35. Wybiegając w przyszłość

827 62 14
                                    

___________________
I been tryna call
I been on my own for long enough
Maybe you can show me how to love, maybe
I'm going through withdrawals
___________________

O godzinie jedenastej na King's Cross tłumy przepychały się, by na czas dotrzeć na upragniony peron. Biznesmeni, którzy w ten sposób dojeżdżali do swoich prac w innych częściach miasta mieli kolorowe aktówki, którymi torowali sobie drogę, co chwilę zerkając na założone na nadgarstki zegarki. Wszyscy byli tacy sami. W drogich garniturach – oczywiście szytych na miarę – ułożonych włosach i wypolerowanych butach. Stuard zaliczał się do tej grupy, z jednym, małym wyjątkiem. Nie wyglądał na specjalnie przejętego czasem, a u jego boku kroczyły bardzo do siebie podobne, dumne kobiety. Na wysokich obcasach manewrowały między innymi, jakby urodziły się z tą zdolnością, a czerwona szminka i dobrze ułożone, krucze włosy onieśmielały każdego, kto dużej zawiesił na nich wzrok. Rodzina Parksów mimo wysokiego statusu, zasad i zimnego charakteru miała swoją jedną tradycje. Co roku zjawiali się razem, gdy najmłodsza wybierała się do szkoły. Nawet, gdy była to ostatnia podróż Gwen, a ta dawno skończyła już siedemnaście lat.

Gwendolyn miała wrażenie, że lata przelatują jej przed oczami. Pamiętała dzień, w którym to starała się ukryć stres, jaki towarzyszył jej, gdy miała odwiedzić Hogwart poraz pierwszy. Nie sądziła, że podczas wyjazdu na siódmy, ostatni rok emocje będą buzowały w niej jeszcze bardziej.

Bez wachania przeszła magiczny portal w ścianie i odetchnęła powietrzem przesiąkniętym magią, gdy znalazła się na peronie dziewięć i trzy czwarte. Miała jeszcze ponad dwadzieścia minut do odjazdu, więc bez problemu znalazła wolny przedział, w którym zostawiła swój kufer – oczywiście potraktowany zaklęciem zmiejszająco - zwiększającym. Następnie wróciła do rodziców, którzy tylko czekali, by się z nią pożegnać.

— Gwen... Kiedy tak szybko urosłaś? — spytała wzruszona Eleonora, powstrzymując zbierające w kącikach oczu łzy. Złapała córkę za ręce, by po chwili ją przytulić. Ślizgonka oczywiście odwzajemniła uścisk, choć miała wrażenie, że nie tak powinien wyglądać ten dzień.

Pani Parks życzyła jeszcze powodzenia dziecku oraz pieszczotliwie kazała pisać czasem do siebie. Jak zawsze, gdy dochodziło między nimi do pożegnań, kobieta przestawała być tą dumną czarownicą, która oprócz czubka własnego nosa widzi jedynie galeony w skarbcu, a zimnym jak lód charakterem doprowadza do szewskiej pasji. Była matką, która kochała swoje jedyne dziecko i za wszelką cenę chciała pokazać, że jest z niego dumne. Nawet, jeśli wiązało to się z konsekwencjami.

Kolejny był Stuard. Pan Parks nie należał do wylewnych osób, więc w tym wypadku poszło dość szybko. Nalecił Gwen przyłożenie się do nauki i nie wychylanie się, gdyż w mrocznych czasach jak te dzisiejsze było to niebezpieczne nawet w Hogwarcie. Następnie odwrócił się i kładąc rękę na biodrze żony odszedł, zajmując się ważniejszymi sprawami, jak choćby praca.

— Gwen, wszędzie cię szukałam! — piskliwy głos, który mógł należeć jedynie do Riley sprawił, że brunetka obróciła się w stronę niższej od siebie dziewczyny. Florence szybko otaksowała znajomą wzrokiem, by ostatecznie niezbyt szczerze się uśmiechnąć. Ale tacy w końcu byli ślizgoni.

— Co, tęskniłaś za mną? — spytała Gwendolyn, unosząc brwi. Przywykła do sytuacji, w której to blondynka specjalnie udaje miłą. Była taka, gdy chciała ponownie znaleźć się w szeregach elity Parks, lub odrzucić od siebie podejrzenia, że podrywa jej chłopaka.

— Oczywiście!

Gwen zignorowała przesłodzony ton i wyminęła dziewczynę, która potulnie ruszyła za nią korytarzem pociągu. W zajętym przez Ślizgonkę przedziale znajdował się teraz także kufer Riley, który obdarzony złotymi grawerami R.J.F. i dębowym drewnem nie wyróżniał się na tle innych. Brunetka otworzyła okno, by oprócz mieszających się ze sobą głosów, do pomieszczenia wpuścić także świeże powietrze.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz