_________________
So-so, so don't fuck with my freedom
I came back to get me some
I'm nasty, I'm evil
Must be something in the water or that I'm my mother's daughter
____________________Świeże powietrze, które zarzucało włosami Gwen wprost na jej twarz było dnia niej zbawieniem. Czując stabilny grunt pod nogami, jakim był peron nie tylko miała wrażenie, że dziwne uczucie pustki zniknęło, a także przestało wydawać jej się, że wszystko, co robi nie ma sensu.
Londyn był ukochanym miejscem ślizgonki i mimo, że spędzała niewiele czasu w rodzinnym domu zawsze uważała willę na obrzeżach jako miejsce, w którym mogła być bezpieczna. To także tam nie zakładała masek i pozwalała sobie, na bycie swoją prawdziwą wersją.
Na peronie – ku wielkiemu zdziwieniu – dostrzegła Eleonorę, którą przez ostatni czas coraz rzadziej widywała. Gwendolyn dobrze wiedziała, że zaniedbuje kontakt z matką, lecz przez ostatnie wydarzenia, które dobiły Parks z każdej strony nie miała siły na jakie kolwiek poprawy relacji. Nawet, jeśli chodziło o rodzinę.
Ciągnąc za sobą kufer przebiła się przez tłum uradowanych rodziców. Ci, którzy stawali jej na drodze zostawali przez nią spychani na bok i ku oburzeniu ignorowani. Gdy Gwendolyn stanęła przed swoją starszą kopią poczuła, że rodzi się w niej zupełnie nowe uczucie. Nie do końca potrafiła je nazwać, lecz poczuwszy ciepło rozchodzące się po całym ciele mimowolnie uniosła kąciki ust.
Eleonora mimo wieku wyglądała kwitnąco i świeżo. Nie ważne, czy akurat była na ważnym służbowym spotkaniu, czy sama w domu podczas choroby – musiała prezentować sobą klasę i poziom. Ubrana w wyprasowaną, bordową koszulę, czarne szorty i narzuconym na wszystko aksamitnym płaszczem spojrzała na córkę z góry, a następnie mimo piorunującego spojrzenia Stuarda, przyciągnęła do siebie jedyne dziecko i zamknęła je w silnym uścisku.
Gwendolyn nie przyzwyczajona do tak czułych gestów ze strony rodzicielki przez pewnien moment trwała w bezruchu. Nie wiedziała co ma robić, dawno nie została obdarzona tak wylewnym uczuciem w miejscu publicznym. Ostatni raz trwała w ramionach matki, gdy miała wybrać się w pierwszą podróż Ekspresem Hogwart. Pamiętała, że ojciec zniknął w pociągu, by umieścić kufer córki na półce, a Eleonora wykorzystując sytuację postanowiła pożegnać się z Gwen czymś więcej, niż skinieniem głowy i słowami rzucanymi na wiatr.
W końcu ślizgonka sama poklepała lekko matkę po plecach, a następne odsunywszy się od siebie zauważyła, że oczy pani Parks przypominają dwa szklane punkty. Jakby burza z gradem.
— Gwen, dziecko. Tak dobrze cię widzieć. Wracajmy już do domu — brunetka mając wrażenie, że starsza czyta jej w myślach ochoczo pokiwała głową, a następnie podając ojcu kufer zaczęła kierować się ku ścianie, gdzie mieściło się przejście do świata mugoli.
Ani jedna, ani druga nie próbowała poruszać tematu zaczerwienionej twarzy Gwen, braku jej makijażu i lekko niechlujnego stroju. Przesadnie wyprostowane czekały na swoją kolej, aż będą mogły zniknąć z miejsca pełnego ludzi, które dla żadnej nie było zbyt komfortowe.
Po drugiej stronie wszyscy złapali się za ręce i teleportowali wprost pod furtkę posiadłości. Czarna, żelazna brama dodatkowo zabezpieczona zaklęciami otworzyła się przed rodziną Parksów. Gwen zauważyła, że przechodząc na kamienny chodnik prowadzący do drzwi willi poczuła, jakby przedzierała się przez gęstą bańkę mydlaną.
W środku powietrze pachniało cytrynowym środkiem czystości i perfumami, których używała cała rodzina Parksów. Przywiązani byli tylko do jednej firmy. Lustro jak zwykle było wypolerowane, a ruchome zdjęcia przypominały Gwendolyn o czasach dzieciństwa, gdy wszystko było łatwiejsze.
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...