____________________________
I’d spend 10000 hours and 10000 more
if that’s what it takes to learn that sweetheart of yours
and I might never get there,
but I am gonna try
if it’s 10000 hours or the rest of my life
I am gonna love you
____________________________1 września, 1991 rok
Peron dziewięć i trzy czwarte pękał w szwach od wpadających przez przejścia i teleportujących się czarodzieji i ich dzieci. Wszyscy rozmawiali, żegnali się ze sobą i zajmowali przedziały w pociągu i mimo, że świat zdawał się całkowicie zmienić, odkąd Gwen miała okazję przebywać na stacji kolejowej w Londynie, to jego miejsce było dokładnie takie, jak je zapamiętała. Tym razem jednak to nie ona wybierała się do Hogwartu, a jej córka, która dorosła do tego, by móc zacząć naukę w szkole oddalonej od domu o wiele mil i zdobyć znajomych, którzy nie byliby jej kuzynostwem.
— Stresujesz się? — spytała kobieta, kładąc dłoń na ramieniu Chanel, która szybko spojrzała na nią, a potem wyraźnie starając się ukryć, jak bardzo spięta jest, pokiwała przecząco głową. Parks mimo, że nie odpowiedziała jej, zdawała sobie z tego sprawę. Wiedziała, że niektóre z jej cech odziedziczyła jej córka, w tym tą wypierania się swoich emocji. — Zobaczysz, będzie lepiej, niż myślisz. Ja jadąc do szkoły nie miałam w niej rodziny.
— Mam nadzieję, że przez to będzie mi potem łatwiej — stwierdziła młodsza, ciągnąć za sobą swój kufer. Poza standardową wyprawką pierwszorocznego zabrała ze sobą masę ubrań, w większości w ciemnych kolorach oraz kilka rzeczy, które miały przypominać jej o domu.
— Na pewno będzie. Poza tym nazwisko też zrobi swoje — Gwen uśmiechnęła się zawadiacko, jakby doskonale zdawała sobie sprawę, jakie zaskoczenie wywoła jej córka w szkole, w dodatku z dwoma kuzynkami również należącymi do Blacków.
— A tak wracając do cioci Shaile, widzisz gdzieś ją? — zaczęły rozglądać się, co przy ilości ludzi, która ich otaczała, było praktycznie bezskuteczne. Mimo, że Harlow była dosyć charakterystyczna, Gwendolyn była pewna, że nie zauważy jej, dopóki ta nie stanie centralnie obok niej.
— Spakowałaś wszystko? — spytała kontrolnie czarownica, zatrzymując się przy jednym z wejść do wagonu. Obróciła Chanel ku sobie, a potem pogłaskała ją po głowie, wywołując u niej irytacje, gdy w ten sposób wygładziła jej ciemne włosy. Młodsza Black niespecjalnie interesowała się tym, jak wyglądały, przez co były dosyć postrzępione i sięgały jej ramion, jednak z drugiej strony nie znosiła, gdy ktoś bez jej zgody próbował w nie ingerować.
— Tak mamo, mam szczoteczkę do zębów, różdżkę, album, a sowa będzie czekać na mnie już na miejscu. Poza tym jeśli czegoś zapomnę, zawsze możesz mi to wysłać — zasugerowała Chan, próbując uspokoić bardziej podekscytowaną od niej matkę.
— Patrz, już są!
Wskazała na prawo, gdzie rzeczywiście, znajdowała się ich rodzina. Mimo, że Shaile i jej córki przyciągały częściowo uwagę innych osób, nie sprawiały wrażenia kogoś, kto właśnie teleportował się z drugiego końca Europy. Bo mimo, że ostatnie jedenaście lat spędziły we Francji, Harlow zdecydowała się posłać swoje dzieci do Hogwartu, który dobrze znała, a nie szkoły magii w rodzinnych stronach własnej matki.
— Cześć, Salut! — powiedziała Thea, niemal od razu witając się z obiema czarownicami uściskiem. Była ubrana w lekką sukienkę z falbankami i promieniała energią, której na pierwszy rzut oka spokojna Chanel nigdy nie mogła zrozumieć. Ona sama wydawała się być cicha, jednak jej prawdziwy charakter ukazywał się dopiero wtedy, gdy tego chciała.
— Idziemy zająć przedział? — spytała Zoe, niższa od swojej siostry dziewczyna. Rozglądała się, oceniając sytuację i ludzi, których widziała. Poza odmiennym wyglądem od jej siostry różnił ją także charakter, przez co Gwen nie raz powtarzała, że bliźniaczki były jak osobne wcielenia Shaile i ich ojca, tyle, że zamienione wyglądem, ponieważ to Thea miała bardzo jasne włosy, a druga Black tak ciemne, jak ciotka i kuzynka.
CZYTASZ
Made of blood · Regulus Black ✔
FanfictionGwen miała życie wyjęte z baśni o księżniczkach, zaufanych znajomych, rodziców z kilkoma skarbcami w Gringocie oraz chłopców na każdą zachciankę. Aktorskie maski, sztyletujące słowa i zabójczy wygląd były jej bronią, tarczą, którą chroniła się przed...