_____________
We were only eleven
But acting like grownupsLike we are in the present
Drinking from plastic cups
____________Pierwszy tydzień wakacji minął Gwen głównie na odsypianiu. Spędzała całe dnie sama w domu, ponieważ jej rodzice pracowali, jedyną towarzyszką okazała się skrzatka pracująca w ich domu.
Piątego lipca w domu Parksów miała zawitać Shaile, dlatego ten słoneczny dzień Ślizgonka zaczęła z nową energią.
Pościeliła swoje łóżko i ułożyła na nim wszystkie poduszki jakie miała. Umyła się i stanęła przed wielką szafą zastanawiając się, co ma na siebie włożyć. Już od samego rana było niezwykle ciepło, więc w końcu zdecydowała się na białą bluzkę hiszpankę i wygodne, beżowe szorty. Zaplotła swoje długie włosy w warkocza i usiadła przy toaletce. Postanowiła wytuszować jedynie rzęsy, w końcu i tak pewnie cały dzień spędzą w domu.
Gotowa zbiegła po schodach na dół wpadając do przestronnej kuchni. Przy czarnym, szklanym stole siedziała Eleonora pakując kilka teczek do potraktowanej zaklęciem torby. Dopiła resztę kawy i lewitując kubek włożyła go do zlewu. Obróciła się zgrabnie schodząc z krzesła i wtedy też dostrzegła swoją jedyną córkę.
— Gwen, wstałaś już? — wydawała się być zdziwiona, w końcu przez pierwszy tydzień nie widzywała jej z rana. Stanęła przed lustrem na korytarzu i zaczęła malować sobie usta czerwoną szminką.
— Dzisiaj przyjeżdża Shaile — powiedziała, uśmiechając się. Miała dokładnie taki sam gust co starsza Parks.
— Wieczorem mi ją przedstawisz — zabrzmiało to dosyć absurdalnie, w końcu nie formalnie wiedziała kim jest córka Harlow'ów. Wciągnęła na stopy czółenka, które dopełniły całą stylizację. W zwyczajnej, białej koszuli z krótkim rękawem była wpięta srebna brożka, którą dostała od swojej mamy. Szmaragdowa ołówkowa spódniczka miała taki sam kolor jak kamień w wisiorku, który dostała od Stuarda. — Do widzenia kochanie — machnęła ręka i wyszła trzaskając drzwiami. Chwilę później Gwen usłyszała charakterystyczny dźwięk teleportacji i miała pewność, że jej mama jest już w pracy.
— Szyszka?! — podniosła głos, a sekundę później u stóp dziewczyny znalazła się mała skrzatka ubrana w czerwony fartuszek w białe kropki. Skłoniła się nisko na co Gwen machnęła lekceważąco dłonią. — Przygotowałabyś mi jajecznicę?
— Ależ oczywiście panienko — stworzenie dygnęło i zniknęło w głębi pomieszczenia zabierając się za przygotowanie śniadania.
Ten czas Ślizgonka postanowiła wykorzystać na przygotowanie ogrodu. Założyła ciemne okulary na nos i wyszła na wielki taras.
Poprawiła poduszki i zabrała kubek po mrożonej herbacie, na którą wczoraj miała ochotę. Miała nadzieję, że uda jej się wciągnąć przyjaciółkę do wielkiego basenu, który stał w drugiej części ogrodu.
Wracając zachaczyła jeszcze o swój pokój, z którego wzięła różdżkę pozostawioną zeszłego wieczoru na stoliku nocnym.
Nalała sobie zimnego soku z dzbanka pozostawionego na ladzie i uśmiechnęła się czując smak pomarańczy.
— Gotowe — usłyszała. Usiadła na jednym z krzeseł barowych i zabrała się za zjadanie śniadania.
✈
Kilka godzin później po całym domu rozniósł się charakterystyczny dźwięk dzwonka, więc Gwen siedząca w jednym z wielkich foteli w salonie odłożyła książkę i z wielkim uśmiechem otworzyła drzwi.
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...