___________________________
Turning up emotional faders
Keep repeating self-hating phrases
I have heard enough of these voices
Almost like I have no choice
_________________________— Jak wyglądam? — spytała Gwen, nie odrywając wzroku od pary złotych kolczyków zastanawiając się, czy będą jej pasować do sukienki. Porównała je z innymi, a następnie by upewnić się, że podejmuje słuszną decyzję, przyłożyła je sobie do uszu i sprawdziła, jak prezentują się przy reszcie stylizacji.
— Mogłabyś być gwiazdą wieczoru, gdyby nie był to ślub Valery i Walta — stwierdził ze śmiechem Regulus, stojąc obok niej i poprawiając sobie błyszczące spinki do mankietów. Na widok teatralnego oburzenia na twarzy Gwendolyn omal nie zaśmiał się jeszcze głośniej. — Ale dla mnie to ty zawsze będziesz świecić najjaśniej — dodał poważnie.
Brunetka przesłała mu w powietrzu całusa, rozczulona jego słowami. Mimo, że sprawiała wrażenie głęboko zajętej makijażem i tym, aby nie rozmazać sobie świeżo nałożonej szminki na ustach, słowa jej narzeczonego naprawdę zrobiły na niej wrażenie. Szczególnie, że sama nie była skłonna do takich wyznań.
— Chyba jestem gotowa — przejrzała się w lustrze ostatni raz, a następnie chwyciła małą torebkę z łóżka i ruszyła na korytarz. W domu Black'ów panowała cisza głównie przez to, że Walburga i Orion wyszli wcześniej, przez co młodsi zostali sami. Ślub krukonki i ślizgona mimo, że miał być dosyć kameralny, obejmował wielu wpływowych gości, w tym daleką rodzinę państwa młodych, ich przyjaciół oraz inne, ważne osoby, które zostały zaproszone by pokazał wysoki status obu rodzin.
Na dole Reg pomógł Gwen założył jej beżowy płaszcz, który wisiał już przygotowany koło drzwi.
— Pamiętasz nazwę miasteczka? — spytała kontrolnie ślizgonka, gdy odchodzili kawałek od domu, by móc się teleportować. W teorii mogli zrobić to po drugiej stronie drzwi, jednak wiązała się z tym masa zaklęć ochronnych, którą trzeba by było przełamać, co było zbyt dużą robotą, jak na jedną podróż. Woleli przejść się kawałek i móc bez przeszkód przenieść się, nie musząc się do tego przygotowywać.
— Jasne, że tak. Walia, Dolgellau.
Wyrecytował niemal bez zająkania, co dla Parks za każdym razem było nieprawdopodobne. Valery i Walt postanowili, że ich ślub odbędzie się w miejscu, które aktualnie zamieszkiwali. Ich dom mieścił się w zasadzie pośród niczego, otoczony masą zielonych pagórków i rysujących się nieco dalej gór. Początkowo Gwen myślała, że to ona mieszka na odludziu, jednak gdy zobaczyła, gdzie postanowili ulokować się jej znajomi, zrozumiała, co znaczy nie lubić sąsiadów. Samo wesele miało odbyć się w wielkim namiocie koło domu.
— Jakby nie mogli wybrać dziwniejszej nazwy — uśmiechnęła się, ściskając mocnej dłoń Blacka, gdy ten skupił się na wyobrażeniu sobie ich docelowego miejsca. Specjalnie by mogli się tam przenieść, wybrał się tam razem z Crossem po jednym z zebrań, przez co miał okazję zwiedzić okolice. Gwen natomiast zacisnęła oczy czekając, aż nastąpi sam moment teleportacji. Nie przepadała za nagłym osunięciem się gruntu spod nóg i wirowania w głowie, jakby ktoś umieścił ją na karuzeli i zaczął nagle obracać z zawrotną prędkością.
— Jesteśmy na miejscu — chwilę późnej usłyszała głos Regulusa. Nawet bez niego domyśliła się, że znajdują się gdzieś indziej. Czuła zdecydowanie czystrze powietrze, które mimo, że było nieco chłodniejsze, niż to w Londynie, pobudzało do życia. Zamiast na mocnej kostce brukowej stała na miękkiej trawie, w której zatapiały się jej wysokie obcasy, a nagły gwar rozmów nieco ją przytłoczył. Otworzyła oczy.
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...