72. Trudna decyzja

434 43 35
                                    

___________________________
We get it on most every night
when that moon is big and bright
it's a supernatural delight everybody's dancing in the moonlight everybody here is out of sight
they don't bark and they don't bite they keep things loose they keep it tight
everybody's dancing in the moonlight
___________________________


— Gigi? — brunetka uniosła głowę, bezgłośnie wskazując na swoją córkę, która spała w nosidełku. Minęło kilka dni i mimo, że najchętniej opuściłaby szpital jeszcze tego samego, w którym urodziła, lekarz dopiero po czasie pozwolił jej wyjść. Do tej chwili zdążyła zebrać siły i nauczyć się wszystkiego, co początkowo wydawało jej się przerażające w kwestii własnego dziecka.

Spojrzała na Shaile, która powoli otworzyła drzwi, uważając, by te nie zaskrzypiały, a potem kiwnęła głową na powitanie, wchodząc do środka.

— Gotowa? — spytała szeptem, zabierając torbę, podczas gdy Parks upewniła się, czy aby na pewno Chanel jest dobrze zapięta w foteliku.  Otuliła się szczelniej płaszczem, pamiętając, że o tej porze roku na dworze nie jest już zbyt ciepło, a potem zgodziła się.

— Tak, chodźmy. Mam już dość tego miejsca — odpowiedziała równie cicho. Moment wyjścia ze szpitala i podróż do domu, w którym ostatni raz była jeszcze z małą Black w brzuchu, wydawał się dziwnie ekscytujący.

— Gdy dotrzemy na miejsce, możemy porozmawiać? — spytała blondynka, nie patrząc w oczy przyjaciółce, jakby ponownie zrobiła coś, czego tamta nie mogła znieść i przez to żałowała naruszenia ich relacji. Gwen, oczywiście zauważyła jej odmienne zachowanie, jednak wolała poczekać i  zrozumieć wszystko, niż tak, jak w przypadku związku Shaile z Syriuszem, dowiedzieć się przez przypadek.

— Jasne.

— Jaka ona jest słodka, gdy śpi — stwierdziła z rozczuleniem ślizgonka, nie mogąc oderwać wzroku od dziewczynki, która zmarszczyła lekko nosek, nie budząc się ani razu podczas podróży do domu. Właśnie tak spędzała większą część doby, jednak nie przeszkadzało to reszcie, by skakali nad nią i mówili, jak bardzo przypomina Gwen lub jak niezwykle grzeczna jest.

— I mam nadzieję, że będzie tak jak najdłużej — dodała brunetka, docierając do znajomej kamienicy. Pani Black przywitała je w drzwiach i niemal od razu zabrała od Gwen córkę, aby ta mogła w spokoju odświeżyć się po drodze. — Jestem pewna, że planuje mnie przeżyć, a potem wychować Chanlie jak własną córkę — stwierdziła szeptem, patrząc, jak rozpromieniona czarownica znika w salonie z małym dzieckiem.

— Zawsze mogła cię nienawidzić — zasugerowała cicho Shaile, podając jej zabraną ze szpitala torbę. Za pomocą zaklęcia przeniosła ją na piętro, a potem zaprowadziła przyjaciółkę do pomieszczenia, w którym przebywały pozostałe domowniczki. Harlow przywitała się cicho z panią Black, jednak ta, jakby zupełnie jej nie zauważyła, pochylała się nad wnuczką, która najwyraźniej zdążyła się obudzić. Trzymała nad jej głową własną różdżkę i za jej pomocą tworzyła błyszczące iskierki, które mieniły się różnymi barwami.

— Ale jestem zmęczona — stwierdziła nagle Gwendolyn, rozciągając ramiona. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad czymś. — A przecież przez ostatnie dni tyle spałam.

— To normalnie, kochanie — powiedziała starsza czarownica, uśmiechając się, gdy zaciekawiła Chanel. — Idź się połóż, ja się zajmę Chan.

— Gwen... — zaczęła Shaile i tyle wystarczyło, żeby Parks przypominała sobie, że obiecała jej poważną rozmowę. Uśmiechnęła się leniwie, rozciągając rękawy swetra, który miała na sobie.

Made of blood · Regulus Black ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz