreszcie uwolnieni od jej pytającego spojrzenia robili wszystko, by każdy w Hogwarcie o tym wiedział.

W tamtym momencie Gwendolyn uświadomiła sobie, jak ważna była dla niej Harlow. Była nie tylko jej przyjaciółką, ale także siostrą... Parks nie mając rodzeństwa traktowała owe słowo niezwykle poważnie. Wszystkie sekrety, które opuściły duszę brunetki trafiały do Shaile. Dziewczyna znała jej każdą historię, przez większą część ich wspólnego życia doradzała jej przy ważnych wyborach, wspierała, pomagała...

Mimo wszystko, Shaile Harlow – dziewczyna, która znała na Gwendolyn na tyle dobrze, by przez tajemnice pogrążyć ślizgonkę w kilka sekund i sprawić, że jej życie dosłownie się zawali.

Dlatego też po kilku dniach, które Parks spędziła przesiadując na skraju Zakazanego Lasu i pisząc listy do Regulusa stwierdziła, że nie zmieni swojej decyzji. Blondynka była dla niej nikim...

Kolejny styczniowy poranek, który rozpoczął się śnieżycą zapowiadał się tak, jak prawie każdy przez ostatni czas. Gwen przyjęła na stałe swoją maskę królowej lodu i starała się swoją wersją z wyobrażeń osób, które ją nie znały.

Ubrana w obcisłe, jeansowe rurki z dziurami na kolanach i białą koszulę z dwoma przypinkami – charakterystyczny herb domu węża oraz logo jej rodu – siedziała w Wielkiej Sali ignorując natarczywe spojrzenia uczniów; w większości chłopców. Po jej dwóch stronach siedziały same ślizgonki, które korzystając z braku Shaile, która zazwyczaj odciągała je od Pakrs pragnęły pobyć trochę w blasku Gwen, gdzie zazwyczaj miał dostęp jedynie jej chłopak i najbliżsi. Riley, która zajmowała miejsce po prawej stronie brunetki kończyła śniadanie, praktycznie nie odkrywając wzroku od dziewczyny. W chwili, gdy rozdzielały się mówiła reszcie, że był to w sumie przypadek, ale głównie przez nią zawdzięczają to wszystko.
Poza nią była także Konstante, Cordelie, Sierra oraz kilka takich, których Gwendolyn nawet nie znała imienia.

Nie przeszkadzało jej to. Przez całą sytuację nagle zapragnęła mieć przy sobie towarzystwo, nie ważne, jak lojalne. I tak nie umiałaby im zaufać, więc nie było dla niej różnych w takich rzeczach. Po prostu po tym wszystkim co przeszła przez ostatnie dwa lata nagle samotność, która ratowała ją w niejednej chwili i w której lubiła przebywać stała się niezwykle męcząca i przytłaczająca.

— Gwen, idziemy? — usłyszała głos Riley, który wyrwał ją z własnych myśli. Jej dłoń z łyżką zawisła nad miseczką z cynamonowymi płatkami, które tego dnia postanowiła spożyć na śniadanie. Zamglonym wzrokiem spojrzała na Florence, która mimowolnie włożyła sobie pasmo blond włosów za ucho. Szybko jednak otrząsnęła się i delikatnie przetarła oczy, uważając, by nie rozmazać starannie wykonanego makijażu, nad którym rano pracowała dłużej niż zazwyczaj.

Budziła się później, by móc nie widzieć Shaile, która zamieszkiwała to samo dormitorium co ślizgonka lub wolała się spóźnić na lekcje – byle nie musieć oglądać jej twarzy od rana. Ubierała się jeszcze bardziej wyzywająco niż zwykle, mocniej się malowała, ignorowała nauczycieli, przez co nie raz pewnie zostałby wysłany list do jej rodziców gdyby nie ich pozycja w świecie magii, a gdy zupełnie nie radziła sobie z jakimś zadaniem po prostu je przerywała.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz