44. Absolwenci

579 51 56
                                    

_______________________
I would've stayed at home
'Cause I was doin' better alone
But when you said, "Hello"
I know that was the end of it all
________________________

— Riley Joline Florence! — gdy przyszedł ostatni dzień roku, Gwen miała wrażenie, że wszystko było odbiciem lustrzanym. Znów stała przed podestem z resztą uczniów ubrana w elegancką szatę i czekała, aż dyrektor wywoła ją. Tym razem jednak nie, by przydzielić ją do domu, a by odebrała dyplom ukończenia szkoły i wyniki egzaminów.

Gdy Riley wystąpiła, rozległy się uprzejme brawa jej znajomych i rodziców ślizgonki. Chwilę po tym, gdy odebrała teczkę w zielonkawym kolorze, rozległ się oślepiający błysk fleszy.

— Shaile Daphne Harlow!

Blondynka wróciła na swoje miejsce i uśmiechnęła się do Gwen, która starała się stać jak najprościej. Gdzieś tam byli również jej rodzice, którzy przez ten cały czas czujnie ją obserwowali. Chciała pokazać im, że dalej jest idealną córką, aby myśleli tak, dopóki nie dowiedzą się o jej ocenach i planach na życie.

— Wracasz z nami pociągiem? — spytała Riley, oglądając się przez ramię na stojących w drugim rzędzie Kastanie, Evana i Lamberta.

— Zapewne nie. Rodzice będą chcieli, bym wróciła z nimi — odpowiedziała jej, obserwując byłą przyjaciółkę, która akurat pozowała do zdjęcia z dyrektorem szkoły. Leon i Teresa nie wyglądali jednak na szczęśliwych osiągnięciami córki. Zapewne już wiedzieli, że spotyka się ona z gryfonem.

— Szkoda. Ale spotkamy się w wakacje, prawda? — dopytywała z nadzieją, jakby najważniejszą częścią jej życia była przyjaźń. Gwendolyn prawie niezauważalnie przewróciła oczami, kiwając głową. Tak naprawdę wcale nie miała ochoty utrzymywać kontaktu z Florence.

— Jak wyglądam? Nic mi się nie rozmazało? — spytała niespodziewanie, zdając sobie sprawę, że zostało nie wiele czasu na jej kolej. Riley przyjrzała się twarzy brunetki; długim rzęsom, mocno zaznaczonym ustom i falą opadającym wokół jej głowy.

— Wyglądasz idealnie — stwierdziła z przekonaniem.

— Jak zawsze...

Gdy ponownie jej wzrok zatrzymał się na Eleonorze i Stuardzie, miała wrażenie, że pośród ich brakuje jej czegoś. Jednostki, która dopełniała jej rodzinę. Od kłótni z Regulusem nie miała z nim kontaktu, co za każdym razem, gdy o tym myślała przyprawiało ją o strach. Owszem, wiedziała, jak działa kłótnia. Była również zbyt dumna, by po kilku dniach słać do niego listy z przeprosinami za nic, lecz brak wiadomości od niego mógł równie dobrze oznaczać coś znacznie gorszego. Chciała, by był przy niej tego dnia. By siedział gdzieś na końcu sali i patrzył, jak odbiera dyplom będący znakiem, że wreszcie jest wolna. Wiedziała, że Śmierciożerca w samym środku zamku nie był dobrym pomysłem, ale jej wizji nie mogło zaburzyć nic.

— Gwendolyn Astrid Parks — wstała, a atramentowa szata opadła, unosząc się kilka centymetrów nad ziemią dzięki jej wysokim szpilką. Momentalnie wyrzuciła wszystkie negatywne i niepokojące myśli z głowy i skupiła się tylko na konkretnej sytuacji oraz na tym, by wyglądać oszałamiająco.

Uśmiechnęła się perliście i w towarzystwie oklasków weszła na podest, na którym czekał na nią Dumbledore. Dyrektor podał jej teczkę, do której nie miała nawet zamiaru zaglądać, a następnie uścisnął jej rękę.

— Powodzenia w życiu, panno Parks — powiedział, uśmiechając się. Mimo, że w jego głosie nie było niczego, co kazałoby jej sądzić, że mówi o Regu, była tego pewna.

— Dziękuję, ale nie potrzebuje tego — powiedziała przez zaciśnięte zęby, by nikt poza dyrektorem nie mógł tego usłyszeć. Pozowała do zdjęcia jako dumna absolwentka Hogwartu, choć jej prawdziwa natura mówiła sama za siebie. Nie potrzebowała tytułów, by podbić świat.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz